Legalizacja marihuany w Niemczech. Oni już liczą zyski
25 marca 2024Dirk Rehahn nie chce jeszcze otwierać szampana. - Tak do końca jeszcze się nie odważyłem - mówi przedsiębiorca. Ma jednak powody do świętowania: liczba wejść na jego dwie strony internetowe wzrosła wielokrotnie od 23 lutego.
Tego dnia Bundestag przyjął projekt ustawy rządu federalnego o „kontrolowanym użyciu konopi indyjskich”. Zgodnie z projektem każda osoba dorosła będzie mogła uprawiać w domu trzy rośliny konopi indyjskich, przechowywać 50 gramów marihuany i nosić przy sobie do 25 gramów. Ustawa została również przyjęta przez Bundesrat 22 marca. Oznacza to, że marihuana będzie w dużej mierze legalna w Niemczech od 1 kwietnia. Teraz jest już jasne: sposób, w jaki prawo jest wdrażane, czyni Dirka Rehahna jednym z wygranych częściowej legalizacji.
Rehahn sprzedaje wszystko, co ma związek z uprawą trawki. Można to również opisać jako technologię szklarniową i artykuły ogrodnicze. Jego bestsellerami są tak zwane gotowe zestawy do uprawy - namioty wielkości lodówki z lampami, systemami wentylacyjnymi i technologią pomiarową. Najtańszy z nich kosztuje nieco ponad 500 euro, a najdroższy prawie 1500 euro - ale wszystkie są obecnie niedostępne. - Ludzie przestają się bać samodzielnej uprawy konopi - mówi w wywiadzie dla DW.
Konopny boom
Rehhahn odsiedział już dwa lata w więzieniu za pomocnictwo w uprawie konopi indyjskich. W 2011 roku założył hurtownię. Od tego czasu podczas sesji doradczych mówił głównie o „chilli, pomidorach i brokułach”. Teraz cieszy się, że będzie mógł udzielać normalnych porad. Zatrudniając czterech stałych pracowników, jego dwa sklepy "Drehandel" i "Dirks Growshop" wygenerowały w zeszłym roku obrót w wysokości dwóch milionów euro. W tym roku spodziewa się od trzech do czterech milionów.
Nastroje są również bardzo dobre wśród innych dostawców w branży, niezależnie od tego, czy jest to austriacki sprzedawca nasion konopi Seeds 24, czy hamburski sprzedawca Growmark - wszyscy ostrzegają o dłuższych terminach dostaw. Sklep internetowy Grow Guru podaje: „W tej chwili wszystkie sklepy i dostawcy są oblegani przez klientów”.
Wielkiego biznesu nie będzie
Nie wszyscy w branży mają jednak powody do świętowania. Ci, którzy liczyli na kompleksową legalizację, przeliczyli się. Nie będzie wyspecjalizowanych sklepów sprzedających marihuanę. Importerzy, dystrybutorzy, operatorzy sklepów - wszyscy oni muszą szukać nowych modeli biznesowych. Zgodnie z prawem marihuana rekreacyjna będzie uprawiana w domu lub konsumowana w tak zwanych stowarzyszeniach upraw niekomercyjnych - znanych również jako Cannabis Social Clubs.
- Na szczęście nasz model biznesowy nigdy nie został zaprojektowany z myślą o legalizacji - mówi dyrektor zarządzający Cantourage, Philip Schetter. Firma specjalizuje się w imporcie i przetwarzaniu medycznej marihuany. W Londynie prowadzi klinikę specjalizującą się w konopiach indyjskich. Według własnych oświadczeń w berlińskiej firmie pracuje 50 pracowników w Niemczech i 25 w Wielkiej Brytanii.
Cantourage wszedł na giełdę pod koniec 2022 roku. Od tego czasu cena akcji spadła o ponad połowę. Cantourage boryka się z podobnymi problemami jak wiele innych firm z branży: brakuje „wielkiego uderzenia”. - W przeciwieństwie do innych firm z branży, my jednak mocno się rozwijamy i przynajmniej nie przepalamy pieniędzy - mówi Schetter. Według firmy obroty w pierwszych dziewięciu miesiącach 2023 r. wyniosły 17 mln euro.
Rezygnując z drogich własnych zakładów produkcyjnych, koszty bieżące dają się opanować, mówi Schetter w wywiadzie dla DW. - Jesteśmy przygotowani na wszystko, co nadejdzie na naszej drodze – zapewnia. Największy potencjał widzi on w zmianie klasyfikacji marihuany.
Medyczna marihuana: wciąż duży potencjał
Zmiana w prawie oznacza, że marihuana jako lek nie jest już klasyfikowana jako środek znieczulający. To znacznie ułatwi przepisywanie leków. - Firmy, które już dziś działają w branży medycznej marihuany, odniosą z tego nieproporcjonalne korzyści - mówi Finn Hänsel, założyciel i dyrektor generalny Sanity Group. - Mieliśmy nadzieję na więcej, ale na rynku farmaceutycznym wciąż jest duży potencjał - mówi Hänsel w wywiadzie dla DW.
Obecnie w Niemczech jest prawie 200 tys. pacjentów leczonych konopiami indyjskimi. Rynek ten może nadal rosnąć. Całkowity obrót branży wynosi 200 milionów euro, które są dzielone między wiele firm.
Potrzeba cierpliwości
Drzwi do biznesu z marihuaną rekreacyjną pozostają jednak uchylone. W perspektywie średnioterminowej państwo chce zezwolić na komercyjne łańcuchy dostaw w wybranych dzielnicach i miastach. Tak zwane projekty modelowe w Berlinie, Kolonii lub innych miejscach mogłyby następnie przynieść dodatkowe miliony dzięki wyspecjalizowanym sklepom. Szczegóły projektów pilotażowych mają zostać ogłoszone latem. Potrzeba zatem cierpliwości.
Nie dotyczy to sprzedawcy internetowego Dirka Rehahna. Dotyczy go to samo, co poszukiwaczy złota: Ten, kto sprzedaje łopaty i sita, ma największe szanse na dobry zysk. Ale nie chce on opierać się tylko na jednym filarze. Jak mówi, branża konopi indyjskich jest bardzo dynamiczna. Inne modele biznesowe mogą odnieść większy sukces w perspektywie średnioterminowej. - Małe pionierskie sklepy ekologiczne w centrach miast zostały prawie wszystkie zastąpione przez duże sieci. To samo może stać się z nami – dodaje.
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach redakcji niemieckiej Deutsche Welle