Naukowcy: Golfsztrom może przynieść ochłodzenie
25 stycznia 2017Proroctwa tego typu znakomicie się nadają do ogłaszania końca świata, są też pożywką dla filmowców, pesymistów i mediów. Wyniki aktualnego badania dotyczącego największego podpowierzchniowego prądu morskiego północnego Atlantyku – popularnie zwanego Golfsztromem – znowu stwarzają okazję, by obawiać się najgorszego. O co chodzi?
Badacze amerykańskiego Uniwersytetu Yale obliczyli na podstawie badań modelowych, że z powodu zmian klimatycznych system Golfsztromu może się załamać. Pociągnęłoby to za sobą „istotnie chłodniejszą” epokę w północnej części północnego Atlantyku, przede wszystkim na północy Europy, w Kanadzie i sąsiednich regionach. Poza tym przyniosłoby więcej lodu morskiego wokół Grenlandii, Islandii i Norwegii. Wyniki badania zostały opublikowane w styczniu br. w czasopiśmie „Science Advances".
Paradoks? Zmiany klimatyczne kojarzymy z reguły z coraz wyższą temperaturą, topniejącymi lodowcami i niedźwiedziami polarnymi, które tracą przestrzeń życiową. Z Golfsztromem zmiany klimatu obchodzą się inaczej: jego północnoatlantyckie ramię niesie z sobą ciepłe wody z tropików do północnych części Oceanu Atlantyckiego. Kiedy woda odda swoje ciepło i staje się chłodniejsza, opada w kierunku dna morskiego i wraca do tropików. Stamtąd podróż rozpoczyna się od nowa. Europa i części Ameryki Północnej zawdzięczają Golfsztromowi umiarkowany klimat.
Kiedy jednak koncentracja CO2 w atmosferze zwiększa się, powietrze w północnym Atlantyku może się tak ogrzać, że wody Golfsztromu nie będą w stanie dostatecznie się ochłodzić. Nie opadną więc na dno a tym samym nie będą mogły wrócić do tropików. System załamie się.
Według badania amerykańskich naukowców to właśnie się stanie:„300 lat po tym, jak koncentracja CO2 w atmosferze podwoi się licząc od 1990 roku”. Naukowcy doszli do tego wniosku po tym, jak do swoich pomiarów włączyli prądy morskie między Arktyką i Atlantykiem. Jak sami podają, przedtem nie przeprowadzano symulacji tego typu.
Nowej epoki lodowcowej nie będzie
– Kiedy mówi się ludziom, że istnieje groźba ochłodzenia, natychmiast myślą o nowej epoce lodowcowej i końcu świata – mówi Deutsche Welle Stefan Rahmstorf z Instytutu Badań nad Konsekwencjami Zmian Klimatu w Poczdamie. – Jest to jednak ekstremalna przesada – dodaje.
Niektórzy naukowcy uważają wręcz, że Golfsztrom wcale nie jest odpowiedzialny za nasz umiarkowany klimat. Richard Seager z obserwatorium Lamont-Doherty (Columbia University) przedstawił w 2002 roku teorię, w której twierdzi, że to nie prądy morskie niosą do Europy ciepło z tropików, tylko wiatry. Tym samym zniknięcie Golfsztromu nie miałoby żadnego wpływu na panujące u nas temperatury.
Mogłoby jednak wpłynąć na zakłócenie systemu ekologicznego Oceanu Atlantyckiego a tym samym szkodzić rybołówstwu, pisze na swojej stronie internetowej poczdamski instytut. Osłabienie Golfsztromu mogłoby też podnieść poziom morza w Nowym Jorku, Bostonie i innych miastach.
Tylko sianie paniki?
Stefan Rahmstorf sam prowadzi badania Golfsztromu, w tym jego ewentualne spowolnienie. – Istnieje ryzyko, które trzeba traktować poważnie – mówi. Niedawno, bo w 2015 roku razem ze swoim zespołem opublikował na łamach „Nature Climate Change” artykuł, w którym informował o już obserwowanym osłabieniu Golfsztromu. Wyniki badań poczdamskiego zespołu opierają się na badaniach modelowych, które oddają związek między temperaturą Atlantyku a prądami morskimi. Spowodowana nimi cyrkulacja wód zmniejszyła się, zwłaszcza od 1970 roku. Zdaniem naukowców odpowiedzialne jest za to topnienie grenlandzkiego lądolodu: spływające z niego nagle masy słodkiej wody rozcieńczają wodę morską i utrudniają jej opadanie na dno.
