Naukowcy ostrzegają: Izolacja nie powstrzyma eboli
31 lipca 2014Z pierwszą ofiarą śmiertelną w Lagos pojawił się strach. – Moi rodzice, którzy mieszkają poza miastem zadzwonili i poprosili, żebym wychodziła na ulicę tylko w ochronnych rękawiczkach i masce. I tak będę robiła – mówi w rozmowie z Deutsche Welle mieszkanka nigeryjskiej metropolii.
Rozprzestrzenianie się śmiertelnego wirusa w zachodniej Afryce wydaje się w tej chwili nie do zatrzymania. Nie tylko w Lagos, gdzie w piątek (25.07.2014) zmarł pierwszy, zainfekowany wirusem chory, władze podejmują częściowo radykalne środki zaradcze. Dwie regionalne linie lotnicze zawiesiły wszystkie loty do Sierra Leone i Liberii. Prezydent Liberii Johnson Sireleaf zaordynował niemal całkowite zamknięcie granic, próbując zapobiec w ten sposób szerzeniu się choroby.
Obecna epidemia eboli wybuchła w lutym 2014 w Gwinei. W kolejnych tygodniach i miesiącach wirus dotarł do innych zachodnioafrykańskich państw, przede wszystkim sąsiadujących z Gwineą Sierra Leone i Liberii. Teraz wirus wywołujący gorączkę krwotoczną pojawił się również w Nigerii. Jego ofiarą padło już ponad 670 osób. Szczepionki ani lekarstw przeciw tej straszliwej chorobie nie ma. We wtorek (29.07) zmarł w Sierra Leone także lekarz, wybitny ekspert zajmujący się ebolą Sheik Umar Khan.
Całkowite zamknięcie granic niemożliwe
Większość Liberyjczyków uważa, że nawet tak drastyczny krok, jak zamknięcie granic jest w walce z ebolą słusznym posunięciem, donosi z Liberii korespondent Deutsche Welle Julius Kanubah. – Tyle że Liberia ma bardzo długą i przepuszczalną granicę. Jej kontrolowanie stawia rząd przed praktycznie niewykonalnym zadaniem – mówi Kanubah.
Także eksperci wątpią, by zamykanie granic czy wstrzymywanie lotów było skutecznym sposobem walki z wirusem. Nie są to sensowne kroki, uważa Gregory Härtl ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). – Dlaczego zamykać granice między Liberią i Sierra Leone albo Liberią i Gwineą? We wszystkich tych trzech krajach wirus już jest – mówi Härtl w rozmowie z Deutsche Welle. Ważne, zdaniem eksperta, jest natomiast możliwie dokładne kontrolowanie granic i rozpoznawanie przypadków infekcji. – Musimy prześledzić, jakie kontakty miała chora osoba. To jest prawdziwie detektywistyczna praca – dodaje. Takie kroki zostały już podjęte, konieczna jest jednak jeszcze większa sieć współpracy.
Obok nigeryjskiej linii lotniczej Arik Air loty do Liberii i Sierra Leona wstrzymała też panafrykańska linia ASKY. Właśnie samolotem tej linii leciał pierwszy w Liberii chory na ebolę. WHO nie chce się ustosunkowywać do tego, czy wstrzymanie lotów jest sensowne, czy nie. Organizacja odradza jednak podejmowanie tak radykalnych kroków. Robi się wszystko, żeby w jak najmniejszym stopniu zakłócone były możliwości przemieszczania się i handel. W najbliższych dniach WHO zamierza wypracować dla krajów zagrożonych epidemią eboli zalecenia dotyczące możliwości ochrony przed rozprzestrzenianiem się wirusa drogą lotniczą.
Kamery termowizyjne w Konakrze
Inne, niż odizolowanie się sposoby walki z epidemią przyjęło Konakry, stolica Gwinei. Samoloty ASKY nadal będą tam latały, mówi Deutsche Welle Balam Michel, przedstawiciel ASKY w Gwinei. Jest zadowolony z podjętych środków bezpieczeństwa i nie ma obaw. Lotnisko wyposażone jest w kamery termowizyjne, które są w stanie rozpoznać, jeżeli któryś z pasażerów ma podwyższoną temperaturę. Na miejscu jest zespół ratowniczy. – Jeżeli pasażer wykazuje symptomy choroby, natychmiast zostaje przeniesiony do centrum medycznego i zbadany – wyjaśnia Balam Michel.
Kroki prewencyjne na wypadek epidemii eboli podjęto także w oddalonej od zachodniej Afryki Kenii. Linia lotnicza Kenya Airways podjęła decyzję o szczegółowym badaniu wszystkich pasażerów pod kątem symptomów gorączki krwotocznej – mówi Deutsche Welle Mohammed Karama z kenijskiego instytutu medycznego Medical Research Institute. – Minister zdrowia wezwał lotniska, porty i graniczne punkty kontrolne, by identyfikowane i badane były, łącznie z ich kontaktami, wszystkie osoby z podejrzeniem zakażenia wirusem eboli – wyjaśnia Karama.
Wczesne rozpoznanie symptomów choroby jest zdaniem WHO najważniejszym krokiem w walce z rozpowszechnianiem się epidemii. – Ściśle współpracujemy z sąsiadami tych trzech dotkniętych krajów – mówi pracownik WHO Gregory Härtl. Pierwszym krokiem tej kooperacji było otwarcie w ubiegłym tygodniu w stolicy Gwinei Konakrze „Centrum koordynacyjnego do walki z ebolą w zachodniej Afryce”
Friederike Müller / Elżbieta Stasik