To jest dopiero majstersztyk: jednogłośna uchwała, z której wyłączony jest jeden kraj! Udało się tego dokonać Radzie Europejskiej – 27 unijnych przywódców (brytyjski premier Boris Johnson ze zrozumiałych względów był nieobecny) ustaliło, że Unia Europejska, czyli także Polska, do 2050 roku ma być neutralna klimatycznie. W przypadku Polski UE poszła jednak na ustępstwo, że kraj ten będzie miał na to więcej czasu. Ile – tego nie określono. Idąc na taki kompromis Ursuli von der Leyen z wielkim trudem udało się zachować twarz.
Nowa szefowa Komisji Europejskiej już od samego początku chciała pokazać, do czego Unia Europejska i pewnie także ona sama są zdolne. Równocześnie ze światową konferencją klimatyczną w Madrycie i tuż przed unijnym szczytem zaanonsowała szczytny cel: osiągnięcie neutralności klimatycznej Europy w okresie 30 lat. Pokusiła się wręcz o porównanie tego celu z pierwszym lądowaniem człowieka na Księżycu – tak jakby neutralność klimatyczna była wydarzeniem, które nastąpi w określonym dniu.
Obłudna jednomyślność
W ten sposób postawiła ona pod presją unijne rządy. Gdyby chociaż jedno państwo wyłamało się z tej uchwały, spadłyby na nią gromy ze strony Rady Europejskiej. A cała UE by się kompletnie skompromitowała. Stąd ta obłudna jednomyślność. Aby ją osiągnąć, potrzebne były jednak ustępstwa. Nie tylko Polska może praktycznie sama zadecydować, do kiedy zamknie swoje elektrownie węglowe – jakby nie było pochodzi stamtąd 80 proc. polskiego prądu. Czechy, Węgry i Polska dopięły także tego, że w deklaracji końcowej szczytu energia atomowa wyraźnie wymieniana jest jako źródło energii na drodze do neutralności klimatycznej. To popiera także francuski prezydent Emmanuel Macron, rzekomo najbliższy sojusznik Niemiec. Jak wiadomo, Francja gros swojego prądu uzyskuje w bezemisyjnych elektrowniach atomowych, planuje budowę kilku nowych i nie pojmuje, dlaczego to nie ma zostać uznane na poczet jej wkładu w ochronę klimatu.
Reminiscencje polityki migracyjnej Merkel
Niemcy natomiast w stosunkowo krótkim czasie rezygnują zarówno z produkcji energii elektrycznej z węgla jak i z energetyki atomowej. Taką drogą nie idzie żaden inny europejski kraj, a Niemcy są zdecydowani, by od niej nie odstępować. Unijny szczyt pokazał jeszcze raz wyraźnie, jak mało przydatny jest niemiecki wzór jako przykład dla innych. Jest wręcz jeszcze gorzej: nawet jeżeli Ursula von der Leyen odpowiedzialna jest za całą Unię, przez wielu Wschodnich Europejczyków postrzegana jest jako Niemka, która w imieniu UE próbuje teraz w polityce klimatycznej przeforsować niemiecką agendę.
Raz już się to nie powiodło: także w polityce migracyjnej kanclerz Angela Merkel chciała swoje stanowisko przekuć w politykę całej UE, lecz jej się to nie udało. Niemcy powinni teraz przyjąć do wiadomości, że inne państwa, także w polityce klimatycznej, mają odmienne wyobrażenia.