Centrum Badań Oceanicznych im. Helmholtza (Geomar) w Kilonii stwierdziło jednak w 2016 roku, że wody roztopowe w mniejszym stopniu niż się obawiano, wpływają na prąd morski północnego Atlantyku. – Większość wód roztopowych przemieszcza się wzdłuż amerykańskiego kontynentu na południe, co spowalnia zmiany w krytycznych regionach północnego Atlantyku – wyjaśnił prowadzący badanie Claus Böning. Jak jednak dodał, jeżeli lody Grenlandii będą topniały w tym tempie jak dotąd, za dwa-trzy dziesięciolecia mogą być zauważalne pierwsze zmiany. – Nasze badanie pokazuje więc tylko ostatnią chwilę wytchnienia dla Golfsztromu – stwierdził Böning.
Inni badacze nie mogą potwierdzić, że już dziś można zmierzyć osłabienie Golfsztromu. Monika Rhein z kolegami z Instytutu Fizyki Środowiskowej Uniwersytetu w Bremie przez 21 lat badała przy pomocy zakotwiczonych na dnie echolotów transport wody w prądzie morskim północnego Atlantyku. Jej wniosek: nie można udowodnić żadnego trendu. To samo wykazało kolejne badania. Golfsztrom ani się nie osłabił, ani nie przybrał na sile – powiedziała Deutsche Welle Rhein. Tyle że z roku na rok wahania Golfsztromu są tak silne, że trudno zaobserwować długofalowe zmiany.
Mimo to Monika Rhein jest przekonana, że w przyszłości nie będziemy już mogli liczyć na Golfsztrom tak jak dzisiaj. Wszystkie modele klimatyczne wykazują jednomyślnie, że w Europie ocieplenie spowodowane zmianami klimatu będzie odczuwalne w mniejszym stopniu niż gdzie indziej. Przyczyna tego może być tylko jedna: – Z upływem czasu prąd morski północnego Atlantyku przypuszczalnie rzeczywiście osłabnie – uważa Rhein. A to spowoduje, że ocieplenie klimatyczne będzie odczuwalne w mniejszym stopniu.
300 lat albo szybciej
Opublikowane właśnie wyniki badania naukowców z Yale przewidują, że także po podwojeniu się koncentracji CO2 w atmosferze, potrwa 300 lat, zanim dojdzie do kolapsu Golfsztromu. Stefan Rahmstorf uważa jednak, że może to nastąpić znacznie szybciej. Amerykańscy naukowcy nie uwzględnili na przykład w swoich obliczeniach wpływu wód roztopowych z Grenlandii. A to mogłoby przyspieszyć proces osłabiania się Golfsztromu.
Autor badania z Uniwersytetu Yale, Wei Liu przyznaje, że badanie jest dopiero w początkowym stadium. – To dopiero pierwszy krok – powiedział Deutsche Welle. Jego zespół planuje już dalsze pomiary, liczy więc, że niebawem będzie mógł dostarczyć kolejne wyniki. – Załamanie się całego systemu Golfsztromu za 300 lat, wymiar tego zjawiska, w jakim stopniu ochłodzi się północny Atlantyk – wszystko to może się zmienić zależnie od tego, na jakich modelach pracujemy i jakie scenariusze bierzemy pod uwagę – tłumaczy Wei Liu. Przyznaje też, że do obecnego badania zespół przyjął „złagodzony” model.
Rozwiązaniem prewencja
Nawet jednak, jeżeli autorzy z USA pozostawiają w swoich symulacjach wystarczająco miejsca na odchylenia, Stefan Rahmstorf z instytutu w Poczdamie ceni ich pracę. Dzięki nim badacze klimatu, którzy też pracują na modelach, są świadomi, że istnieje potencjalne ryzyko, którego nie brano dotąd pod uwagę. – Badanie to informuje też opinię publiczną, że w systemie klimatycznym istnieją punkty zwrotne, które są w niewielkim stopniu rozumiane i w przeszłości nie były przypuszczalnie doceniane – tłumaczy Rahmstorf.
Trudno przewidzieć, co czekałoby Europę po zniknięciu Golfsztromu. – Oznaczałoby to tak ogromne zmiany, że bardzo trudno prognozować, co znaczyłoby to dla ludzkiej społeczności – mówi naukowiec z Poczdamu.
Jednocześnie, podobnie jak inni naukowcy, nie chce wpędzać świata w panikę, ale chce ostrzec. Bo ciągle jeszcze mamy szansę zapobieżenia możliwemu scenariuszowi końca świata. Wei Liu radzi przede wszystkim jedno: zmniejszyć naszą emisję CO2.
Tamsin Walker, Brigitte Osterath / Elżbieta Stasik