Koronakryzys. Unia już ma awaryjny plan finansowy
10 kwietnia 2020Unijni ministrowie finansów ostatniej nocy – podczas negocjacyjnej dogrywki (po pierwszej rundzie sprzed dwóch dni) – doszli do ugody co do pakietu pomocowego, który ma pomóc krajom najdotkliwiej dotkniętym skutkami zarazy. – Zabrało to nam łącznie szesnaście i pół godziny spotkań oraz o wiele więcej rozmów przygotowawczych. Ale udało się! – ogłosił Mario Centeno, portugalski minister finansów i szef eurogrupy (ministrów eurostrefy), który prowadził obrady za pomocą telekonferencji. Kompromis stał się możliwy, bo z jednej strony Włochy na razie odpuściły postulat poważnych rozmów o euroobligacjach, a z kolei Holendrzy złagodzili swe żądania co do warunków pożyczek pomocowych. – To ważny dzień dla europejskiej solidarności – powiedział niemiecki minister Olaf Scholz, który pilotował ten kompromis wraz ze swych francuskim odpowiednikiem Bruno Le Maire.
Każde z 27 państw UE ostatecznie zgodziło się na program SURE wart do 100 mld euro tanich pożyczek na rzecz krajowych systemów utrzymania zatrudnienia na wzór niemieckiego Kurzarbeit (publiczne pieniądze na wsparcie płac pracowników w okresie przestojów). Pieniądze na SURE będą pożyczane przez instytucje UE na rynkach finansowych pod gwarancje ze strony wszystkich państw członkowskich. Ponadto, ministrowie zgodzili się na koronakryzysowe wzmocnienie Europejskiego Banku Inwestycyjnego, co powinno wygenerować do 200 mld euro wsparcia dla małych i średnich przedsiębiorstw w całej UE. Z kolei już tylko dla strefy euro przewidziano program kredytów pomocowych z funduszu ratunkowego eurostrefy (ESM) łącznie do wysokości 2 proc. PKB eurostrefy, czyli do około 240 mld euro.
– To wszystko sumuje się do około pół biliona euro. Ten plan awaryjny będzie chronić naszą strukturę gospodarczą i społeczną, gdy teraz zanurzamy się w recesji – przekonywał Centeno.
Obietnica wsparcia z ESM oznacza dla Włoch możliwość zaciągnięcia około 34 mld euro kredytu pomocowego. – Bez żadnych dodatkowych warunków – podkreślał włoski minister Roberto Gualtieri, bo Holendrzy ostatniej nocy rzeczywiście zrezygnowali z żądań, by te koronakryzysowe pożyczki powiązać z listą reform bądź warunków stawianych np. Włochom lub Hiszpanii co do kondycji budżetu i gospodarki. Takie „upokorzenie” byłoby trudne do przełknięcia dla Rzymu, gdzie gospodarczego „dyktatu” z Brukseli boi się zwłaszcza współrządzący Ruch Pięciu Gwiazdek. Jednak holenderskie ustępstwo ma swoją cenę – pieniądze bezwarunkowo pożyczane z ESM mają trafiać na cele związane ze zdrowiem publicznym (np. wsparcie szpitali w walce z zarazą), ale już nie przeciwdziałanie skutkom kryzysu na rynku pracy i w gospodarce.
Bez euroobligacji. Pora na nowy budżet UE
Uzgodniony pakiet to wyłącznie pomoc doraźna, bo w Brukseli nikt nie ma teraz wątpliwości, że na dłuższą metę do skoordynowanej odpowiedzi Unii na gospodarcze skutki koronakryzysu trzeba znacznie więcej wspólnych pieniędzy. Kraje unijnego Południa, czyli m.in. Włochy, Hiszpania (przy wsparciu Paryża) długo walczyły o jasne deklaracje eurostrefy, że jest gotowa do rychłych rozmów o wspólnych euroobligacjach („koronaobligacjach”). Ale to byłoby narzędzie do uwspólnienia części długów przez kraje euro. A do tego nie jest gotowa unijna Północ, której najważniejszym członkiem są Niemcy, ale najbardziej asertywnym jastrzębiem pozostaje Holandia. – Koronaobligacje nigdy nie były, nie są i nie będą dla mnie OK. To byłoby rozwiązanie nieuczciwe dla holenderskiego podatnika – deklarował po obradach holenderski minister Wopke Hoekstra.
Ministrowie finansów tylko ogólnikowo zapowiedzieli prace nad nowymi funduszami na odbudowę gospodarek po koronakryzysie, które mają „za pośrednictwem budżetu unijnego zapewniać finansowanie dla programów skrojonych pod pobudzenie gospodarcze”. – Komisja Europejska do końca kwietnia zaproponuje zmiany w obecnym projekcie budżetu wieloletniego – zapowiedział Paolo Gentiloni, komisarz UE ds. gospodarczych. I ten dostosowany do nowych wyzwań epidemicznych budżet ma – jak ustalili ministrowie – odgrywać „centralną rolę” w odpowiedzi na koronakryzys. – Przecież budżet UE to też transfery od np. niemieckiego podatnika do innych krajów za sprawą składek krajowych. Ale to nie tak toksycznie politycznie, jak transfery z użyciem euroobligacji – tłumaczy jeden z brukselskich dyplomatów.
Mniej subsydiów z Unii?
Komisja Europejska na razie nie zdradza, jakie zmiany zamierza wprowadzić w obecnym projekcie budżetowym z 2018 r., który przewiduje dla Polski o około 23 proc. mniej funduszy w porównaniu z obecną siedmiolatkę 2014-20 (z płatnościami do 2023 r.). Jednym z możliwych pomysłów jest przeniesienie ciężaru z grantów (teraz dominują) na wsparcie z budżetu UE dla tanich kredytów czy tez przyciąganie inwestorów prywatnych za pomocą gwarancji z Unii, co np. dla administracji i beneficjentów w Polsce byłoby bardziej pracochłonne i trudniejsze. Ponadto wydaje się całkiem możliwe, że kraje UE na razie zrezygnują z trudnych rokowań co do budżetu siedmioletniego, a pójdą na wariant z awaryjnym budżetem na co najwyżej dwa lata, czyli 2021-22. – Nasz rząd nie ma jeszcze stanowiska, iluletni budżet teraz negocjować – powiedział nam niedawno dyplomata kraju będącego jednym z głównych płatników.
– Jeszcze większym utrudnieniem w negocjacjach budżetowych będzie też projekt powiązania wypłat z przestrzeganiem praworządności. Wprawdzie budżet siedmioletni wymaga jednomyślności, ale warunki stanu nadzwyczajnego przeforsowane na Węgrzech przez Viktora Orbana sprawiają, że części krajów bardzo trudno byłoby zrezygnować w budżecie z warunków co do praworządności – tłumaczył nam w tym tygodniu Janis Emmanouilidis z brukselskiego European Policy Centre.
Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!