Niemcy: Znacznie więcej morderstw o naonazistowskim podłożu niż zakładano
23 kwietnia 2014Gdy w listopadzie 2011 roku ujawniono serię morderstw popełnionych przez członków Narodowosocjalistycznego Podziemia (NSU) i zaniedbania władz śledczych, krajowi ministrowie spraw wewnętrznych uchwalili zbadanie spraw z lat 1990-2011 pod kątem motywów skrajnie prawicowych.
Po wstępnej selekcji wśród ponad 3300 przypadków, Federalny Urząd Kryminalny (BKA) i władze policyjne postanowiły zbadać pod zarówno niewyjaśnione do dziś usiłowania zabójstwa, zabójstwa dokonane, jak również sprawy zakończone, figurujące na tak zwanej liście Jansena.
Ogółem chodzi jeszcze o 849 ofiar. Zarówno BKA jak i Krajowy Urząd Kryminalny Nadrenii Północnej-Westfalii podkreślają, że na razie nie wiedzą jeszcze dokładnie, ile takich spraw trzeba będzie zweryfikować. W BKA powiedziano, że bada się każdą sprawę; również takie przypadki, w których „nie można było całkowicie wykluczyć motywu skrajnie prawicowego”.
- Część akt niestety została już zniszczona – twierdzi Christiane Schneider, rzeczniczka klubu Partii Lewicy w Hamburgu. Mimo wszystko jest przekonana, że znajdą się nowe punkty zaczepienia.
Na oficjalnej liście ofiar brakuje szczególnie wielu bezdomnych
W Niemczech opracowano kryteria ułatwiające rozpoznanie u sprawców motywów skrajnie prawicowych. W oparciu o te kryteria bada się ponownie przypadki wskazujące na to, że ludzie zostali zamordowani z powodu pochodzenia, koloru skóry, wyznania, światopoglądu, nastawienia politycznego, orientacji seksualnej, niepełnosprawności, albo statusu społecznego. Wśród ofiar, których nazwiska nie figurują w oficjalnej statystyce, jest podpadająco dużo bezdomnych i innych osób wykluczonych.
Sprawa Wendlanda
1 lipca 1992 roku: 50-letni Emil Wendland mieszka w miejscowości Neuruppin w Brandenburgii. Były nauczyciel jest alkoholikiem. W ten lipcowy wieczór zasypia w parku na ławce. Trzech neonazistów umówiło się na „rozprawienie się z penerami”, jak to później określono na rozprawie. Śpiącego na ławce wielokrotnie uderzają butelką w głowę, biją go, kopią i w końcu zabijają, zadając mu kilka ciosów nożem. Emil Wendland był dla nich „człowiekiem drugiej kategorii”, podkreślono w sądzie.
Tym przypadkiem, jak i ponad trzydziestoma innymi, zajmuje się nie tylko policja. Również Christoph Kopke, politolog z Poczdamu. Wschodnioniemiecka Brandenburgia, na liście Jansena kraj związkowy z największą liczbą ofiar skrajnie prawicowych ekstremistów, jako jedyny land Niemiec zlecił naukowcom z zewnątrz zbadanie dawnych, wątpliwych przypadków. Christoph Kopke kieruje tym projektem w Centrum Mosesa Mendelssohna przy Uniwersytecie Poczdamskim.
O poszczególnych przypadkach Kopke chce rozmawiać dopiero po zamknięciu projektu, czyli w maju 2015 roku. Wychodzi jednak z założenia, że obok 9 zabitych, figurujących w oficjalnej statystyce Brandenburgii, było znacznie więcej ludzi, którzy zginęli z rąk neonazistów. Tego samego zdania są stowarzyszenie „Z perspektywy ofiary” i premier Brandenburgii Dietmar Woidke, który zapewnił naukowców, że otworzy wszystkie archiwa policji i wymiaru sprawiedliwości.
Wiele zależy od definicji
- Dysproporcje między oficjalnymi danymi liczbowymi a danymi dziennikarzy i inicjatyw na rzecz ofiar biorą się też z samej definicji – wyjaśnia politolog Kopke. - Do 2001 roku policja uważała za umotywowane politycznie tylko te przypadki, które były bezpośrednio skierowane przeciwko państwu i ładowi gospodarczemu. Przemocy wobec typowych ofiar skrajnej prawicy przeważnie nie zauważano, mimo że po przywróceniu jedności Niemiec miało miejsce wiele podpaleń i ataków na tle ksenofobicznym.
Dopiero od 2001 roku obwiązują poszerzone kryteria „politycznie umotywowanej przestępczości - o skrajnie prawicowym podłożu”.
„Znieczulica czasem gorsza od samego czynu”
- Oczywiście dużo zależy od wyszkolenia śledczych i ich wyczulenia na motywy skrajnie prawicowe – mówi Kopke. Śledztwo w sprawie serii morderstw NSU wykazało wiele deficytów. Zakwalifikowanie czynów jako skrajnie prawicowych, wyjaśnia naukowiec, bywało niejednokrotnie podważane przez sędziów.
Kopke ostrzega jednak przed obarczaniem całą odpowiedzialnością wyłącznie policji i prawników. Ostro krytykuje również postawy społeczeństwa.
- Zetknąłem się z przypadkami bicia i kopania ofiar przy świadkach, którzy konfrontowani później z tymi czynami twierdzili, że „nie chcieli mieć z tym nic wspólnego”, zamykali drzwi i opuszczali żaluzje. Tu znieczulica otoczenia jest czasem gorsza od samego czynu – mówi Kopke.
DW / Iwona D. Metzner
red. odp.: Elżbieta Stasik