Konkurencyjne obchody: Moskwa, Gdańsk czy Berlin?
20 lutego 2015„Historia dzieli, a konkretnie to, jak ją postrzegają poszczególne narody”, zauważa Christoph von Marschall w komentarzu na łamach berlińskiego dziennika „Der Tagesspiegel” (20.02). Przypomina, że niedawna 70. rocznica wyzwolenia Auschwitz była przykładem takich rozbieżnych wspomnień. W miejscu pamięci spotkali się byli więźniowie z prezydentami Polski, Izraela, Niemiec i innych państw, a w Moskwie „samotny Władimir Putin uczcił Armię Czerwoną, siebie i swój kraj jako następców”, pisze von Marschall. Zapowiada, że już niebawem nastąpi kolejny rozdźwięk, a okazją będzie 70. rocznica zakończenia II wojny światowej.
Putin chce 9 maja w Moskwie w jak najliczniejszym kręgu szefów państw i rządów odebrać tradycyjną defiladę zwycięstwa. „Tylko, kto w czasie wojny na Ukrainie chce czcić Putina i jego żołnierzy jako siły wyzwoleńcze?”, pyta autor. I w tym przypadku Polska przygotowuje alternatywę, a mianowicie obchody 8 maja br. w Gdańsku, tam, gdzie w 1939 rozpoczęła się wojna.
Z Putinem czy bez?
„Czy istnieje jakieś wyjście z tej sytuacji? Jedno miejsce i jeden autorytet, który uznają wszyscy uczestnicy?”, pyta autor. I odpowiada na to pytanie: Takim autentycznym miejscem byłby Berlin, bo tam została zaplanowana wojna i tam się zakończyła bezwarunkową kapitulacją Niemiec. Rodzi się jednak kolejne pytanie: Kto ma wystosować zaproszenie i do kogo? „Trudno sobie wyobrazić, żeby zrobił to prezydent Niemiec Joachimowi Gauckowi w imię bardziej prawdziwego obrazu historii; nie przystoi mu to jako potomkowi sprawców”, twierdzi autor komentarza. Dodaje, że mógłby to uczynić na niemiecką prośbę wysoki reprezentant Unii Europejskiej. „Ale czy można w obchody włączyć Putina, który na Ukrainie prowadzi wojnę?”, pyta von Marschall.
Dalecy od europeizacji
Nawet jeśli minął już „przymus dzielenia pamięci na bloki” to narodowe obrazy historii „uparcie nie poddają się europeizacji”, uważa autor komentarza. Jego zdaniem od 1989 rozbieżność między narodowymi perspektywami jeszcze się nasiliła. Wyjaśnia, że nie tylko Polacy, ale wszystkie narody, które żyją między Niemcami a Rosją, buntują się przeciwko oficjalnej wersji historii komunistów po roku 1945. „Klęska Niemiec nie przyniosła im wyzwolenia, a jedynie nową okupację, nowe prześladowania i nowe obozy. I słusznie odrzucają gloryfikację Armii Czerwonej”, czytamy w artykule.
Nie tylko Rosjanie
Czy jest jakiś wspólny mianownik? Na szybko przepaści tej nie można przezwyciężyć – uważa Christoph von Marschall, ale Europa musi poddać te rozbieżne obrazy historyczne publicznej dyskusji, by za pięć czy dziesięć lat znaleźć podstawę wspólnych obchodów.
„8 maja prezydent Gauck zostanie najprawdopodobniej w Niemczech. Może odwiedzić cmentarz żołnierzy radzieckich i wyrazić w słowach, że pamięta o tym wszystkim”, zakłada autor i podkreśla, że niezależnie od tego, co zrobiła Armia Czerwona w czasie wojny i jakie następstwa miało jej zwycięstwo, data 8 maja 1945 r. należała do sił, które wyzwoliły Niemcy.
W komentarzu czytamy także, że Armia Czerwona nie była armią czysto rosyjską. „Szacunek, jaki jej się należy, należy się także nierosyjskim żołnierzom”, konstatuje autor, a wstyd za zbrodnie na ziemi sowieckiej czują Niemcy nie tylko wobec Rosjan ale i wobec Ukraińców, Białorusinów czy mieszkańców krajów bałtyckich.
oprac. Katarzyna Domagała