NATO chce odstraszyć Rosję
14 czerwca 2016NATO rozbudowuje swoją obecność na wschodniej flance. To reakcja na zagrożenie, jakie w mniemaniu ministrów obrony pojawia się ze strony Rosji po aneksji Krymu i wskutek ciągłych manewrów przy ukraińskiej granicy. Sekretarz Generalny Sojuszu Jens Stoltenberg podczas spotkania ministrów w Brukseli mówił o „największej rozbudowie systemu kolektywnej obrony od czasów zimnej wojny”.
Rosyjskiego ataku "nie można wykluczyć"
Minister obrony Litwy Jozas Olekas wprawdzie nie uważa rosyjskiej inwazji w krajach bałtyckich za prawdopodobną, ale mówi: „Nie możemy tego wykluczyć”. Rosyjska armia jest – jego zdaniem – w stanie zorganizować na granicach duże manewry i może osiągnąć zdolność bojową w ciągu kilku godzin. Juozas z niepokojem obserwuje też dozbrajanie Kalinigradu.
Większa obecność na flankach Sojuszu
Cztery bataliony liczące od 800 do 1000 żołnierzy każdy, zostaną rozmieszczone w Polsce i krajach bałtyckich. Wystawią je m.in. Niemcy, USA i Wielka Brytania. – Niemcy są gotowe do przyjęcia odpowiedzialności – zapewniła w Brukseli niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen.
Kandydat do wystawienia czwartego batalionu, który będzie rozmieszczony w Polsce, nadal jest poszukiwany. USA próbują przekonać do tego Kanadę, gdyż wiele europejskich państw skarży się na ograniczone możliwości. Włochy i Hiszpania wolą koncentrować się na flance południowej, gdzie głównym wyzwaniem jest walka z nielegalną migracją. Z rozmów z dyplomatami NATO wynika, że Francja trzyma dystans, gdyż socjalistyczny rząd w Paryżu odrzuca dialog z narodowo-konserwatywnym rządem w Warszawie.
Bałtowie chcą obrony powietrznej NATO
Oddziały, które mają stacjonować w rotacyjnym systemie, to dla krajów bałtyckich za mało. Litewski minister obrony Juozas Olekas domaga się wspólnej obrony powietrznej w celu odpierania potencjalnych rosyjskich ataków. – Dyskutujemy o stworzeniu wspólnej obrony powietrznej dla krajów bałtyckich i Polski – powiedział -przed odlotem na spotkanie ministrów do Brukseli.
Teraz NATO stawia na tak zwany „air policing”, co oznacza, że stacjonujące w krajach bałtyckich samoloty NATO podrywają się wtedy, gdy Rosjanie naruszają przestrzeń powietrzną któregoś z tych krajów. Nie mają jednak prawa podjąć walki.
Dodatkowe pakiety
4 tysiące żołnierzy, którzy mają rotacyjnie stacjonować na wschodniej flance, będą częścią szpicy Sojuszu ustanowionej dwa lata temu podczas szczytu w Walii. W jej skład wchodzi 40 tysięcy żołnierzy, którzy powinni osiągać zdolność bojową na wschodnich granicach Sojuszu w ciągu kilku tygodni. Trwające teraz w Polsce wielkie ćwiczenia NATO symulują przegrupowania liczebnych oddziałów.
Część szpicy to także 6 baz logistycznych, które NATO lokuje w krajach bałtyckich, Polsce, Rumunii i Bułgarii. Będzie tam składowana amunicja i uzbrojenie. USA zapowiedziały rozlokowanie w Europie w 2017 roku dodatkowej brygady pancernej o sile 4200 żołnierzy i 250 czołgów. Po znacznej redukcji sił w Europie na początku lat 90-tych obecnie stacjonują tu jeszcze dwie amerykańskie brygady.
Rotacja oddziałów
Układ NATO-Rosja z 1997 roku wyklucza permanentne stacjonowanie „pokaźnych sił Sojuszu" w krajach byłego Układu Warszawskiego, dlatego – by uczynić zadość tym regulacjom - oddziały będą zmieniać się co kilka miesięcy. Niemcy upierają się przy przestrzeganiu Układu Rosja-NATO, podczas gdy we wschodnich krajach członkowskich słychać opinie, że Układ i tak już nie obowiązuje, bo narusza go Rosja.
„Rosja wraca do przeszłości”
Były Naczelny Dowódca Sił NATO w Europie, generał Philip Breedlove, podczas marcowej wizyty na Lotwie powiedział, że „nie chodzi już o zabezpieczanie, lecz o odstraszanie”. Eksperci ze sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem SIPRI mówią o nowej zimnej wojnie. Minister obrony USA Ashton Carter podczas swojej wizyty w Europie w maju zarzucił Rosji, że „wraca do przeszłości” i zapewnił, że NATO nie dąży do uczynienia z Rosji wroga, ale jest gotowe „bronić swoich sojuszników, porządku międzynarodowego i naszej pozytywnej przyszłości”.
Także amerykański ambasador przy NATO uspokaja, że 4 nowe bataliony to nie siła, która wkroczy do Rosji, a jedynie sygnał i ostrzeżenie, że cena za atak może być wysoka.
Moskwa reaguje
Moskwa już reaguje na plany NATO. Już w maju Andrej Kelin, odpowiedzialny za współpracę europejską w rosyjskim MSZ, mówił o zatroskaniu, z jakim Moskwa przygląda się wzmacnianiu wschodniej flanki. – Obawiam się, że wymaga to działań odwetowych – oświadczył Kelin.
Rosyjskie ministerstwo obrony wielokrotnie zapowiadało rozmieszczenie 3 nowych dywizji liczących po 10 tys. żołnierzy i 5 pułków uzbrojonych w broń nuklearną w zachodniej części Rosji. Podczas gdy w Brukseli obradują ministrowie obrony NATO, Putin zarządza przegląd oddziałów rezerwy, co – jak słychać z Moskwy – jest „całkowitym zbiegiem okoliczności”.
Moskwa protestowała także przeciw odbywającymi się w Polsce manewrom Anakonda, ale nie przyjęła zaproszenia do wysłania swoich obserwatorów.
Bernd Riegert, tłum. Monika Sieradzka