Niemcy: Miejsca pracy kosztem czystego sumienia
25 lipca 2014Stocznia Peene w Wolgaście (Meklemburgia-Przedpomorze) była już bardzo bliska upadku. Sześć dziesięcioleci tradycji w słabym strukturalnie terenie, 500 miejsc pracy – wszystko to wydawało się stracone. W sierpniu 2012 stocznia stała krok od niewypłacalności.
Ratunek przyszedł niespodziewanie. W 2013 Peene przejęła grupa Lürssen z Bremy. W zanadrzu miała niebagatelne zlecenie. Jak grupa poinformowała w 2014 roku, w Wolgast mają powstać łodzie patrolowe dla Arabii Saudyjskiej. Wartość zlecenia – 1,4 mld euro. Chodzi zatem o eksport broni z Wolgastu.
Kontrakty takie są kontrowersyjne. W ubiegłym roku rząd Niemiec wydał zezwolenie na eksport sprzętu wojskowego wartości 5,8 mld euro. Odbiorcami były m.in. Arabia Saudyjska i Katar, państwa, w których łamanie praw człowieka jest na porządku dziennym. W regionie toczą się ponadto poważne konflikty. Eksport broni i sprzętu wojskowego jest więc ostro krytykowany – w Bundestagu najbardziej zagorzałym przeciwnikiem jest partia Lewicy. Lewica z zasady jest przeciwna eksportowi artykułów zbrojeniowych. Jego zakaz, jak głosi program partii, powinien znaleźć swój zapis w niemieckiej konstytucji.
Kiedy informacja o kontrakcie stoczni w Wolgaście poszła w świat, Lewicę reprezentowało w lokalnym parlamencie ośmiu posłów. Szef klubu parlamentarnego Lars Bergemann wyjaśnił publicznie, że zlecenie to znowu otwiera przed 12-tysięcznym miastem perspektywy. W regionie pozostaje siła nabywcza, fachowcy znajdą pracę. Zatem pozytywna ocena – i świadome naruszenie programu partii. Ale - pracownicy stoczni w Wolgast muszą wyżywić rodziny, chcą żyć na pewnym poziomie, usprawiedliwa swoje stanowisko Bergemann.
Życie jest nietykalne
Dla Jana van Akena, eksperta Lewicy ds. zbrojeń, zakaz eksportu broni i sprzętu wojskowego jest jednoznaczny. Odstępstw od reguły, tak jak to robi dla Wolgastu Bergemann, van Aken nie akceptuje, także kiedy uratowane mają być miejsca pracy. – Jest to wspieranie reżimu – oburza się – I to bronią. Uważam, że to nie do przyjęcia.
Po uratowaniu stoczni Peene ostało się jeszcze 300 miejsc pracy. Według grupy Lürssen będzie ich w sumie 360. Poza stocznią region niewiele oferuje. Nawet w dobrych miesiącach liczba bezrobotnych nie spada poniżej kilkunastu procent. Dla van Akena nie jest to argument. – Nie można przedkładać miejsc pracy nad ludzkie życie – stwierdza krótko.
Pragmatyzm kontra idealizm
Lars Bergemann zdaje sobie sprawę, że niektórych stoczniowców gryzie sumienie. Bergemann ma 41 lata, jego ojciec był inżynierem w stoczni. Lokalną polityką zajmuje się od 15 lat i zna troski mieszkańców: przedsiębiorcy drżą o obroty firm, stoczniowcy mają do zapłacenia kredyty. Opowiada się więc za pragmatyzmem.
Decyzja o eksporcie nie zapadła w Wolgaście, argumentuje Bergemann. Decyzję o kupnie floty przybrzeżnej podjął rząd Arabii Saudyjskiej, w Rijadzie. Federalna Rada Bezpieczeństwa w Berlinie zaopiniowała kontrakt pozytywnie. Rząd poręczył za kredyt. Grupa Lürssen zadecydowała, że budowa łodzi patrolowych rozpocznie się w 2015 roku, w Wolgaście. – Moją rolą jako lokalnego polityka jest powiedzenie: Super! Wspaniale, że nasi ludzie mają pracę! – tłumaczy Bergemann. Nie znaczy to, że zachwyca go perspektywa budowy w jego rodzinnym mieście wojskowych łodzi. Ale innych zleceń nie ma.
Popularny polityk
Zdaniem Jana van Akena miasto dawno już powinno było przestawić się na cywilne produkty. Stocznia w Wolgaście tego nie zrobiła, teraz jest skazana na zamówienia wojskowe. Każdy ponosi jednak także osobistą odpowiedzialność. – Jako pracownik musisz się zastanowić, czy chcesz przykładać rękę do produkcji narzędzi zbrodni, które faktycznie będą w użyciu. Każda broń znajdzie swoją wojnę i będą ginęli od niej ludzie – tłumaczy swoje stanowisko van Aken.
Lokalnemu politykowi naruszenie programu partii nie zaszkodziło. W wyborach komunalnych kilka tygodni liczba oddanych na niego głosów podwoiła się.
Christian Siepmann / Elżbieta Stasik