Koniec uzależnienia? Niemcy zmieniają podejście do Chin
20 września 2022O porcie w Hamburgu często mówi się, że to brama Niemiec na świat. W rzeczywistości to brama, która prowadzi przede wszystkim w kierunku Chin. Azjatycki gigant jest największym klientem portu w Hamburgu. Tylko w pierwszej połowie tego roku do hanzeatyckiego miasta dotarło ponad 1,3 mln chińskich kontenerów. Wiele z nich trafia do terminalu kontenerowego Tollerort (na zdjęciu powyżej).
Teraz największy chiński armator, koncern COSCO, chce objąć 35 proc. udziałów w terminalu. Jego właściciel, Hamburger Hafen und Logistik AG (HHLA), popiera ten krok. Dzięki temu terminal Tollerort stałby się dla globalnego potentata preferowanym miejscem przeładunku w Europie. W połowie sierpnia br. swoje wątpliwości w sprawie wejścia COSCO do Hamburga wyraziło jednak Ministerstwo Gospodarki w Berlinie. Niemiecki rząd, jak podaje agencja Reutera, jest podzielony co do oceny inwestycji chińskiego giganta.
Spór o COSCO jest tylko elementem szerszego problemu: kwestionowanie relacji gospodarczych z Chinami to stawianie pod znakiem zapytania jednego z filarów niemieckiego modelu biznesowego. Szczególnie teraz, gdy po ataku Rosji na Ukrainę, zależność od rosyjskiego gazu okazała się słabym punktem Berlina, Niemcy zmagają się z relacjami z Chinami i zadają pytanie: jak postępować z autokracją, która od lat jest największym partnerem handlowym i na terenie której działa około 5 tys. niemieckich firm? Jak postępować z krajem, który w dokumentach UE określany jest jako partner, konkurent i strategiczny rywal jednocześnie – przy czym ciężar relacji przesuwa się coraz bardziej w stronę rywalizacji?
„Koniec z naiwnością”
Robert Habeck, minister gospodarki i wicekanclerz z ramienia Zielonych, zapowiedział już „bardziej solidną” politykę handlową wobec Chin. Na zakończenie spotkania ministrów gospodarek państw G7 w połowie września Habeck oświadczył, że „naiwność wobec Chin dobiegła końca”.
Już pod koniec maja minsiter odmówił koncernowi Volkswagen gwarancji na inwestycje w Chinach. Decyzja była szokiem, bowiem przez dekady działalność niemieckich firm w tym kraju była ułatwiana dzięki państwowym gwarancjom inwestycyjnym i eksportowym. Tim Ruehlig, ekspert ds. Chin z Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych (DGAP), w ten sposób ocenia zmianę kursu: – To może wkrótce stać się standardową metodą postępowania. W najbliższej przyszłości, jeśli niemieckie firmy będą chciały inwestować, jeśli będą handlowały z Chinami, to prawdopodobnie będą to robić na własne ryzyko i nie będą już mogły liczyć na państwowe gwarancje i zabezpieczenia – mówi. Ruehlig uznał w wywiadzie dla DW, że niemieckie państwo nie chce już tworzyć zachęt dla niemieckich firm do rozszerzania działalności w Chinach.
Niemiecki biznes i tak inwestuje tam na wielką skalę. Według badań Juergena Matthesa z Instytutu Niemieckiej Gospodarki (IW), niemiecki biznes zainwestował w pierwszej połowie roku w Chinach ok. 10 mld euro – to rekordowa kwota, która koncentruje się jednak tylko na kilku sektorach: Szczególnie producenci samochodów i firmy chemiczne nadal zabiegają o dostęp do chińskiego rynku - wynika z badania opublikowanego w połowie września przez Rhodium Group. Tylko czterech gigantów niemieckiego przemysłu – VW, BMW, Mercedes i BASF – odpowiadają za jedną trzecią europejskich inwestycji bezpośrednich w Chinach – piszą autorzy badania.
Przeceniana zależność?
Joerg Wuttke, prezes Europejskiej Izby Handlowej w Chinach, potwierdza ustalenia ekspertów Rhodium Group, według których 80 proc. europejskich inwestycji jest dokonywanych przez zaledwie 10 dużych europejskich firm. Wuttke dzieli się wnioskami z DW: – To pokazuje, że reszta europejskich firm wprawdzie nie opuszcza Chin, ale interesuje się obecnie również innymi krajami pod kątem nowych inwestycji i rozważa dywersyfikację.
