Z ust kanclerz Angeli Merkel padły swego czasu wielkie obietnice pod adresem rodzin ofiar NSU. „Robimy wszystko, by wyjaśnić te morderstwa, zdemaskować popleczników i pomocników i sprawiedliwie osądzić i ukarać sprawców. W tym kierunku zmierzają wszystkie intensywne działania odpowiednich urzędów federalnych i krajowych”. Te słowa padły w lutym 2012 na centralnej uroczystości pogrzebowej ku czci ofiar NSU w Berlinie.
Trzy miesiące po zdemaskowaniu Narodowosocjalistycznego Podziemia (NSU) słowa te budziły nie tylko u bliskich 10 ofiar wielkie nadzieje. Ale w przeważającej części nadzieje te zostały zawiedzione. Przede wszystkim za sprawą przebiegu procesu NSU.
Otwarty wymiar kary dla Beaty Zschäpe
Proces karny przed monachijskim Wyższym Sądem Krajowym trwa już trzy i pół roku. Główna oskarżona Beate Zschäpe przypuszczalnie w przyszłym roku zostanie skazana być może na karę dożywotniego więzienia. Może jednak stać się też zupełnie inaczej, ponieważ na podstawie obecnego materiału dowodowego nie można jej udowodnić bezpośredniego udziału w serii morderstw. Możliwe więc, że dostanie łagodniejszy wyrok. Rodziny ofiar, po straszliwej stracie najbliższych, odebrałyby to jako kolejne upokorzenie. Z ludzkiego punktu widzenia takie uczucia są zrozumiałe. Lecz w procesie według zasad państwowoprawnych nie można brać na to względu.
Proces przed monachijskim sądem zasługuje na krytykę jednak z zupełnie innego powodu. Nawet, jeżeli zabrzmi to paradoksalnie, pomimo swojego bezprzykładnego wymiaru, w samym meritum jest ujęty zbyt wąsko.
Dzieje się tak po pierwsze za sprawą Prokuratury Federalnej, która kurczowo obstaje przy swojej tezie terrorystycznego tria z udziałem Beaty Zschäpe, Uwe Mundlosa i Uwe Böhnhardta. To, że ta trójka tworzyła trzon NSU jest bezsprzeczne. Ale mogła ona przez prawie 14 lat działać w podziemiu i mordować ludzi tylko z pomocą wielu wspierających ją osób. Czworo z nich siedzi w Monachium obok i za Beatą Zschäpe na ławie oskarżonych. W ten sposób Prokuratura Federalna dobitnie pokazuje, że NSU oplatała cała sieć pomagierów. W przekonaniu oskarżycieli posiłkowych sieć ta była dużo większa. Niemożliwością jest właściwie podawanie tego w wątpliwość, bowiem w najbliższym otoczeniu trojga założycieli NSU było zbyt wiele podejrzanych postaci z kręgów skrajnej prawicy i służby ochrony konstytucji. Cały szereg z nich występowało już w roli świadków w samym procesie czy przed licznymi parlamentarnymi komisjami śledczymi.
Czy w państwowych służbach ktokolwiek wiedział o NSU?
Niektórzy z nich mogliby mieć ewentualnie kłopoty z wcześniejszymi zeznaniami, gdyby otwarto i włączono do procesu obciążające ich akta. Ale idące w tym kierunku wnioski o dopuszczenie dodatkowego materiału dowodowego są wciąż odrzucane przez sędziowski senat, z czego za każdym razem po cichu może cieszyć się Prokuratura Federalna. W oskarżycielach posiłkowych umacnia to tylko przekonanie, że w ten sposób próbuje się tuszować zakrawające na skandal działania niemieckich służb bezpieczeństwa czy wręcz uwikłanie w działalność NSU ich funkcjonariuszy. Jest to insynuacja nie do udowodnienia, ale jest ona właściwie logiczna wobec ciągłej taktyki betonowego muru.
Tu dochodzi się znowu do obietnicy Merkel, że „zrobione zostanie wszystko, by wyjaśnić morderstwa”. Jeżeli faktycznie prawdą jest, że „wszystkie urzędy federalne i krajowe intensywnie pracują nad tym”, to powinny one także ujawnić wszystko, co związane jest z NSU. Dlaczego pani kanclerz nie mogłaby osobiście zająć się tą sprawą? Właśnie w momencie, kiedy służby bezpieczeństwa same podejrzewają tworzenie się nowych struktur prawicowego terroru. „Chodzi o to, aby zrobić wszystko, co jest w mocy państwa prawa, żeby coś takiego się nie powtórzyło”. Także te słowa padły z ust Angeli Merkel podczas wystąpienia na uroczystości pogrzebowej dla ofiar NSU.
Marcel Fuerstenau / tł. Małgorzata Matzke