Jubileusz Lekarzy bez Granic
20 grudnia 2011Aktualną sytuację na Wybrzeżu Kości Słoniowej „Lekarze bez Granic” naświetlają w krótkim wideo, które ukazało się na stronie organizacji na początku grudnia. Rząd tego zachodnioafrykańskiego państwa zadecydował właśnie, by 30 tys. ludzi, którzy ubiegłej wiosny uciekli przed zamieszkami, wróciło do domów.
Mimo to Lekarze bez Granic podjęli decyzję, że przy granicy z Liberią uruchomią zamknięty szpital. Zbyt dużo ludzi cierpi tam bowiem na choroby psychiczne, czy neurologiczne, mówi Jean-Pierre Kouadis. Psycholog pracujący dla MSF mówi: „mamy do czynienia częściowo z ciężkimi depresjami, też z ciężkimi stanami lękowymi”. W niektórych wypadkach stany te są chroniczne, mówi Jean-Pierre Kouadis. „Są bowiem pacjenci, którzy przeżyli już pierwszy kryzys w swoim kraju w 2002 r. i z jej skutkami nie poradzili sobie do dzisiaj. Nowe zamieszki z 2010 i 2011 roku ponownie całkowicie wytrąciły ich z równowagi” - dodaje.
Wielostronna pomoc
W kwietniu, podczas dramatycznej akcji pomocy, Lekarze bez Granic ewakuowali 99 osób z Misraty, portowego miasta w Libii, ogarniętego ciężkimi walkami rebeliantów i oddziałów Kaddafiego. Była to spektakularna akcja ratunkowa.
Rutyną jest natomiast na przykład mało spektakularna opieka nad chorymi na Aids w Republice Malawi. Fred był jednym z pierwszych pacjentów, którzy od sierpnia 2001 r. skorzystali z pomocy: „W 2000 r. byłem tak chory, że nie mogłem pracować”, opowiada 53-letni mężczyzna. Od czasu, kiedy bierze lekarstwa, jego stan zdrowia znacznie się poprawił i znowu może pracować: „Moje życie wróciła na normalne tory”, mówi.
Początki: humanitarne pośrednictwo pracy tymczasowej
W 1971 r., w chwili powstawania Lekarzy bez Granic, takie wieloletnie akcje pomocy, jak w Malawi, nie istniały, Aids nie był jeszcze wówczas tematem. Organizacja była odpowiedzią na klęskę głodu w Biafrze. Pojęcie „pomocy humanitarnej” było wówczas jeszcze nieznane. Jego trwałe zakorzenienie się w naszym słownictwie też jest zasługą Lekarzy bez Granic.
Rony Brauman stał się członkiem organizacji w połowie lat siedemdziesiątych. Był wtedy świeżo upieczonym lekarzem. W latach 1982-94 był prezesem MSF i na stałe ukształtował jej oblicze. Z uśmieszkiem wspomina, jak maleńka była ta organizacja jeszcze w 1976 roku: „Rezydowała na 40 metrach kwadratowych, sekretarka pracowała tylko na pół etatu”. MSF pośredniczyło tylko w wyjazdach lekarzy i pielęgniarek do akcji prowadzonych przez inne organizacje pomocy. Na własne akcje nie było środków, mówi Rony Brauman: „Początkowo byliśmy rodzajem agencji pośrednictwa pracy dla potrzeb akcji humanitarnych”. Sam po raz pierwszy wyjechał do Tajlandii. W obozie uchodźców pracował w zastępstwie lekarza misyjnego: „Po sześciu miesiącach skończyły mi się pieniądze i to uchodźcy byli tymi, którzy przynosili mi jedzenie”, wspomina.
Świat w poczekalni
W 1977 r. organizacja przygotowała pierwszą kampanię reklamową: ciemnoskóre dziecko patrzy zza krat dużymi, poważnymi oczami. Nad zdjęciem napis: „Lekarze bez Granic: w ich poczekalni czekają dwa miliony pacjentów”. Kampania zadziałała, zaczęły napływać pierwsze datki. Organizacja nareszcie dysponuje własnymi środkami i może rozpocząć własne akcje pomocy. Jest w Afganistanie po wejściu tam wojsk rosyjskich, po wybuchu katastrofy głodu angażuje się w Etiopii – i zostaje wyrzucona, MSF zbyt otwarcie krytykuje bowiem machlojki tamtejszego rządu.
Organizacja przyjęła sobie za cel nie tylko pomoc humanitarną. Jej ambicją jest też udostępnianie światu informacji o rzeczywistej sytuacji politycznej danego kraju. W 1999 r. MSF zostaje laureatem pokojowej nagrody Nobla. Lekarze bez Granic są dumni ze swej niezależności finansowej: jej budżet opiewał w ubiegłym roku na 813 milionów euro – z datków w sumie pięciu milionów wspierających.
Bezkompromisowa pomoc
Dzisiaj najważniejszym celem Rony'ego Braumana jest zachowanie całkowitej niezależności lekarzy: „Dla organizacji humanitarnej, jaką jest MSF, to bardzo ważne, żeby wobec wszystkich zaangażowanych w konflikt, zachować ten sam dystans”. Nieistotne, czy chodzi o żołnierzy w błękitnych hełmach ONZ, żołnierzy NATO, czy innych, wymienia lekarz. Musi zachować też dystans wobec walczących o równouprawnienie kobiet, o dostęp kobiet do placówek medycznych, angażujących się w walce z korupcją itd. Wszystko to godne cele, na których każdemu powinno zależeć. „Mimo to, musimy mieć na tyle odwagi cywilnej, by powiedzieć: nie jesteśmy tu po to, by zmienić afgańskie społeczeństwo”, jasno stawia sprawę Rony Brauman. „Jesteśmy tu po to, by udzielić pomocy medycznej wszystkim tym, których nie stać na wizytę u lekarza. Wszystko jedno, czy jest to biedny rolnik, talib, czy zgoła amerykański albo niemiecki żołnierz”.
40 lat swego istnienia organizacja podsumowuje w jubileuszowej publikacji, w której otwiera też dyskusję – na ile humanitarna organizacja powinna być skłonna w swojej pracy do kompromisów? Pomoc humanitarna przeżywa dzisiaj koniunkturę. Lekarze bez Granic od dawna nie są jedyną organizacją, która troszczy się o pomoc medyczną dla ofiar wojen, zaraz, katastrof naturalnych itp. Na całym globie cieszy się jednak ogromną renomą. Tam, skąd inni dawno już wyjechali, albo musieli wyjechać – „francuscy doktorzy” są na miejscu.
Suzanne Krause / Elżbieta Stasik
red. odp.: Andrzej Paprzyca / du