Niemcy. Słynny menedżer skazany za sprzeniewierzenie majątku
14 listopada 2014Sąd landowy w Essen uznał, że Middelhoff sprzeniewierzył majątek kierowanej przez siebie firmy oraz unikał płacenia podatków. Kara wymierzona menedżerowi jest surowa - sąd nakazał natychmiastowe osadzenie skazanego w areszcie ze względu na niebezpieczeństwo ucieczki. Obserwatorzy spodziewali się, że sprawa skończy się najwyżej na grzywnie. Adwokaci oskarżonego domagali się jego uniewinnienia.
Helikopterem do pracy
Przedmiotem rozprawy były prywatne loty oskarżonego śmigłowcem lub odrzutowcem na koszt firmy, deklarowane jako służbowe. Sąd uznał, że 61-letni dziś menedżer spowodował straty kierowanej przez siebie w latach 2005-2009 firmy Arcandor na sumę 800 tys. euro. Arcandor, do którego należały m. in. domy towarowe Karstadt oraz znane także w Polsce firmy wysyłkowe Neckermann i Quelle, borykał się w tym czasie z poważnymi problemami finansowymi, co skończyło się bankructwem koncernu i jej właścicielki, miliarderki (obecnie już "tylko" milionerki) Madeleine Schickedanz.
Sprawa Middelhoffa była jednym z najgłośniejszych procesów gospodarczych ostatnich lat. Proces umożliwił wgląd w styl życia bossów niemieckiej gospodarki, dla których korzystanie z lotu odrzutowcem firmy było tak samo oczywiste jak dla przeciętnego pracownika korzystanie z samochodu służbowego.
Middelhoff przyznał, że w czasie kierowania koncernem Arcandor 610 razy skorzystał z odrzutowca wynajmowanego przez firmę. Prokuratorzy przeanalizowali 48 lotów, co do których zaistniały wątpliwości, czy skorzystanie z nich było uzasadnione służbowo. Niektóre, jak te do Londynu czy Nowego Jorku, kosztowały jednorazowo nawet do 90 tys. euro.
Prokuratorzy zainteresowali się też "tanimi" (3000 euro każdy) lotami śmigłowcem z Bielefeld (miejsce zamieszkania menedżera) do centrali koncernu w Essen. Middelhoff tłumaczył, że chciał w ten sposób uniknąć korków w drodze do pracy.
"Nie mam sobie nic do zarzucenia"
W mowie końcowej Middelhoff nie przyznał się do winy i podkreślił, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Dodał, że przyjął propozycję kierowania Arcandorem po to, by ratować to przedsiębiorstwo i miejsca pracy. Pięcioletni proces był dla niego jakoby "traumatycznym przeżyciem". - Czuję się upokorzony w mojej godności - powiedział.
Middelhoff należał swego czasu do najlepiej zarabiających szefów niemieckich koncernów. Zanim przeszedł do koncernu KarstadtQuelle (późniejsza nazwa Arcandor) w latach 1998-2002 kierował koncernem Bertelsmanna.
Wyrok na Middelhoffa nie jest prawomocny. Obrońcy zapowiedzieli odwołanie.
DPA, DW / Bartosz Dudek