Koronawirus w Czechach. Merkel dzwoni do Babisza
24 lutego 2021Wszystko wskazuje na to, że niemieckie szpitale będą niebawem mogły przyjąć na swych oddziałach intensywnej opieki medycznej (OIOM-ach) pierwszych pacjentów z Czech. We wtorek (23.02.2021) wystąpił przed dziennikarzami czeski wiceminister zdrowia Vladimír Czerný, by poinformować, że w kraju wyczerpują się możliwości intensywnej terapii. Pozostało już jedynie 15 wolnych procent łóżek na OIOM-ach, a w ciągu dwóch, trzech tygodni może ich być mniej niż 5 procent.
Z tego powodu Czerný poprosił swojego szefa, ministra zdrowia Jana Blatnego, by wystąpił z wnioskiem do rządu o zwrócenie się o pomoc do innych krajów. Konkretnie mówił o Saksonii, która zaoferowała dziewięć łóżek w swoich szpitalach. Na pytanie dziennikarki, skąd ta liczba, skoro strona niemiecka nie wskazywała na takie limity, wiceminister odpowiedział, że tego nie potrafi wyjaśnić.
Szef rządu w Dreźnie Michael Kretschmer już w kwietniu ubiegłego roku proponował sąsiadom łóżka dla ich covidovych pacjentów w saksońskich szpitalach. Jednak ani Czesi, ani Polacy nie skorzystali jak dotąd z tej oferty.
Minister: Tylko opieka intensywna
Sytuacja w Czechach już teraz jest napięta, w niektórych regionach nawet bardzo – zwłaszcza na zachodzie i północy kraju. We wtorek w sąsiadującym z Saksonią i Dolnym Śląskiem czeskim województwie libereckim były tylko dwa wolne łóżka na OIOM-ach, informowała wieczorem Telewizja Czeska. Graniczące z Bawarią i Saksonią województwo karlowarskie boryka się zaś z tym problemem już co najmniej od początku roku.
Ordynator oddziału chorób wewnętrznych szpitala w Chebie na zachodzie Czech Stanislav Adamec, wspierany przez osobistości z miasta i regionu, już 10 stycznia apelował do ministra zdrowia o otwarcie granicy z Niemcami dla karetek pogotowia. Później dołączył do niego szpital w odległym o 30 km Sokołowie, w końcu kierownictwo województwa karlowarskiego, na obszarze którego leżą oba miasta. Blatný jednak za każdym razem odmawiał, argumentując, że problem można rozwiązać w ramach Republiki Czeskiej.
Od tego czasu – jak mówił podczas konferencji prasowej Czernego praski koordynator intensywnej opieki Tomász Vymazal – między czeskimi szpitalami zostało przetransportowanych prawie 450 ciężko chorych pacjentów. Z Chebu i Sokolova trafiali do Pragi, Czech Południowych, a nawet na odległe o kilkaset kilometrów Morawy. Najczęściej helikopterem, czasami karetką.
W końcu i sam szef resortu zdrowia doszedł do wniosku, że sytuacja jest rzeczywiście poważna. We wtorek wieczorem Blatný powiedział w publicznej Telewizji Czeskiej o swoim liście do stojących na czele województw hejtmanów (marszałków), w którym ich informował, że w razie kryzysu szpitale mają wstrzymać wszelką opiekę z wyjątkiem intensywnej terapii.
Merkel do Babisza
Tymczasem do Andreja Babisza nieoczekiwanie zadzwoniła niemiecka kanclerz. „Zaoferowała kolejne łóżka do dyspozycji, jeśli będzie taka potrzeba”, relacjonował czeski premier. Angela Merkel zapewniła go, że zorientuje się, jakie są możliwości przyjęcia pacjentów z Czech w Bawarii i innych landach.
Babisz potwierdził również ofertę premiera Saksonii Michaela Kretschmera udostępnienia dziewięciu miejsc dla covidovych pacjentów z Czech. „Przekazałem tę informację pisemnie hejtmanom województw karlowarskiego i usteckiego; od nich teraz zależy, czy z niej skorzystają”, powiedział agencji prasowej CTK. Hejtman karlowarski Petr Kulhánek oznajmił z kolei, że udostępnione w Saksonii miejsca zostaną wpisane na listę krajowej dyspozytorni wolnych łóżek.
Tak proste to jednak nie jest. Rzeczniczka ministerstwa zdrowia Barbora Peterová wyjaśniła CTK, że według ustawy o zagranicznej współpracy rozwojowej i pomocy humanitarnej taką decyzję zawsze musi podjąć rząd. Wnioskiem ma się zająć Centralny Sztab Kryzysowy. Jak poinformowała agencja CTK, pomoc Czechom zaoferowała już także Bawaria i Nadrenia Północna-Westfalia.
Problemem jest brak fachowców
We wszystkich doniesieniach na temat sytuacji w czeskich (a także słowackich) szpitalach mowa jest o liczbie wolnych łóżek. Ale problemem nie jest brak mebli, na których mają leżeć chorzy, nawet gdy mowa jest o najbardziej wyrafinowanym i naszpikowanym elektroniką sprzęcie. Nie są nim już także, jak się zdaje, respiratory, których tak brakowało w pierwszych miesiącach pandemii. To wszystko można już kupić.
Problemem jest natomiast brak ludzi – wysoce wyspecjalizowanych lekarzy i pielęgniarek. Fachowców, którzy potrafią obsługiwać skomplikowaną maszynerię do podtrzymywania życia. A tego problemu nie da się rozwiązać w ciągu kilku dni czy nawet tygodni.