NATO: Niemcy wydają za mało na obronę
15 marca 2019Spór o niemieckie wydatki na obronę ciągnie się od lat. Przybrał on jednak inny kszatłt od kiedy prezydentem USA został Donald Trump. Wcześniej amerykańscy prezydenci tylko skarżyli się stale na Niemców, że wykorzystują parasol ochronny Stanów Zjednoczonych i NATO. Tymczasem Trump otwarcie grozi wycofaniem amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa dla Europy. Może przy tym powołać się na postanowienia szczytu NATO w Walii w 2014 roku, na którym uchwalono, że w ciągu najbliższej dekady wydatki na obronę państw członkowskich Sojuszu Atlantyckiego wzrosną do poziomu 2 procent ich PKB.
W tej chwili, jak wynika z opublikowanego dziś rocznego raportu NATO, większość jego członków wciąż jest odległa od tego celu. W roku ubiegłym zrealizowały go tylko USA, Grecja, Wielka Brytania, Polska i trzy kraje bałtyckie. Niemcy wydają na obronę tylko 1,23 procent swojego PKB. Tymczasem w USA ten odsetek wynosi aż 3,39 procent PKB.
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg upomniał dziś w Brukseli otwarcie Niemcy, mówiąc, że oczekuje iż "wszyscy sojusznicy, w tym także Niemcy, wywiążą się ze zobowiązań" przyjętych na szczycie w Walii.
FDP: "zagrożona jest wiarygodność Niemiec"
Niewykluczone, że rząd w Berlinie żałuje dziś, że wtedy zgodził się na takie zwiększenie wydatków na obronność. Co prawda także w Niemczech one rosną, ale nie tak jak obiecywano, i nie tak, jak sobie tego życzy Donald Trump. Minister obrony Ursula von der Leyen (CDU) dąży do tego, żeby w roku 2025 osiągnęły one 1,5 procent PKB. Ale nawet to jest przedmiotem sporów w łonie koalicji CDU/CSU i SPD.
Minister finansów RFN Olaf Scholz (SPD) w budżecie na przyszły rok przewiduje wydanie na wojsko 44,7 mld euro. Minister von der Leyen chciała otrzymać więcej, bo 47,2 mld euro, ale stanowi to zaledwie 1,35 procent niemieckiego PKB.
Spór na ten temat ponownie rozgorzał na dobre. Liberalna FDP uważa, że Niemcy niebezpiecznie się izolują w obrębie NATO jeśli nadal będą oszczędzać w wydatkach na obronność. Ekspert FDP ws. polityki obronnej Marie-Agnes Strack-Zimmermann zarzuciła ministrowi finansów, że niewłaściwie ocenia obecną sytuację międzynarodową i nie ma pojęcia o aktualnych zagrożeniach i decyzjach, które należy podjąć w polityce obronnej kraju. Strack-Zimmermann przypuszcza, że Scholz ma w tej sprawie poparcie kanclerz Angeli Merkel, która nie ustosunkowała się jeszcze do krytycznych uwag posłanki partii liberalnej.
Same gołe liczby to jeszcze nie wszystko
Ale zarówno Merkel, jak i inni członkowie jej gabinetu, wciąż dają do zrozumienia, że chcą odejść od rozpatrywania samych liczb. Ich zdaniem ważne są nie tylko wydatki na wojsko, ale także to, co się z tymi pieniędzmi robi. A pod względem zaangażowania się w różne misje międzynarodowe Niemcy naprawdę nie mają się czego wstydzić.
Gustav Gressel z think-tanku Europejska Rada Spraw Zagranicznych (ECFR) zgadza się w zasadzie z tą argumentacją, ale w wywiadzie dla Deutsche Welle zwrócił on uwagę, że "niekoniecznie służy ona w tej chwili interesom Niemiec", i że Niemcy powinny "przekonać do niej swoich sojuszników w NATO".
Na całą sprawę można spojrzeć także z innej strony. W tej chwili przeciętny Amerykanin wydaje na wojsko 1631 euro rocznie, przeciętny Brytyjczyk 816 euro, a przeciętny Niemiec tylko wydaje na Bundeswehrę tylko 518 euro. Jednak niezależnie od tego ile pieniędzy wydano by na wojsko, zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że lepiej byłoby przeznaczyć te pieniądze na inne cele. Zwłaszcza partie lewicowe stale radzą rządowi w Berlinie, żeby sfinansować z nich wydatki na cele socjalne i nie ustępować nawet na cal prezydentowi USA.
Lewica i Zieloni chyba nie lubią wojska
Alexander Neu, ekspert od polityki obronnej partii Lewica, jest zdania, że nawet umiarkowane żądania minister von der Leyen zwiększenia wydatków na Bundeswehrę dowodzą jej, jak to ujął, "zbrojeniowego szaleństwa". Neu mówi, że rząd w Berlinie odpowiada przed wyborcami i podatnikami, a nie przed prezydentem Trumpem. A specjalista od budżetu w partii Zielonych Sven-Christian Kindler uznaje jej żądania za "absurdalne", ponieważ od roku 2014 wydatki na Bundeswehrę i zbrojenia wzrosły o jedną trzecią. - Żaden inny resort nie dostał tyle pieniędzy i w żadnym innym ich tyle nie zmarnowano - oświadczył Kindler. Nawet gdyby minister obrony dostała to, czego żąda, to i tak Niemcy nie wydadzą na obronność 2 procent PKB w najbliższych latach. A to oznacza, że muszą się przygotować na konfrontację z USA i NATO.