Koniec kontroli na granicach. Ale normalność wraca powoli
13 czerwca 2020Patrząc na to co w nocy z piątku na sobotę działo się na moście granicznym między Słubicami a Frankfurtem nad Odrą, łatwo było o uczucie déjà vu. Tłum odliczający do północy, wiwaty, strzelające korki od szampanów, a potem upragnione otwarcie granicy. Jakby był 1 maja 2004 roku, a Polska wchodziła właśnie do Unii Europejskiej.
Tym razem świętowano jednak powrót do unijnej normalności, czyli zniesienie kontroli sanitarnych na granicy między Polską a Niemcami, wprowadzonych 15 marca przez władze w Warszawie w związku z pandemią koronawirusa. Po prawie trzech miesiącach znowu można bez problemu podróżować między krajami. Niemcy znowu mogą przekraczać Odrę, a Polacy wracający z Niemiec nie muszą iść na obowiązkową kwarantannę.
Granica już nie dzieli
Frankfurt i Słubice wracają do wspólnego życia, do którego po obu stronach granicy zdążono się już przyzwyczaić. Od wejścia Polski do strefy Schengen i zlikwidowania kontroli granicznych miasta coraz mocniej się ze sobą zrastają. – To już jest jedno miasto, chodzimy często na niemiecką stronę na spacer z dzieckiem, na zakupy. Po zamknięciu granicy Słubice zrobiły się nagle takie małe i ciche – mówi młode małżeństwo żyjące po polskiej stronie.
Inni mieszkańcy wyrażają się bardziej dosadnie. – Słubice zmieniły się w miasto widmo. Jeszcze trochę, a ludzie zaczęliby się stąd wyprowadzać – mówi ekspedientka w sklepie z papierosami. – Miasto zrobiło się puste i smutne. Kto kiedyś zastanawiał się jak Słubice wyglądałyby bez otwartej granicy z Niemcami, dostał odpowiedź i chyba nie chce już takiego miasta – mówi grupka młodych Polaków, idąc do ulubionej kawiarni po niemieckiej stronie.
Klienci wracają powoli
Z powrotu do normalności najbardziej cieszą się właściciele sklepów i stoisk handlowych w Słubicach, Kostrzynie nad Odrą, Osinowie i innych polskich miastach żyjących z handlu z Niemcami. Ostatnie trzy miesiące byłby dla nich finansowym dramatem. Biznes zamarł praktycznie z dnia na dzień.
– 95 procent moich klientów to Niemcy – mówi sprzedawca na targu w Kostrzynie nad Odrą. W tę sobotę po raz pierwszy od marca otworzył swoje stoisko z artykułami ogrodniczymi. – Ale dla mnie jest już w zasadzie po sezonie, u mnie ruch jest wiosną – mówi.
Bez względu na porę roku dobrze sprzedają się papierosy. Ale wbrew oczekiwaniom pierwsza sobota po otwarciu granicy nie przyciągnęła tłumów klientów zza Odry. – Może to pogoda, jest strasznie gorąco. A może jeszcze nie rozeszła się w Niemczech informacja, że granica jest już otwarta – mówią sprzedawcy. I narzekają, że polski rząd nie poinformował wcześniej o dacie otwarcia. – My tu z Niemców żyjemy, a przez ostatnie trzy miesiące było zero ruchu, nikogo – dodają.
Niemcy z Berlina i okolic od lat przyjeżdżają do Kostrzyna na zakupy. Biorą papierosy, artykuły spożywcze, kwiaty. Przy okazji zatankują samochód, pójdą do fryzjera, zjedzą coś w lokalnej restauracji. – Przyjeżdżamy średnio co dwa, trzy tygodnie. Z prostego powodu, jest taniej – mówi mężczyzna z Berlina, który z całą rodziną przyjechał w sobotę na targ. Był jednym z pierwszych klientów w Kostrzynie po zniesieniu kontroli. Jak mówi, nie rozumie, dlaczego granica była zamknięta tak długo. – To głupota, żal mi było Polaków i ich biznesów – dodaje.
Ale opinie co do zasadności zamknięcia granicy są tutaj podzielone. Część sprzedawców i klientów uważa, że przesadzono. Inni przyznają, że wprowadzone kontrole, choć zabójcze dla biznesu, były konieczne. – Widać, jak łatwo zarazić się tym dziadostwem – mówi właściciel jednego ze stoisk.
Sprzedawcy liczą na to, że w nadchodzących dniach ruch będzie coraz większy. – Może rozejdzie się pocztą pantoflową wśród Niemców, że granica już otwarta i że nie ma żadnych korków – mówią. Zgodnie powtarzają też, że jeśli przyjdzie druga fala pandemii i ponowne zamknięcie granicy, to będą skończeni. – Tego nikt finansowo nie wytrzyma – dodają.