Co Donald Trump może osiągnąć na spotkaniu z Władimirem Putinem? Niewiele. Rosja na pewno nie wycofa się z Krymu. Dalej będzie popierać rebeliantów na wschodzie Ukrainy. Tak samo jak prezydenta Asada i irańskie oddziały w Syrii. Postawy Putina wg motta "Russia first" Trump nie zmieni.
Władca Kremla może natomiast bardzo skorzystać na tym spotkaniu. Jeśli Putin i Trump usiądą naprzeciwko siebie, by porozmawiać na temat zbrojeń atomowych, telewizję przekażą w świat przesłanie – ci dwaj politycy negocjują jak równy z równym. Dla Putina to nieważne, jaki będzie wynik tych negocjacji.
Jednocześnie takim spotkaniem na szczycie Putin ponownie dzieli Zachód. Paradoksalnie to "wielki brat" zza Atlantyku niweczy cel Wielkiej Brytanii izolowania Rosji po aferze Skripala.
Wywiedzeni w pole, a nawet zdradzeni, mogą poczuć się Ukraińcy. Przy czym Kijów wie, że Waszyngton zawsze wspierał ich słowami, a rzadko gotówką. Putin może być gotów na ustępstwa w kwestii konfliktu na Ukrainie, ale za cenę zgody Amerykanów na gazociąg Nord Stream 2.
Pewne jest natomiast, że Amerykanie także i po tym szczycie nie zrezygnują z sankcji wobec Rosji. Kongres USA nie może ich znieść z dnia na dzień. Wśród kongresmenów nie ma też woli politycznej do takiego działania.
Dlaczego więc Trump chce pojechać na ten szczyt? Po pierwsze – chce dotrzymać swoich obietnic złożonych w kampanii wyborczej. Jedną z nich było polepszenie relacji z Rosją. Po drugie jego ego potrzebuje spektakularnych inscenizacji politycznych. Autokraci wykorzystują narcyzm tego prezydenta. Dyktator Korei Północnej Kim Dżong Un w rzeczywistości nie poszedł na żadne ustępstwa. Pomimo to Trump sprzedał spotkanie z nim jako historyczny sukces. Putin to zauważył i postanowił pójść w jego ślady.