Wuttke, który jest jednocześnie głównym przedstawicielem BASF w Chinach, przyznaje się do wyraźnego uzależnienia 10 dużych firm europejskich od Chin. I widzi zależność w imporcie rzadkich metali, surowców dla przemysłu farmaceutycznego czy dla systemów fotowoltaicznych. Zrównywanie tych relacji z handlem z Rosją uważa jednak za krzywdzące: – Mamy rurociągi z ropą i gazem z Rosji. Z Chin ciągnie do nas rurociąg z zabawkami, meblami, sprzętem sportowym, odzieżą, butami. Większość z tych produktów, powiedziałbym, że 90 proc., można łatwo zastąpić gdzie indziej.
A co z eksportem do Chin? Według Juergena Matthesa z Instytutu Niemieckiej Gospodarki zależy od niego ok. 3 proc. niemieckich miejsc pracy. – To ponad milion miejsc pracy. To spora liczba, którą trzeba jednak widzieć w stosunku do łącznie ponad 45 mln osób zatrudnionych w Niemczech – mówi DW. Ekspert podsumowuje: – Na poziomie makroekonomicznym zależność od Chin jako rynku eksportowego jest istotna, ale nie jest tak duża, jak często twierdzi się w mediach.
Zieloni wywierają presję
W niemieckim koalicyjnym rządzie zwłaszcza Zieloni zwiększają presję w kwestii prowadzenia interesów z Chinami. Na początku września br. minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock ostrzegła w przemówieniu przedstawicieli biznesu: – Nie możemy sobie po raz drugi robić nadziei na zasadzie 'z tymi autokratycznymi reżimami wcale nie będzie tak źle' – mówiła. Zielona minister zapowiedziała opracowanie strategii wobec Chin jako części strategii bezpieczeństwa narodowego, nad którą obecnie trwają prace: – Dla niemieckiego rządu i dla mnie ważne jest, abyśmy w strategii wobec Chin zawarli to, czego nauczyliśmy się z naszej zależności od Rosji.
Jak podaje agencja Reutera, ministerstwo gospodarki zastanawia się, jak skłonić krajowe firmy, aby zamiast Chin, zwróciły się w kierunku innych krajów azjatyckich. W grę wchodzą nie tylko państwowe inwestycje i gwarancje eksportowe. Państwowy bank rozwojowy KfW ma zbadać ograniczenie swojego programu dedykowanego Chinom i zaoferowanie w zamian pożyczek na prowadzenie biznesu w krajach takich jak np. Indonezja. Również mniejsze programy, jak np. promocja targów, są poddawane analizie.
Niemieckie środowisko biznesowe już od dłuższego czasu jest świadome ryzyka. Już w ubiegłym roku Federalny Związek Przemysłu Niemieckiego (BDI) zastanawiał się nad współpracą w zakresie polityki handlu zagranicznego z krajami autokratycznymi. W efekcie wypracowano „Dokument dyskusyjny na temat kształtowania stosunków gospodarczych w międzynarodowej konkurencji systemowej”. Autorzy BDI apelują w nim o koncepcję odpowiedzialnego współistnienia w zagranicznej polityce gospodarczej i współpracy o wyraźnie wytyczonych granicach.
Podczas organizowanego w czerwcu przez BDI Dnia Przemysłu Janka Oertel, ekspertka ds. Chin w Europejskiej Radzie Spraw Zagranicznych (ECFR), ostrzegała obecnych na sali menedżerów przed rozwojem polityki wewnętrznej w Chinach: – Przez długi czas gospodarka była na pierwszym planie w chińskiej polityce. Teraz jednak jasne jest, że cele polityczne mają pierwszeństwo przed celami gospodarczymi.
Dla wielu menedżerów zmiany kursu w Ministerstwie Gospodarki idą jednak za daleko. – Rządowe wsparcie i ochrona działalności niemieckich firm w Chinach co do zasady muszą zostać utrzymane – powiedział agencji Reutera Fridolin Strack, dyrektor zarządzający Komitetu Azji i Pacyfiku Niemieckiego Biznesu (APA). Jego zdaniem również chińskie inwestycje powinny być mile widziane w Niemczech i Europie. Strack nie chciał jednak skomentować konkretnego przypadku wykupienia udziałów w porcie w Hamburgu przez chińskie COSCO.