Nahara: Życie w cieniu Fukushimy
11 marca 2016Codziennie rano pracownicy miejskiego ratusza zbierają się na posiedzeniu, po czym parami wyruszają w miasto. Ich misja – poszukiwanie mieszkańców, którzy zdecydowali się wrócić do domu. Urzędnicy chcą ich zarejestrować, dowiedzieć się, czego im potrzeba. W asyście ekipy telewizyjnej NHK Kumiko Watanabe i jej asystentka docierają tym razem do starszego mężczyzny. Czeka na nie w swoim ogrodzie. – Jak się pan czuje? – pyta ciepło Watanabe. – Znakomicie – odpowiada 87-latek. Ale kiedy opowiada, że wrócił bez syna, zaczyna płakać. – Niedługo wrócą wszyscy – próbuje pocieszyć go Watanabe. Jak dotąd to jednak tylko nadzieja.
Niemal wszystko, co zniszczyło w miasteczku trzęsienie ziemi i tsunami, jest naprawione. Ulice i tory kolejowe wyremontowane, domy i ziemia oczyszone i uzdatnione do użytku. Sześć miesięcy temu rząd Japonii zadecydował, że Nahara znowu może być zasiedlona jako pierwsza z siedmiu miast, których mieszkańców ewakuowano po katastrofie w elektrowni atomowej w marcu 2011 roku. 5 września 2015 nakaz ewakuacji został zniesiony. Dzisiaj wróciło zaledwie 440 z byłych 7 tys. 400 mieszkańców, czyli sześć procent. Dwie trzecie z nich to seniorzy po sześćdziesiątce. Miasto stara się przywitać każdego z nowych-dawnych mieszkańców.
Tęsknota do dawnego życia
Reiko Oshikane tak bardzo tęskniła do dawnego życia, że zrezygnowała z dobrej posady, byle tylko wrócić do domu. Tsunami zalało dom państwa Oshikane oddalony 1,5 km od wybrzeża, małżeństwo już go jednak wyremontowało. Strach przed napromieniowaniem 58-letnia Reiko próbuje stłumić. – W góry za Naharą właściwie nie powinnam chodzić, ze względu na napromieniowanie. Ale mówię sobie, co tam, będzie wszystko w porządku i tak mam przed sobą jeszcze tylko ze 30 lat życia – opowiada. Brzmi to może cynicznie, ale jest jak najbardziej racjonalnym sposobem myślenia.
W ratuszu, w hotelu, na ulicach – w całym mieście widać urządzenia do pomiaru promieniowania. Czerwone cyfry pokazują wartości od 0,1 do 0,2 mikrosiwerta na godzinę. Jest to znacznie więcej niż przed katastrofą, w skali roku jednak tylko dwukrotnie przekracza międzynarodowe zalecenia.
Kaoru Aoki, jedyny lekarz, który wrócił do miasta, jednak podziela obawy mieszkańców. – Zawsze mówiono nam, Japończykom, że energia atomowa jest bezpieczna, ale potem przyszła ta straszna katastrofa – mówi. Większość ludzi przestała wierzyć rządowi i władzom. Państwo powinno bardziej chronić swoich obywateli – domaga się lekarz. Woda powinna zostać przefiltrowana i musi być usunięty z niej niebezpieczny stront 90. Trzeba też odgrodzić skażone tereny i ustawić tam tablice ostrzegawcze. O zagrożeniu łatwo zapomnieć, bo promieniowanie radioaktywne jest niewidoczne, nie czuje się go, nie smakuje. Ale każdy mieszkaniec nosi przy sobie urządzenie pomiarowe. I jeszcze jedno: tysiące czarnych foliowych worków ze skażoną ziemią, jakie zalegają wokół miasta. Jeżeli ludzie mają wracać do domów, trzeba wywieźć wszystkie te odpady – uważa Aoki.
Niedostateczna infrastruktura
Ale i to by nie wystarczyło, jeżeli mają wracać młodzi i rodziny. Bo brakuje też miejsc pracy, ofert spędzania wolnego czasu, szkół i przedszkoli. Burmistrz Yukiei Matsumoto nie ma złudzeń. – Odbudowa Nahary nie zaczyna się od zera, tylko od minusów – mówi. Na przykład rolnictwo. Fukushima znana była wcześniej z uprawy ryżu i brzoskwini. Dzisiaj oznaczanie produktów z tego regionu jest równoznaczne z ich stygmatyzacją. Burmistrz z dumą pokazuje swoje zdjęcie w Tokio z prezydentem Japonii Shinzo Abe. – Szef naszego rządu przed prasą jadł ryż i łososia z naszego regionu, żeby podreperować reputację naszych produktów – opowiada Yukiei Matsumoto.
