Niemiec w polskim mundurze. „Szansa, którą daje Europa”
22 grudnia 2018Przez 36 lat pracy na kolei Kai-Uwe Schiemenz już raz musiał zmienić swój mundur. Gdy zaczynał pracę w 1982 roku zakładał strój wschodnioniemieckiej Deutsche Reichsbahn. Po zjednoczeniu Niemiec na jego służbowych ubraniach pojawiło się logo Deutsche Bahn.
Jednak w niedzielę 18 listopada br., punktualnie o godzinie 9:50, Schiemenz stoi na ósmym peronie dworca w rodzinnym Cottbus w polskim mundurze: czerwonej koszuli oraz czarnych spodniach i kamizelce Kolei Dolnośląskich. Pociąg, na który czeka, właśnie wjeżdża na peron od strony Berlina. To „Pociąg do kultury”, który od 2016 roku łączy w weekendy stolicę Niemiec i Wrocław.
Schiemenz wsiada jako pasażer. Pojazd poprowadzi dopiero od polskiej granicy do stolicy Dolnego Śląska. Uprawnienia do prowadzenia na tej trasie posiada od kwietnia br., gdy zdał niezbędne egzaminy i podpisał umowę z Kolejami Dolnośląskimi. Teraz obok pracy w Niemczech kilka razy w miesiącu prowadzi pociąg do Wrocławia jako polski maszynista.
– To szansa, którą daje Europa – mówi o swoim zatrudnieniu w Polsce. Odkąd unijne instytucje ujednoliciły w ostatnich latach wzór licencji maszynisty w całej UE, teoretycznie każdy z nich może ubiegać się o pracę w innym kraju członkowskim. W praktyce to niezwykle trudne, bo na drodze stoją duże różnice w krajowych przepisach i systemach nawigacji oraz bariery językowe. Na polsko-niemieckim pograniczu Kai-Uwe Schiemenz jest pionierem.
Zdanie po zdaniu
W dorabianiu na umowę-zlecenie po polskiej stronie granicy nie chodzi jednak o dodatkowy zarobek, a chęć rozwoju i pasję. – Potrzebuję tego doświadczenia do mojej pracy. Nigdzie nie nauczę się więcej o polskiej kolei niż na niej pracując – opowiada 53-letni Schiemenz. W należącej do Deutsche Bahn regionalnej spółce DB Regio jest koordynatorem do spraw współpracy z Polską. Na co dzień tłumaczy rozkłady jazdy i przepisy, kształci kolejarzy jeżdżących przez granicę oraz rozwiązuje problemy przy opóźnieniach, komunikacji i wypadkach.
Pierwsze kilkanaście lat pracy jako maszynista nie zapowiadały tej kariery. – Mimo, że Cottbus leży niedaleko granicy, to nie miałem o Polsce żadnego pojęcia – opowiada.
Dopiero w 2001 roku zaczął pracować przy organizacji pociągu „Wawel”, który z Krakowa przez Wrocław i Berlin jeździł aż do Hamburga. – Spotykaliśmy się z polskimi kolegami na kilkudniowe narady i na głos, zdanie po zdaniu, tłumaczyliśmy polskie i niemieckie przepisy. To było męczące, ale ciekawe doświadczenie – wspomina Schiemenz.
Od maszynisty do koordynatora
To wtedy zauważył, że na kolei brakuje ludzi mówiących w obydwu językach, a fachowa terminologia przerasta nawet profesjonalnych tłumaczy. W wieku 36 lat od podstaw zaczął naukę polskiego. Przez pierwsze dwa lata uczył się samemu, ze słownikiem. Późniejszy kurs językowy dodał mu pewności siebie. Dziś mówi po polsku płynnie, z niemieckim akcentem. Tłumaczenia kolejowych terminów kolejowych zna jak nikt inny.
Znajomość polskiego przydała się w samą porę. Po wejściu Polski do UE rosła liczba przygranicznych połączeń, a Schiemenzowi szybko przybywało obowiązków. – Zaczynało brakować czasu na pracę maszynisty – opowiada. Koordynatorem DB Regio do spraw współpracy z Polską jest od 2013 roku. Zajmuje się niemieckimi pociągami jeżdżącymi do Szczecina, Zielonej Góry i Wrocławia oraz mniejszymi połączeniami przygranicznymi.
Kolejarz z pasją
Mimo, że większość czasu spędza teraz za biurkiem, Schiemenz nadal regularnie prowadzi pociągi. Obserwując go podczas pracy widać, że kolej jest nie tylko jego pracą, ale i pasją. W swojej rodzinie jest kolejarzem już w czwartym pokoleniu, a na trasie „Pociągu do kultury” między Cottbus i Wrocławiem jeździ tą samą trasą, na której przed wojną jako palacz pracował jego dziadek.
Schiemenz prowadzi wyprodukowany w latach 90. niemiecki pociąg VT628 napędzany silnikami Diesla. – Tutaj można się jeszcze poczuć jak prawdziwy maszynista – żartuje, bo nowe pociągi są łatwiejsze w obsłudze. – Po prostu cieszę się tą pracą – wyjaśnia znad pulpitu, na którym obok niemieckich przycisków przykleił małe tłumaczenia dla innych polskich maszynistów.
Język kluczem do zaufania (i bezpieczeństwa)
Zanim zaczął prowadzić pociągi do Wrocławia, Schiemenz osobiście odwiedził kilku polskich dyżurnych ruchu na tej trasie. – Tak żeby nikt przez przypadek nie pomylił mojego akcentu i nie pomyślał, że maszynista jest pijany – śmieje się. Reakcje są pozytywne. – Kolejarze są perfekcjonistami i wolą nie mówić w obcych językach, gdy ich dobrze nie znają. Ale gdy koledzy słyszą, że mówię po polsku, też starają się powiedzieć parę słów po niemiecku – opowiada. To buduje zaufanie. Także podczas negocjacji na wyższych szczeblach.
Gdy „Pociąg do kultury” przekracza granicę blisko miejscowości Horka, o potrzebie komunikacji przypomina historia tragicznego wypadku, do którego doszło w tym miejscu równo 30 lat temu. Nad ranem 3 grudnia 1988 roku w polskim pociągu wiozącym węgiel zepsuły się hamulce i rozpędzony do 100 km/h przejechał przez granicę. Kolejarze po obu stronach nie mogli się zrozumieć i pojazd zderzył się z niemieckim pociągiem jadącym z naprzeciwka. Życie straciło wtedy 3 Polaków i 5 Niemców. Schiemenz dobrze znał jednego z nich.
Dzisiaj szkoli zarówno Niemców jak i Polaków. Kontakty, które w ten sposób powstają, wychodzą poza tory. Miesiąc temu kolejarze Przewozów Regionalnych zaprosili go do Rzepina na imprezę z okazji przejścia na emeryturę. – Dla mnie jako Niemca to zaszczyt, że polscy kolejarze zapraszają mnie na swoje pożegnanie – mówi Kai-Uwe Schiemenz i po chwili zastanowienia dodaje: – Ale może to już nic wyjątkowego? Dla nich jestem po prostu ich instruktorem.