Niemcy: Mieszkańcy miasteczka nie chcą osiedla dla uchodźców
2 lutego 2023Drewniane tablice z napisami w kolorze jaskrawej czerwieni dostrzeże każdy, kto akurat wjeżdża do Upahl. „Upahl mówi nie” albo „A gdzie my się podziejemy?” – to napisy na szyldach przy wjeździe do małej gminy w landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie na północy Niemiec.
Sprzeciw dotyczy planowanego ośrodka dla ok. 400 uchodźców, w gminie, która łącznie liczy 1,6 tys. mieszkańców. Jeśli jednak pojedziemy w kierunku terenu, gdzie powstać ma osiedle, to szybko do głowy przychodzi to pytanie, gdzie są ci wszyscy, którzy protestują przeciwko budowie?
W styczniowy poranek w Upahl nie widać prawie nikogo. Po dwóch stronach drogi ciągną się budynki przemysłowe, widać też fabrykę gumy, dużą mleczarnię i targ używanych ciągników. Pomiędzy dostrzec można farmę paneli słonecznych.
Na pierwszych mieszkańców można natknąć się dopiero w piekarni. – Wiemy, że oni muszą się gdzieś podziać – odpowiada zapytana o uchodźców sprzedawczyni. – Ale dlaczego wszyscy tutaj? W jaki sposób mamy sobie poradzić? – dopytuje. Przysłuchujący się rozmowie klient przytakuje twierdząco. Rozmówczyni nie chce podać swojego imienia, woli pozostać anonimowa.
Jeśli popytać we wsi, to ludzie na plany budowy reagują dość ostrożnie. Nikt tak naprawdę nie chce się szczerze wypowiedzieć. Wyczuwalny jest natomiast sceptycyzm wobec dziennikarzy.
Protesty przed urzędem
Jeszcze kilka dni temu o Upahl mówiło się w całych Niemczech. Ok. 700 osób protestowała przed urzędem, w którym rada sąsiedniego powiatu Grevesmuehlen zebrała się, żeby przedyskutować sprawę osiedla kontenerowego. Większość osób zachowywała się spokojnie, ale jedna grupka, w tym znani w regionie przedstawiciele skrajnej prawicy, próbowała wedrzeć się do środa i zakłócić obrady. W stronę budynku poleciała też pirotechnika. W końcu 120 funkcjonariuszy policji musiało chronić budynek przed zgromadzonym tłumem.
– Tak, znowu było o tym głośno w mediach – mówi kobieta w okienku kasy w Grevesmuehlen, po czym przesuwa po ladzie wydrukowany rozkład jazdy. Z tego miejsca autobusy odjeżdżają do do miasta powiatowego do Wismar, miasta portowego nad Bałtykiem.
W Wismar swoje biuro ma Tino Schomann, starosta powiatu Nordwestmecklenburg. Polityk wspiera decyzję o budowie osiedla kontenerowego i stara się ją objaśnić mieszkańcom. Od czasu ubiegłego protestu pod drzwiami Schomanna ustawiają się liczni przedstawiciele mediów. Starosta znajduje też czas na krótką rozmowę telefoniczną z DW.
Gminy potrzebują wsparcia
– Rozumiem obawy ludzi – mówi. Tylko, że nie ma alternatywy. – Co miesiąc trafia do mnie od 20 do 30 osób ubiegających się o azyl. Rozmieszczamy ich w salach gimnastycznych – tłumaczy.
W Niemczech osoby ubiegające się o azyl są rozdzielane po całym kraju do wstępnych ośrodków recepcyjnych. Tam rozpatrywana jest decyzja dotycząca ich statusu. Proces może trwać nawet dwa lata. W tym czasie ludzie nie mają za bardzo co ze sobą zrobić. A jednocześnie wciąż przybywają kolejni.
Tino Schomann twierdzi, że aby opanować sytuację, do jego powiatu powinno trafiać mniej osób. Oraz że ludzie, których wniosek odrzucono, muszą zostać deportowani, aby stworzyć miejsce dla kolejnych.
Opinia Schomanna nie jest wyjątkiem wśród lokalnych polityków. Również inne powiaty podkreślają, że sytuacja jest krytyczna. – Mam wrażenie, że zarówno wśród obywateli, jak i innych lokalnych polityków pojawiła się refleksja „Na szczęście ktoś to w końcu powiedział”. Rząd w Berlinie musi w końcu zrozumieć sytuację. – Tu nie pomoże żadna ilość pieniędzy. Potrzebujemy środków i możliwości, aby móc wypełnić przekazane nam zadania – podkreśla.
Uchodźcy kozłem ofiarnym
– Ludzie są obecnie obciążeni dość dużą ilością kryzysów – kryzys energetyczny, inflacja, wojna – mówi w rozmowie Rene Fuhrwerk, lokalny polityk Zielonych z Wismaru, który również przygląda się sytuacji wokół budowy osiedla. – To przekłada się na lęki, dla których ludzie szukają ujścia. I często pada na uchodźców, nawet jeśli to nie oni są przyczyną tych lęków – podsumowuje.
Polityk podkreśla potrzebę „solidarności i ludzkiej godności" w odniesieniu do uchodźców. Dostrzega również ogromne wyzwanie: – Od 2015 r. obciążenia sukcesywnie rosną. Jednocześnie nie powstały żadne nowe mieszkania w przystępnej cenie. Powoli wszystko jest już zajęte – wyjaśnia Fuhrwerk. – Przez wojnę w Ukrainie te problemy są jeszcze bardziej widoczne.
Nie widać kompromisu
Na płocie jednego z osiedli w Upahl przywieszono kartki papieru. Na każdej z nich jedno słowo. Całość układa się w zdania: „Gdzie są miejsca w przedszkolach? Gdzie jest opieka medyczna? Gdzie jest odpowiednia infrastruktura?”. W końcu na koniec pada zdanie „Nie chcemy tego”.
Najbliższy supermarket jest oddalony o 20 min. jazdy autobusem. Najbliższy gabinet lekarski również leży poza gminą. Upahl nie jest dobrze skomunikowany w porównaniu z innymi niemieckimi miasteczkami tej wielkości. Strach przed zapomnieniem jest tu mocno namacalny. Przez dekady zbyt mało inwestowano tu w infrastrukturę i teraz złość z tego powodu miesza się u niektórych mieszkańców ze strachem. Jak bardzo zmieni się to miejsce po przybyciu 400 nowych osób? Nie pomaga fakt, że obawy podsycają regionalni działacze skrajnej prawicy licząc na zdobycie poparcia lokalnych mieszkańców.
Na ten moment wygląda, że pomimo protestów osiedle kontenerowe w Upahl powstanie. W najbliższych tygodniach w Wismarze i okolicach odbędą się konsultacje społeczne w tej sprawie. Ich celem będzie uzyskanie poparcia mieszkańców dla planowanej budowy. Ze względu na minione protesty, rozmowy będą zabezpieczane przez oddziały policji.