Burmistrz zlecił remont domu spokojnej starości. Otwarto go z tuzinem lokatorów, którzy wrócili do miasta. W lutym został otwarty szpital. Rozbudowany jest hotel, wiosną 2017 będzie gotowa szkoła. Do planowanej handlowej ulicy z supermarketem i marketem budowlanym brakuje jeszcze zarządcy. – Mamy problem kury i jajka – uważa Kaoru Saito, sekretarz generalny lokalnej izby handlowej. – Ludzie nie wrócą, jeżeli nie będzie firm, firmy nie powstaną bez ludzi – argumentuje. Matsumoto domaga się nieoprocentowanych pożyczek z zabezpieczeniem przed ryzykiem niewypłacalności. W parku przemysłowym z pierwotnie 800 pracowników zostało dziś 10. Tylko trzech z nich mieszka w tym mieście. – Rodziny nie powinny myśleć o promieniowaniu, pieniądzach i infrastrukturze, tylko powinny normalnie żyć dalej – apeluje Kaoru Saito. Liczy się z tym, że w nadchodzących pięciu latach wróci ponad jedna trzecia dawnych mieszkańców.
Burmistrz Matsumoto stara się natychmiast reagować na życzenia powracających. Gdy mieszkańcy skarżyli się, że w mieście panują ciemności, kazał zainstalować tysiące szczególnie jasnych lamp LED i 24 kamery. – Ewakuowani mieszkańcy powinni zauważyć, że Nahara jest dobrym miejscem do życia – argumentuje.
Energia atomowa jako życiowa aorta
Z jednym dylematem polityk nie jest w stanie sobie poradzić: miasto żyło z atomu i dzisiaj znowu atom jest życiodajną kroplówką. Symbolizuje to nowe centrum badawcze japońskiej Agencji Energii Atomowej JAEA. Badane są tam nowe technologie, które mają być zastosowane do zamknięcia reaktorów elektrowni w Fukushimie.
Przed katastrofą budżet Nahary zasilały w 60 procentach wpływy z koncernu energetycznego Tepco i dotacje państwowe. Większość mieszkańców pracowała bezpośrednio w elektrowniach, a są dwie z dziesięcioma reaktorami; lub w związanych z nimi firmach. Bliskość elektrowni okazała się jednak dla mieszkańców miasta tragiczna. Teraz jednak znowu ponad połowa wpływów do budżetu miasta pochodzi od Tepco, a nowe miejsca pracy powstają głównie przy unieruchamianiu reaktorów. Elektrownia jest ogromnym placem budowy. Codziennie pracuje tam 7 tys. osób.
Zdaniem Kentaro Aoki jest to też szansą dla miasta. 26-letni Kentaro pracuje od roku w spółdzielni hodowli łososi. Przedtem pracował trzy lata przy pracach porządkowych w zniszczonej elektrowni. – Jeżeli Tepco by dzisiaj do mnie zadzwoniło oferując mi pracę, nie powiedziałbym nie – mówi. Praca jest „trochę niebezpieczna”, ale lepiej płatna niż w spółdzielni. Tak jak niemal wszyscy powracający do Nahary jest ostrożny w krytykowaniu elektrowni. Uważa, że naprawione reaktory na wybrzeżu można przecież dalej użytkować.
Także burmistrz Matsumoto nie chce stawiać Tepco pod pręgierzem. – Brakowało wyczulenia na zagrożenie – stwierdza. Ale to już wszystko przeszłość. – Teraz chcę się koncentrować na przyszłości i robić postępy – mówi. Przy odbudowie miasta Nahara wyraźnie uwidacznia się skłonność Japończyków do ignorowania przykrych rzeczy. Odciąża to duszę i ułatwia życie. Ale też utrudnia uczenie się z błędów i szukanie nowych dróg.
Martin Fritz (Nahara / Japonia) / opr. Elżbieta Stasik