Media społecznościowe chcą wypowiedzieć wojnę terroryzmowi
8 grudnia 2016Powiewające flagi bojówek tzw. Państwa Islamskiego w antycznych ruinach teatru w Palmirze lub nakręcana w tym samym miejscu w lutym 2015 egzekucja dwunastu żołnierzy syryjskich – takie zdjęcia propagandowe zamieszczane przez tzw. Państwo Islamskie w sieci mają nie tylko wymowę symboliczną, lecz mają za zadanie budzić przede wszystim strach. Można je było niejednokrotnie zobaczyć na YouTubie czy Facebooku.
Aktualnie Facebook chce połączyć siły z YouTubem, Microsoftem i Twitterem, by zapobiegać rozprzestrzenianiu się na stronach tych mediów brutalnych i ekstremistycznych zdjęć oraz filmów wideo. Firmy planują stworzyć wspólną bazę danych, która zawierać będzie „cyfrowe odciski palców” publikowanych treści. Do bazy danych będą przesyłane zdjęcia i materiały filmowe oznaczone specjalnymi „hashami”. Pozwoli to firmom lepiej kontrolować przesyłane treści, udostępniać je między sobą i w razie potrzeby usuwać ze swoich stron. Jak zaznaczył Facebook, baza ma być docelowo dostępna także dla innych zainteresowanych firm.
Wyjątki od reguły
Jednocześnie każde z przedsiębiorstw będzie mogło samo decydować o tym, czy publikowane przez nie treści zostały słusznie oznaczone jako treści propagujące ugrupowanie terrorystyczne. Na YouTube obowiązuje zasada, że wybrane wideo zostaje dopiero wtedy usunięte, jeśli zgłoszone to zostało przez użytkowników. Kiedy PI opublikowało w sieci w 2014 r. egzekucję amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foley'a, YouTube potrzebował aż 7 dni, by usunąć materiał ze swoich stron. W tym czasie film zdążyło obejrzeć 10 mln ludzi.
YouTube, podobnie jak inne media społecznościowe, żyje z liczby generowanych klików. Dlatego prawnik Chan-jo Jun, ekspert prawa informatycznego ma do inicjatywy tych mediów spore zastrzeżenia. Na początku listopada b.r. prowadził on dochodzenie przeciwko szefowi Facebooka Markowi Zuckerbergowi podejrzanemu o pomoc w podżeganiu do nienawiści. Jak stwierdził Cha-jo Jun w rozmowie z DW „Facebookowi nie udało się dotąd usunąć trwale ze swoich stron powtarzających się treści propagandowych”. Zdaniem prawnika powodem tego jest to, „że Facebook usuwa treści dot. przemocy i propagandy tylko wtedy, jeśli podparte są dodatkowo kontekstem. Natomiast nie usuwa zdjęcia dziewczyny po dekapitacji, jeśli dołączony jest do niego krytyczny post.
Tylko filmy i zdjęcia
W ramach planowanej inicjatywy Twitter, Facebook, YouTube i Microsoft zamierzają skoncentrować się wyłącznie na zdjęciach i materiałach filmowych. Facebook nie wspomniał ani słowem o tym, jak zamierza się obchodzić z propagandą terrorystyczną w postaci tekstów, nie mówiąc o treściach o wydźwięku rasistowskim, seksistycznym czy o "zmyłkowych informacjach", tzw. „fake news”. A przecież właśnie z tego powodu media społecznościowe znalazły się w ostatnim czasie pod ostrzałem krytyki. – Większość propagandy terrorystycznej wcale nie dociera do użytkowników bezpośrednio od tzw. Państwa Islamskiego” – twierdzi prawnik Cha-jo Jun. Treści te trafiają ze stron internetowych skrajnie prawicowych ugrupowań, które używają ich wyrwając je z kontekstu, by podżegać do nienawiści.
Lea Fauth / Alexandra Jarecka