Naukowcy o COP21: "Przyjęto złe zasady"
30 listopada 2015Od prawie dwóch dekad wspólnota międzynarodowa nie może zawrzeć globalnego porozumienia klimatycznego. Każda kolejna próba w tym kierunku kończy się spektakularną porażką. Ale nawet podczas konferencji w 1997 roku, na której przyjęto słynny protokół z Kioto, czyli traktat uzupełniający "Ramową konwencją ONZ ws. zmian klimatu", do wprowadzenia jego postanowień w życie zobowiązało się zaledwie 37 państw uprzemysłowionych.
Od tego czasu odbyło się wiele szczytów klimatycznych. Padło na nich wiele pięknych słów, nie zabrakło dramatycznych apeli wzywających do działania i... wszystko na nic. A jak będzie w Paryżu? Przed otwarciem obrad COP21, propozycje wkładu do porozumienia klimatycznego (intended nationally determined contribution - INDC) złożyło 146 państw. Deklarują w nich, jakie działania podejmą, aby zredukować u siebie emisję gazów cieplarnianych. Realizacja tych zobowiązań ma być cyklicznie sprawdzana.
Wygląda to obiecująco, ale i tym razem nie zda się na nic. Tak twierdzi David MacKay z Uniwersytetu Cambridge. "Uczestników tych konferencji wciąż wzywa się do altruizmu, solidarności i przedkładania wspólnych celów nad ich partykularne unteresy, ale to prowadzi donikąd", powiedział w wywiadzie dla DW. Czterdzieści lat badań naukowych nad skutecznymi formami współpracy międzynarodowej wykazało, że w najlepszym razie jest to zaproszenie do przyłączenia się do działań podjętych już przez innych, ponieważ każde państwo stara się ograniczyć własne wysiłki w tym zakresie z uwagi na koszty.
Narodowe interesy i bezinteresowność
Propozycje wkładu do porozumienia klimatycznego przemawiają za tym, o czym wspomniał MacKay w rozmowie z DW: - Wiele z tych 146 państw zobowiązało się w nich tylko do tego, co i tak by uczyniły we własnym, dobrze pojętym interesie. Chiny na przykład, muszą ograniczyć wykorzystanie węgla kamiennego, ponieważ prowadzi ono do dramatycznego wzrostu zachorowań wskutek smogu - podkreślił brytyjski naukowiec.
Christiana Figueres, sekretarz wykonawcza Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych ws. zmian klimatu (UNFCCC) też jest zdania, że nie wystarczy nie przekroczyć wzrostu temperatury na Ziemi o dwa stopnie, żeby skutecznie uporać się z globalnym ociepleniem i innymi, niekorzystnymi zmianami klimatycznymi. Ma jednak nadzieję, że zobowiązania uczestników konferencji klimatycznej COP21 w Paryżu nie są ich ostatnim słowem.
David MacKay i trzej jego koledzy, ekonomiści: Peter Cramton, Axel Ockenfels i Steven Stoft uważają, że rozdźwięk pomiędzy narodowym egoizmem i międzynarodowym altruizmem, też będącym zresztą działaniem we własnym interesie, tyle że w skali globalnej, można przezwyciężyć dużo prościej i - w sumie - taniej.
Jednolita cena tony CO2 dla wszystkich
Zamiast toczyć niekończące się spory o cele emisyjne, wspólnota międzynarodowa powinna uzgodnić jednolitą i obowiązującą wszystkich cenę emisji dwutlenku węgla, zwracając przy tym szczególną uwagę na przestrzeganie zasady wzajemności. W tym przypadku oznacza ona, że "zgodzę się na to, ale pod warunkiem, że ty też się na to zgodzisz, ale nie poprę cię, jeśli odmówisz mi swojego poparcia", wyjaśnia MacKay.
W odniesieniu do ceny tony dwutlenku węgla oznacza to wyrażenie na nią zgody przez dane państwo pod warunkiem, że inne państwa też ją zaakceptują. Czy nastąpi to na drodze hadlu certyfikatami CO2, czy przez wprowadzenie specjalnego podatku od emisji dwutlenku węgla ma znaczenie drugorzędne, twierdzi MacKay i decyzję w tej sprawie należy pozostawić państwom biorącym udział w paryskim szczycie klimatycznym. Tym bardziej, że "jeśli zechcą, mogą przecież dla równowagi obniżyć inne podatki".
Ile powinna kosztować tona CO2?
Państwa takie jak Chiny i Indie bądą optować za możliwie niską ceną tony CO2 argumentując, że ich gospodarka i tak już jest nadmiernie obciążona wydatkami na ochronę klimatu na Ziemi, a ich emisje w przeliczeniu na głowę mieszkańca wciąż są na niższym poziomie niż w państwach wysoko uprzemysłowionych.
Z tego względu czwórka brytyjskich naukowców proponuje powołanie specjalnego klimatycznego funduszu wyrównawczego, na który wpłacałyby pieniądze państwa bogatsze, i z którego mogłyby korzystać jego mniej zamożni członkowie na realizację ich celów związanych z ochroną klimatu i przyrody. - Taki mechanizm byłby atrakcyjnym rozwiązaniem także dla Chin i Indii, które zgodziłyby się płacić wyższą cenę za tonę emisji CO2 wiedząc, że uzyskają w zamian wyższe dotacje z klimatycznego funduszu wyrównawczego - wyjaśnia David MacKay.
W jego przekonaniu, gdyby udało się ustalić cenę emisji tony CO2 na poziomie przynajmniej 10 dolarów USA, to jak mówi "uzyskalibyśmy więcej niż to, co przypuszczalnie uda się ustalić na paryskim szczycie klimatycznym".
Andreas Becker / Andrzej Pawlak