Niemcy. Prorosyjskie demonstracje i bezsilność władz
5 kwietnia 2022Gdy w minioną niedzielę (03.04.2022) świat obiegły wstrząsające zdjęcia, ukazujące rosyjskie zbrodnie w podkijowskiej Buczy, na ulice Berlina wyjechała karawana prawie 450 samochodów z flagami Rosji, a także ZSRR. Demonstracja została zgłoszona jako protest przeciwko dyskryminacji rosyjskojęzycznych mieszkańców Niemiec, ale zdaniem wielu była ona także wyrazem poparcia dla Rosji i wojny w Ukrainie.
„Na litość boską, jak mogła pani pozwolić na te karawanę hańby w środku Berlina?” – napisał na Twitterze ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk, zwracając się do burmistrz niemieckiej stolicy Franziski Giffey. Także opozycyjna chadecja CDU ostro potępiła demonstrację i władze stolicy za to, że do niej dopuściły. Według chadeków niemiecki kontrwywiad powinien zbadać, czy Moskwa miała wpływ na organizację demonstracji.
Nie była to jednak pierwsza taka „karawana hańby” w Niemczech, gdzie żyje liczna społeczność rosyjskojęzyczna. Kilka dni wcześniej podobna prorosyjska demonstracja odbyła się w Kolonii. Władze podkreślają, że ze względu na wolność zgromadzeń nie można po prostu zakazać organizacji protestu przeciwko dyskryminacji osób rosyjskojęzycznych. – Sama taka demonstracja, eksponowanie rosyjskiej flagi nie jest zakazane – tłumaczyła Giffey we wtorek (05.04.2022) w porannym programie telewizji ZDF.
Zakazany symbol rosyjskiej wojny
Podkreśliła jednak, że zakazane i karane będzie wyrażanie poparcia dla rosyjskiej wojny na Ukrainie. – Jesteśmy przeciwko każdej formie popierania wojny napastniczej – powiedziała Giffey.
Według niej na jednym z samochodów, które jechały w karawanie, dostrzeżono zakazany w Berlinie symbol rosyjskiej wojny – litera „Z”. Dlatego policja wszczęła postępowanie przeciwko kobiecie, która prowadziła samochód.
Minister spraw wewnętrznych landu Nadrenia Północna-Westfalia Herbert Reul przyznał w rozmowie z gazetą „Rheinische Post”, że „osobiście nie potrafi pojąć tego, że można brać stronę zbrodniarzy wojennych". Ale dodał, że Niemcy wyróżniają się także tym, iż „pokojowy protest nie jest rozpędzany, ale chroniony przez policję”. „Musimy, możemy i będziemy znosić odmienne poglądy” – dodał Reul.
Także szef MSW Turyngii Georg Maier podkreślił, że podobne demonstracje są "nie do przyjęcia i nie powinny mieć miejsca". Ale zastrzegł, że byłby „ostrożny” z ich zakazywaniem. „Bo przecież karawana samochodów też uznawana jest za zgromadzenie” – powiedział gazetom sieci Redaktionsnetzwerk Deutschland (RND). Ale – wskazał – można je ograniczyć zgodnie z przepisami, jak np. wyznaczenie maksymalnej liczby uczestników albo zakaz używania klaksonów. „Żaden urząd nie musi tolerować 400 trąbiących samochodów w centrum miasta” – dodał Maier.
Rząd zaleca rzetelną informację
Według danych Urzędu Statystycznego w Niemczech mieszka co najmniej 235 tys. Rosjan. Stanowią oni dziewiątą co do wielkości grupę zagranicznej ludności w Niemczech (2,2 proc.). Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainie niemiecki rząd przestrzegał przed obwinianiem za wojnę Rosjan, w tym szczególnie mieszkających w Niemczech. Z zaniepokojeniem odnotowywano pojedyncze incydenty i akty wrogości, wymierzone w rosyjskojęzyczną społeczność.
W poniedziałek jednak rzecznik niemieckiego rządu pytany o prorosyjską demonstrację w Berlinie ograniczył się jedynie do zachęcenia mieszkańców Niemiec o rosyjskich korzeniach do zasięgnięcia rzetelnych informacji o wojnie w Ukrainie. – Nikt nie powinien wierzyć kampanii dezinformacyjnej rosyjskich mediów państwowych z jej cyniczną i bagatelizującą interpretacją. Należy czerpać informację z różnych krajowych i międzynarodowych mediów – powiedział zastępca rzecznika rządu Wolfgang Buechner.
(DPA/ widz)