Nie musisz pracować na zmywaku. Pomoże ci Prosalamander
25 marca 2013Karolina Figurska-Okulicki przyjechała do Niemiec we wrześniu 2011 roku. W Polsce ukończyła 5-letnie studia polonistyczne, a po nich jeszcze zaocznie zarządzanie zasobami ludzkimi. Tuż po studiach znalazła pracę w polsko-niemieckiej firmie. Gdy firma upadła, znalezienie kolejnej posady nie było proste. Karolina postanowiła spróbować za Odrą. Znała już język niemiecki, a w kieszeni miała nawet potwierdzający to certyfikat Instytutu Goethego. Karolinie wydawało się, że bez trudu znajdzie odpowiednią pracę. – Rzeczywistość okazała się inna – przyznaje 30-letnia Karolina Figurska-Okulicki. – Potencjalni pracodawcy pytali o dyplom, który jest uznany w Niemczech – wyjaśnia. Kiedy próbowała dowiedzieć się, czy jej dyplom jest równoznaczny z dyplomem niemieckiej uczelni, zdobywała w urzędach sprzeczne informacje. W końcu podjęła pracę w fabryce na linii produkcyjnej.
Z pomocą przyszedł jej program ProSalamander. Dzięki niemu uzyskała uznanie pierwszej połowy studiów z zarządzania i mogła rozpocząć uzupełniające studia na Uniwersytecie w Ratyzbonie. Przez trzy semestry studiuje tam zarządzanie i zakończy je niemieckim licencjatem. – To powinno wystarczyć, by znaleźć odpowiednią pracę w moim zawodzie – przyznaje optymistycznie.
Pomoc w uzupełnianiu kwalifikacji
Karolina Figurska-Okulicki jest jedną z 25 stypendystów pilotażowego projektu ProSalamander. Projekt ma pomóc cudzoziemskim absolwentom szkół wyższych w uzupełnieniu kwalifikacji zawodowych, aby w Niemczech mogli pracować w swoim zawodzie. – Do tej pory byli kelnerami, taksówkarzami, pracowali w fabrykach i supermarketach, pomimo, iż w swoich ojczyznach ukończyli wyższe uczelnie z najlepszymi wynikami – przyznaje Kristin Piesker, koordynatorka projektu na Uniwersytecie w Ratyzbonie. Obecni stypendyści pochodzą z najróżniejszych krajów: Rosji, Ukrainy, Słowacji, Meksyku, Kolumbii, Brazylii czy Chin. – W ciągu trzech semestrów mogą zrobić niemiecki licencjat, niektórzy nawet magistra – mówi Piesker. Alexander Schlaak, rzecznik prasowy Uniwersytetu w Ratyzbonie, dodaje: – W czasach braku fachowców na niemieckim rynku pracy nie możemy sobie pozwolić na marnotrawienie takich kompetencji – mówi. Program ma pomóc także inżynierowi budowlanemu Maximowi Chebotarevowi z Kazachstanu, który w Niemczech pracował jako ogrodnik. Teraz Maxim studiuje na Uniwersytecie Duisburg-Essen, by niebawem zdobyć niemiecki dyplom inżyniera budowlanego.
Fachowy trening
Projekt, który rozpoczął się w połowie ubiegłego roku, finansowany jest ze środków Fundacji Mercator w Essen. Przez cztery lata fundacja przeznaczy na ten cel 2,5 mln euro. Uczestnicy programu otrzymują przez trzy semestry stypendium w wysokości 800 euro miesięcznie, dodatkowe kursy z języka niemieckiego i fachowy trening naukowy. – Uczymy się pisania prac naukowych, przygotowywania referatów, prezentacji, niebawem dojdą zajęcia z komunikacji w firmie – mówi Karolina Figurska-Okulicki. – Nie brakuje także zajęć interkulturowych, które przybliżają nam kulturę i zachowania Niemców – dodaje.
W programie uczestniczą na razie dwa uniwersytety. W Ratyzbonie stypendyści mogą studiować zarządzanie, medioznawstwo, informatykę mediów, filologię i kulturoznawstwo. Na Uniwersytecie Duisburg-Essen mogą z kolei wybrać studia na kierunkach inżynieryjnych i ekonomii. Kristin Piesker zdradza, że o udział w projekcie pytają już inne uczelnie. – Będziemy się starać o przedłużenie projektu – mówi Piesker. Kolejnych 39 stypendystów rozpocznie naukę w październiku. Warunkiem ubiegania się o stypendium jest dyplom uznanej zagranicznej uczelni oraz znajomość języka niemieckiego na poziomie zaawansowanym.
Karolina Figurska-Okulicki na razie nie myśli o powrocie do Polski. Do Niemiec przyjechał także jej mąż. Na razie pracuje na linii produkcyjnej.
Katarzyna Domagała-Pereira
Red. odp. Bartosz Dudek