Niemcy adoptują polskie psy i koty
29 czerwca 2019Wszystko zaczęło się od Pauliny Hańskiej. Był 2017 rok, gdy wpadła na pomysł zbierania w Niemczech darów dla polskich schronisk dla zwierząt. Przypadkiem trafiła na ogłoszenie niemieckiej rodziny, która szukała psa. Nie zależało im na rasie. Chcieli po prostu mieć psa. Dziewczyna postanowiła pomóc. Znalazła niemieckiej rodzinie psa w warszawskim schronisku na Paluchu; zorganizowała transport, rodzina pokryła koszty.
– I takim oto sposobem spod skrzydeł Pauliny wyfrunął pierwszy „adopciak”, który zamienił boks na kanapę – opowiada podeksyctowana Kamila Florek, która do inicjatywy dołączyła nieco później.
Już przy pierwszej, dość przypadkowej adopcji pojawiła się myśl, że przecież tych zwierząt można uratować więcej. Paulina zaczęła pracować nad inicjatywą, jej formą, nazwą, logo. To zapoczątkowało lawinę, akcja "Polnische Hunde und Katzen" nabrała wiatru w żagle. Dziś grupa liczy dwanaście osób. Ale do "polnischowej rodzinki" przyjmują każdego, kto pomaga.
Inicjatywa ma na koncie niemal ćwierć tysiąca zamkniętych adopcji, nie licząc adopcji grzecznościowych, gdy z różnych powodów w Niemczech zwierzęta tracą dom. To psy, koty, a ostatnio nawet królik.
Poszukiwanie domu i machina adopcji
Na swoją stronę na Facebooku wrzucają ogłoszenia z krótkim opisem zwierzaka, do tego kilka zdjęć. – Często wyłapujemy posty na różnych grupach i oferujemy pomoc – opowiada Kamila. – Ale częściej to dom znajduje nas. I tak rusza machina procesu adopcyjnego.
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda na bardzo skomplikowane. – Nic z tych rzeczy! – zaprzecza Polka. – Proces adopcyjny jest prosty, choć spotykamy się z opiniami, że są to bezsensowne schody, które same tworzymy. Mało kto jednak bierze pod uwagę, że to wszystko po to, by znaleźć odpowiedzialny i kochający dom dla – głównie – bezdomnego zwierzęcia po przejściach.
Adopcja zaczyna się od sprawdzenia, czy zwierzę formalnie może zamieszkać z człowiekiem. W Niemczech reguluje to umowa najmu. Drugim krokiem jest ankieta – kilkanaście pytań, które pomagają poznać przyszłego właściciela. Jeśli ankieta wypadnie pozytywnie, wolontariuszki organizują wizytę przedadopcyjną; rozmawiają o kosztach, obowiązkach, przepisach w Niemczech i wielu innych kwestiach. – Jeśli wizytator daje zielone światło, przechodzimy do organizacji transportu – mówi Kamila. – Rodzina oczywiście może odebrać adoptowane zwierzę osobiście, ale jeśli nie, służymy pomocą.
Transport odbywa się poprzez firmy przewozowe, posiadające doświadczenie i licencję na przewóz zwierząt, a przede wszystkim - auta przystosowane do tego typu transportu. Koszt to około 100 euro. I to, oprócz kosztów administracyjnych wydania paszportu (30 euro), jedyne koszty ponoszone przez przyszłego właściciela.
+++
Historia Lady (opowiada Agata)
Historia, która najbardziej porusza, to historia suni o imieniu Lady. Znalazł się kochający dom, byłyśmy w trakcie przygotowań do transportu, od pełni szczęścia rodzinę i Lady dzieliły tylko kilometry. Niespodziewanie przyszła wiadomość, że Lady gorzej się poczuła. USG wykazało nowotwór śledziony wraz z przerzutami. Nie było żadnych pozytywnych rokowań, zapadła decyzja o skróceniu cierpienia. Lady odeszła za tęczowy most, nie mając szans na poznanie, czym jest kochający dom i "swój" człowiek. Pomyśl teraz, Agnieszko, ile takich psów czy kotów odchodzi codziennie w schroniskach, w strachu, w bólu, w samotności. To są te czarne i smutne strony naszej pracy…
+++
Jak to działa? Z Kubicą w drużynie - zawsze!
Za akcją „Polnische Hunde und Katzen” nie stoi żadna wielka struktura organizacyjna. Każda z dziewczyn praktycznie sama prowadzi procesy adopcyjne. Dodatkowo mają wiele innych aktywności: Asia prowadzi bazarek, Maja ma pod swoimi skrzydłami grupę wspomagania polskich schronisk, Agata organizuje transport oraz dokumentację adopcyjną, Iwona zajmuje się marketingiem, Ania pomaga od strony prawnej, Kamila zajmuje się problemami natury behawiorystycznej.
– Nasza Marta w Polsce ma swoją grupę podopiecznych, których ratuje, utrzymuje, leczy, a potem znajduje im kochające domy – uzupełnia Kamila. – No i trzeba napisać również o Dorotce, Wioli, Agnieszce czy Edytce, naszym „Kubicy" – ile ta kobieta potrafi zrobić kilometrów, aby uratować zwierzę!
