Rozczarowanie w Albanii i Macedonii Północnej jest ogromne. Co jest też zrozumiałe. Zdaniem Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego oraz szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska oba kraje Bałkanów Zachodnich spełniły wszystkie warunki potrzebne do podjęcia rozmów akcesyjnych. Obiecywano to im oraz pozostałym państwom bałkańskim od 2003 r. Madcedonia Północna spełnia formalne kryteria już od 2009 r., a od 2018 spełnia je także Albania. Po tym, jak Macedonia Północna rozwiązała spór z Grecją dotyczący nazwy państwa, w Skopje można było wyjść z założenia, że na szczycie UE w Brukseli urzeczywistnione zostaną w końcu wieloletnie zapowiedzi.
Tymczasem jeden z przywódców - prezydent Emmanuel Macron nie wyraża zgody ani na kandydaturę, ani na rozmowy akcesyjne. Dwaj inni: premier Holandii oraz premier Danii odrzucili rozmowy z Albanią. Niezrozumiałe weto Macrona progrąża UE w kryzysie wiarygodności nie tylko na Bałkanach, lecz także w Brukseli. Ile warte są obietnice UE, jeśli pomimo przeprowadzonych reform i wszelkich starań nie zostają one dotrzymane? Po co eksperci z niepozbawionej krytycyzmu Komisji Europejskiej latami sprawdzają dokładnie kandydatów, by na końcu jedno "nie" z Paryża zamieniło wszystkie dotychczasowe wyniki badań w makulaturę?
Nowa szefowa KE Ursula von der Leyen, która opowiada się za przyjęciem państw bałkańskich, będzie miała wkrótce spore problemy z francuskim sprzeciwem. I nie pomoże fakt, że w pozyskaniu stanowiska pomógł jej Macron, który jest teraz obrażony z powodu tego, że jego francuzka kandydatka nie została unijną komisarz. Macron jest wściekły na Brukselę. Nie pomogły nawet dobrotliwe perswazje kanclerz Angeli Merkel, która sama jest za rozszerzeniem UE.
Macronowi chodzi o coś innego
Dla francuskiego prezydenta ważniejsze od skutków dla państw bałkańskich są najwyraźniej wewnątrzpolityczne argumenty. Oczywiście ma on na karku skrajnie populistyczną opozycję, która nie chce więcej migrantów we Francji i tak czy inaczej wojuje przeciwko UE. Ale tylko z tego powodu nie można podkopywać wspólnej polityki unijnej. Również w Niemczech skrajni populiści odnoszą się krytycznie wobec kursu rozszerzenia Unii. Jednak na kanclerz Merkel nie robi to dotąd żadnego wrażenia. Argument Macrona, że Albania nie może przystąpić do rozmów akcesyjnych, ponieważ tak wielu Albańczyków szuka azylu we Francji, jest bezproduktywny. W 2018 r. azyl w tym kraju przyznano dokładnie 74 Albańczykom. Natomiast 8 tys. pozostałych wnioskodawców uznano za migrantów ekonomicznych i zostaną z Francji wydaleni. Rodzi się jedynie pytanie, dlaczego warunki gospodarcze w Albanii są tak złe, że aż tylu mieszkańców opuszcza ten kraj.
Akcesja potrwa na pewno dziesięć lat lub dłużej i może być wykorzystana do tego, by kraj lepiej przygotować na wprowadzenie standardów unijnych. Przecież to nie jest tak, że w Albanii i Macedonii Północnej obowiązywać będzie od jutra prawo swobodnego przepływu pracowników. W końcu UE sporo nauczyła się z błędów podczas procedur przyjmowania Bułgarii, Rumunii czy Turcji. Obecnie procedury te są nie tylko o wiele bardziej złożone, ale też zostały usztywnione. Kolejne regulacje, których słusznie domaga się Emmanuel Macron, mogą być wprowadzone w trakcie negocjacji, ale nie wcześniej. Procedury akcesyjne nie były i nie są sztywnym odhaczaniem kryteriów, lecz procesem, w którym reaguje się na rozwój sytuacji w krajach przystępujących.
Najlepszym przykładem są trwające od 14 lat negocjacje akcesyjne z Turcją, które z powodu autokratycznych zapędów prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana zostały praktycznie zamrożone. Brak perspektyw na przynależność kiedyś do UE staje się zagrożeniem dla procesu pokojowego na Bałkanach, bo mogą rosnąć wpływy Rosji, Chin, a także Turcji w tym regionie. A przecież tego prezydent Francji z pewnością nie chce. Argumentacja Francji jest słaba i Emmanuel Macron powinien przemyśleć swoje weto, chyba, że sam da je populistom. Następną szansą na to jest szczyt UE w grudniu.