Miliardowe zyski Deutsche Bank
8 lutego 2008Prezentując ten bilans w czwartek, w 60 rocznicę swoich urodzin, szef Deutsche Banku Josef Ackermann powiedział we Frankfurcie nad Menem, że był to najlepszy rok w historii istnienia tego instytutu kredytowego.
Ten szwajcarski bankier i menedżer, który urodził się 7 lutego 1948 roku w Mels, został mianowany w maju 2002 roku rzecznikiem, a następnie, w lutym 2006, prezesem zarządu Deutsche Bank AG. Zdaniem wielu publicystów, u niektórych osobistości szczeble ich kariery można policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku Ackermanna wystarczą dwa palce uniesione w górę na znak zwycięstwa. Wiąże się to ze słynnym procesem w Duesseldorfie, związanym z pochłonięciem koncernu Mannesmanna przez Vodaphone. Ackermann musiał bronić się na tym procesie przed zarzutem, że będąc członkiem rady nadzorczej Mannesmanna, rozdał bezprawnie menedżerom milionowe premie, niejako na pociechę z powodu zamknięcia ich firmy, podczas gdy setki „normalnych” pracowników wylądowało praktycznie na bruku. Na tym to właśnie procesie Ackermann uniósł przed kamerami dwa palce do góry w przekonaniu, że go wygra.
Ackermann, który jest doktorem nauk ekonomicznych i pułkownikiem armii szwajcarskiej, umiał się dobrze bronić:
- Identyfikuję się z tym, co uczyniłem i uważam, że było to słuszne. Mieliśmy wiele ekspertyz prawnych, które potwierdziły, że nie mamy sobie nic do zarzucenia, ani pod względem prawnym, ani też moralnym. Muszę powiedzieć, że jest to typowo niemiecki temat, gdyż na całym świecie sumy te to stosunkowo niskie liczby - przekonywał wówczas Ackermann.
Wspomniane "niskie liczby" to 57 milionów euro.
Proces w Duesseldorfie zakończył się jednak niezupełnie triumfem Ackermanna. Za wstrzymanie postępowania przeciwko niemu musiał zapłacić trzy miliony euro, co media określiły „drugorzędnym wykupieniem się na wolność”. Ackermann z pewnością przebolał tę grzywnę, gdyż zarabia ponad 13 milionów euro rocznie, więcej niż szefowie zarządów innych banków niemieckich.
Po procesie – zwalnianie pracowników
Z niezrozumieniem i silnym poirytowaniem opinii publicznej spotkała w 2005 roku decyzja Josefa Ackermanna o zwolnieniu sześciu i pół tysiąca pracowników Deutsche Banku. I to przy miliardowych zyskach tej spółki akcyjnej.
- Nie podjęliśmy tej decyzji z łatwością. Ale będziemy tylko wtedy atrakcyjnym pracodawcą, gdy zapewnimy sobie długoterminowo naszą zdolność do konkurowania - tłumaczył wtedy Ackermann.
Mimo wszystkich zarzutów wysuwanych przeciwko Ackermannowi, publicyści przyznają, że postawił on Deutsche Bank na równym poziomie z największymi i najlepszymi bankami świata, czyli na równym poziomie z międzynarodową konkurencją. Jest on w międzyczasie mile widziany w wielu różnych dyskusjach telewizyjnych, a wielu szefów rządów i innych banków zwraca się przede wszystkim do niego, gdy chcą wiedzieć, jak będzie się dalej rozwijał międzynarodowy rynek finansowy. Ma to swoje powody, gdyż wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują na to, że kryzys na światowym rynku finansowym nie ugodzi w Deutsche Bank tak silnie jak w jego konkurentów w kraju i zagranicą. I jeśli tak rzeczywiście pozostanie, to ów muzyk-amator i miłośnik opery, miał rzeczywiście powód, by na swoje 60-te urodziny znowu podnieść do góry dwa palce na znak zwycięstwa - zwycięstwa chłodnej kalkulacji Josefa Ackermanna.