Ale to nie wszystko: dziewczyny prowadzą grupę na Facebooku, pod nazwą „Centrum wspomagania polskich schronisk". To tu organizują zbiórki darów (karma, koce, kołdry, zabawki) oraz ich transport do Polski. Założyły też bazarek na Facebooku, który nosi nazwę "Bazarek Polnische Hunde und Katzen suchen ein Zuhause", z którego cały dochód idzie na pomoc zwierzętom. – Tutaj można wspomóc nas także na dwa sposoby: licytując przedmioty, ale także oddając dary na licytację – dodaje Kamila.
Choć wydają się być samowystarczalne, są sytuacje, gdy i one potrzebują pomocy. – Zdarzają się sytuacje wyjątkowe, w których szukamy pilnego transportu z punktu A do punktu B, głównie na terenie Niemiec. Taka pomoc jest nam również potrzebna. To samo dotyczy domów tymczasowych (DT). Brakuje nam takich miejsc w momencie, gdy zwierzę niespodziewanie wraca z adopcji. Chciałybyśmy mieć kilka takich pewnych miejsc. Do tej pory stawałyśmy na głowie, aby takie sytuacje rozwiązywać z jak najmniejszą krzywdą dla zwierzęcia, same stawałyśmy się DT, same przeprowadzałyśmy transporty, natomiast na większą skalę jest to fizycznie niemożliwe ze względu na wiele czynników. Czasami zwierzę jest 700 km stąd lub nie akceptuje naszych prywatnych zwierząt – dodaje.
Adopcje nietrafione i zwierzaki vintage
Każda adopcja to dla dziewczyn z inicjatywy szczęście, ale do tych wyjątkowo najpiękniejszych momentów możemy zaliczyć adopcję zwierząt niepełnosprawnych oraz starszych, tak zwanych „vintage”. Każda adopcja jednak niesie za sobą ryzyko niepowodzenia. Zdarza się, że zwierzę wraca po kilku miesiącach czy latach.
– Czasem jest też tak, że kilka dni po adopcji dostajemy informację o zwrocie zwierzaka. Sam fakt zwrotu nie jest aż taki straszny, musimy się z tym liczyć. Jednakże fakt, że nie daje się zwierzęciu szansy na zaklimatyzowanie się, łamie nam serca – przyznaje wolontariuszka.
+++
Pyza i Odi (opowiada Kamila)
– Opowiem ci historię Pyzy, którą zwrócono po trzech dniach. Pierwszy raz spotkałam się z tym, aby "właściciel" czekał na nas przed domem z reklamówką, w której znajdował się paszport psa. Dziś Pyza ma nowy dom i żyje pełnią życia, żaden z problemów wymienionych przez poprzednią rodzinę nie ujrzał światła dziennego.
Drugą sytuacją jest historia Odiego, który tracił swój dotychczasowy dom, jednakże rodzina nie raczyła nas o tej okoliczności poinformować. Postanowili natomiast wydać psa w ręce osób trzecich, ogłaszając go na różnych grupach na Facebooku. To przykład szczęścia w nieszczęściu, iż na ogłoszenie wpadłyśmy zupełnie przypadkiem. W ten sposób mogłyśmy skutecznie i szybko zareagować. Odi trafił do DT u naszej wolonatriuszki Ani, jednakże szybko skradł jej serce na tyle, że został pełnoprawnym członkiem rodziny.
+++
Pies czy kot? Na co Niemcy zwracają uwagę przy adopcji?
– Pies. Ale nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego statystycznie wyadoptowałyśmy w Niemczech więcej psów niż kotów. Jedni pytają o stosunek np. do dzieci, inni do zwierząt, inni, czy zwierzę potrafi zachowywać czystość i czy jest zdrowe. Ale obie strony potrafią nas zaskoczyć swoimi "wymogami" – mówi Kamila, wspominając prośbę jednego z klientów o sprowadzenie do Niemiec niedozwolonej rasy. Polki nie podjęły tematu.
– Jeżeli Niemcy mają obiekcje, to śmieszne, ale najczęściej dotyczą kwestii finansowych. A to, że przecież paszport można uzyskać taniej lub też, że blablacar jest tańszy. – Tutaj najczęściej urywamy dyskusję. Transport musi być zaufany i przystosowany do przewozu zwierząt. – Bierzemy odpowiedzialność za cały ten proces i nie możemy pozwolić sobie na żaden błąd.
Przyszłość projektu i współpraca z Niemcami
W głowie mają wiele planów, aby jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła i działać na większą skalę. Chociaż współpracują z niemieckimi fundacjami – PAU (darowizny, poduchy, materace) oraz fundacją Pfötchen drauf e. V., (wyadoptowanie dwóch psów z Polski, w tym jednego niepełnosprawnego, który czekał na dom prawie całe swoje życie), marzy im się stabilna współpraca z niemieckimi fundacjami, które mają w statusie możliwość przeprowadzania interwencji z możliwością odbioru zwierząt.
Przyszłość? Dziewczyny nie chcą zdradzać planów. – Ale wszystkie w kierunku uratowania jak największej liczby zwierząt. I nie kupuj – adoptuj! A jeśli chodzi ci po głowie oddanie zwierzęcia, nie szukaj na własą rękę. Skontaktuj się z nami – apeluje Kamila.