Niemiecka prasa: chwiejna koalicja Scholza
9 kwietnia 2024„Czy koalicja SPD, Zielonych i FDP pozbiera się w końcu na 18 miesięcy przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi i wyjdzie na prostą?” – pyta regionalny dziennik „Rhein-Zeitung”. „A może przepaści, w tym międzyludzkie, są zbyt głębokie, by stworzyć wspólny budżet na 2025 rok?” – dodaje dziennik. I stwierdza, że partie koalicyjne prezentują różne stanowiska nie tylko co do finansów, ale także w kwestiach wojny i pokoju. „Zieloni są za dostarczeniem Ukrainie pocisków manewrujących Taurus, FDP – właściwie też, a SPD i jej kanclerz są temu przeciwni. Zieloni nie chcą jednak potrącać na zbrojenia z projektów społecznych, kanclerz też nie, a Lindner – właściwie tak. Kanclerz Scholz udaje się pod koniec tego tygodnia do Chin, ale w bagażu ma rozłam koalicji” – czytamy.
Dziennik „Augsburger Allgemeine” zastanawia się nad taktyką najmniejszego partnera koalicyjnego – liberalnej FDP. „Wiara, że FDP można uratować tylko przez wystąpienie z koalicji to jak samobójstwo ze strachu przed śmiercią” – czytamy. Zdaniem komentatora liberałowie znaleźliby się wówczas w jednej z najtrudniejszych sytuacji w najnowszej historii partii, która ogromnymi ograniczeniami finansowymi i przedłużającą się recesją nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. „Jako partia, która uprawia taktykę zamiast rządzić i która myśli przede wszystkim o sobie, a nie o kraju powierzonym jej przez wyborców”. Przeciwko temu powtarzanemu co rusz przez SPD i Zielonych oskarżeniu nawet najlepszy działacz byłby na przegranej pozycji – pisze dziennik z Augsburga.
Regionalny dziennik z Badenii-Wirtembergii „Südwest Presse” stwierdza, że ten kto zajmuje się niezbędnymi reformami, nie zostanie nagrodzony w wyborach, tylko ukarany. W Niemczech nie da się wygrać wyborów, prezentując twardy program reform – o czym przekonała się już SPD i co przejęła Angela Merkel podczas swoich długich rządów. Olaf Scholz doświadczył upadku swojej partii po reformach „Agenda 2010”, wielokrotnie próbował ją uzdrowić i w końcu nauczył się tego od Merkel – czytamy. „Nic więc dziwnego, że w rozmowach z biznesem kanclerz relatywizuje obecną słabość gospodarczą i odrzuca ją jako taktyczną rozmowę ze strony przedsiębiorców. Robi to również po to, by nie być zmuszonym do głębokich cięć, które mogłyby zagrozić jego i tak już chwiejnemu kanclerstwu. Tam, gdzie nie ma kryzysu, nie ma potrzeby reform” – pisze południowoniemiecki dziennik.
A ekonomiczny „Handelsblatt” dodaje, że Niemcy znajdują się na samym dole wszystkich rankingów wzrostu. Ale podczas gdy wszystkie dane ekonomiczne przemawiają przeciwko Niemcom, a zagranica martwi się, czy Niemcy znów nie są „chorym człowiekiem Europy”, podczas gdy inwestorzy w Davos śmieją się z „niemieckiej szybkości”, a minister gospodarki Niemiec opisuje sytuację gospodarczą jako „dramatyczną”, kanclerz Scholz bawi się w „Majora Toma”. Kanclerz jest całkowicie oderwany od rzeczywistości – stwierdza komentator gazety. „Jeśli Scholz na serio wierzy, że tylko dzięki sile jego słów wszystko się ułoży, niemiecka gospodarka ma jeszcze większy problem. Wtedy szef (niemieckiego) rządu sam jest trudnością strukturalną związaną z niekorzystną lokalizacją (…)” – pisze „Handelsblatt”.