Kościół Ewangelicki: Pokój ważniejszy od nacjonalizmu
29 grudnia 2015Ewangelicka Agencja Prasowa: Podsumowując 2015 trudno nie wspomnieć o rosnącym nacjonaliźmie w Europie. We Francji znacznie umocnił się Front Narodowy (Front National). W Polsce rządzi prawicowo-konserwatywna partia, która wzbrania się przed wszystkim co obce. Kraje bałtyckie izolują się w kwestii uchodźców. To wszystko najpierw obserwowaliśmy na Węgrzech. Czy Unia Europejska jako model wspólnoty, której najważniejszym celem jest pokój, już się przeżyła?
Bedford-Strohm: Te zjawiska mnie martwią, bo pokój w Europie jest obecnie ważniejszy niż kiedykolwiek w przeszłości. Dlatego zwrot ku nacjonalizmowi nie jest dla nas żadną opcją. Po katastrofie dwóch wojen światowych i upadku, do jakiego doprowadził nacjonalizm, byliśmy pewni, że ludzie w Europie potrzebują ostatecznie tylko pojednania i wzajemnej solidarności. Teraz trzeba zabiegać o uznanie dla tych historycznych zdobyczy. Liczę na to, że wkrótce także w innych krajach idea pokoju ponownie stanie się najważniejsza.
EPD: Ale nacjonalizm nasila się również w Niemczech. W aktualnych sondażach partia Alternatywa dla Niemiec (AfD) ma wysokie notowania, a przynajmniej część tego ugrupowania żywi uraz do obcych. Czy popularność AfD jest ,Pana zdaniem, zagrożeniem dla demokracji?
Bedford-Strohm: Zyjemy w stabilnej demokracji i nie wygląda na to, abyśmy prędko musieli się czuć zagrożeni. AfD skupia moim zdaniem bardzo różne środowiska. Partia ta wykrzykując na demonstracjach hasła skrajnej prawicy z pewnością przekroczyła czerwoną linię. Tym ważniejsze jest, aby się wiarygodnie zdystansowała od tych haseł.
EPD: Uczestnicy demonstracji organizowanych przez AfD i ruch Pegida pogardliwie wypowiadają się o polityce, społeczeństwie obywatelskim, a także o mediach. Jak, w Pana opinii, wpływa to na polityczny klimat w kraju?
Bedford-Strohm: Musimy być bardzo czujni, gdyż polityczna debata może zamienić się w nagonkę na jednostki lub środowiska. Słowa stają się jadem zatruwającym atmosferę społeczną - np. kiedy polityków nazywa się "zdrajcami narodu" lub dziennikarzy "zakłamaną prasą".
EPD: Czy taka postawa w ogóle jeszcze ma coś wspólnego z demokracją?
Bedford-Strohm: Demokrację mamy tam, gdzie mamy spór merytoryczny na argumenty, a nie emocjonalnie wygłaszane hasła. Kwestia integracji uchodźców, czy pytania o społeczną sprawiedliwość to tematy, o których trzeba dyskutować, ale na fundamencie konstytucyjnych wartości.
EPD: Jak silne są uprzedzenia wobec obcych w społeczności Kościoła? Zwłaszcza na wschodzie Niemiec część wiernych ulega argumentom AfD lub Pegidy.
Bedford-Strohm: Z gmin ewangelickich wychodzi wiele inicjatyw przyjaznego przyjmowania obcych i sprzeciwiania się ksenofobicznej nagonce - obserwuję to zarówno na zachodzie, jak i wschodzie Niemiec. Krótko przed świętami Bożego Narodzenia opublikowano wyniki badań, wg których Niemcy najbardziej obawiają się w kontekście uchodźców, że może dojść do radykalizacji nastrojów. Badania pokazały też, że osoby, które osobiście poznały uchodźców, mają mniej obaw.
EPD: Jak Kościół chce reagować na takie troski wiernych?
Bedford-Strohm: Jako Kościół jesteśmy odpowiedzialni za umiejętne odnoszenie się do takich lęków i rozpoczęcie debaty na ten temat. To pewność i zaufanie są wpisane w DNA wiary, a nie nieufność i strach. Spotkania z obcymi są pomocne w przełamywaniu wielu uprzedzeń. Kto spogląda w twarz człowieka znajdującego się w potrzebie, nie pyta o jego wyznanie, lecz czuje się poruszony tym. co widzi.
epd/ Róża Romaniec