Niemiecka prasa o Buczy: krwawy ślad Putina
5 kwietnia 2022Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze: "Groza wojny, którą Rosja od pięciu tygodni rozsiewa po Ukrainie, ma nową nazwę - Bucza. Można się obawiać, że nie będzie to ostatni krwawy ślad Putina. Straszne obrazy z przedmieść Kijowa, podobnie jak doniesienia z Mariupola i innych ukraińskich miast, pokazują, że Moskwa prowadzi wojnę w sąsiednim kraju nie inaczej niż w Czeczenii, Gruzji i Syrii - z niepohamowaną, celową brutalnością, także wobec ludności cywilnej. Obrazy z Buczy będą miały prawdopodobnie większy wpływ na debatę o tym, co Niemcy mogą lub muszą zrobić, aby powstrzymać Putina, niż apele Zełenskiego i ostrzeżenia ambasadora w Berlinie. Nawet z szeregów koalicji rządzącej podnoszą się głosy domagające się, by Niemcy użyły swojej najostrzejszej broni w 'wojnie gospodarczej' (Habeck) przeciwko Kremlowi i natychmiast zaprzestały kupowania gazu, ropy i węgla od Rosji.
Nie ulega wątpliwości, że spośród wszystkich ekonomicznych środków nacisku całkowite embargo na energię byłoby sankcją, która najbardziej dotknęłaby Rosję. Ponadto z każdą nową wiadomością o okrucieństwach w Ukrainie trudniej jest znieść myśl, że każdego dnia setki milionów są przekazywane z Niemiec do kasy zbrodniczego reżimu w Moskwie. Nawet jeśli środki te nie wpływają bezpośrednio na konta armii, to wspierają rządy Putina i ułatwiają mu kontynuowanie wojny na Ukrainie".
Komentator "Sueddeutsche Zeitung" uważa, że "żadne sankcje na świecie nie powstrzymają morderczej armii rosyjskiej od jej działań. Żadne embargo na ropę czy gaz, wycofanie technologii, zerwanie kontraktu serwisowego czy zablokowanie konta oligarchy nie zapobiegnie powtórce z Buczy czy obróceniu w pył Mariupola. Tylko rozkaz Władimira Putina może zatrzymać wojnę, dlatego całą energię należy skierować na tego prezydenta, który - jak się powszechnie uważa - nie podda się.
Na efekty sankcji zwykle trzeba długo czekać. Katalog kar nałożonych na Rosję został opracowany w taki sposób, aby przynieść znacznie szybszy efekt. Pozostaje nadzieja: w połączeniu z presją na ludność, oligarchię, kierownictwo polityczne i prezydenta system putinowski upadnie lub przynajmniej ponownie przeanalizuje sytuację i da sygnał do uporządkowanego odwrotu. Nawet ci, którzy wątpią w ten scenariusz, powinni pomyśleć o stosunkach z Rosją od końca: co zrobić pierwszego dnia po wojnie? W państwie Władimira Putina nie będzie pierwszego dnia po wojnie. Jego destrukcyjna wściekłość nie jest skierowana wyłącznie na Ukrainę i jej mieszkańców. Władimir Putin raczej pisze nowy porządek dla Europy przy pomocy wojny - tak jak zapowiadał".
Dziennik "Die Welt" konstatuje: "Niektórzy od dawna mówią o 'momencie Srebrenicy': 30 lat temu masakra w Srebrenicy w czasie wojny jugosłowiańskiej spowodowała interwencję NATO przeciwko Serbii. Porównywanie jednych okoliczności historycznych z innymi jest prawie zawsze zawodne, historia się nie powtarza. Ale pytanie brzmi: ilu zmasakrowanych cywilów, ilu zgwałconych i na wpół pogrzebanych zwłok kobiet potrzeba, by Zachód powiedział: tak daleko i nie dalej. Stały strach przed eskalacją konfliktu ułatwia Putinowi zadanie. Niezdecydowanie jest przeciwieństwem stanowczości, a to właśnie ona jest niezbędna do skutecznego odstraszania. (...) Podczas gdy Putinowi daje się wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do kolejnych sankcji, a ludzie spierają się, czy dopuszczalne byłoby wprowadzenie embarga na ropę i gaz wobec Rosji, pomija się jeden aspekt. Myślenie o interwencji wojskowej NATO nie może być już dłużej tabu. Nie jako atak na Rosję, ale jako obrona Ukrainy i wolności, za którą się opowiada".
Ekonomiczny dziennik "Handelblatt" analizuje: "Jak dotąd Niemcy sprzeciwiały się wprowadzeniu zakazu importu gazu, węgla i ropy z Rosji. Jednak w świetle zdjęć z Buczy coraz trudniej jest utrzymać to stanowisko. Presja międzynarodowa jest zbyt duża, zbyt silna presja partnerów europejskich, którzy - w przeciwieństwie do Niemiec - nie byli tak naiwni, by pozwolić Rosjanom na zakup krytycznej infrastruktury energetycznej swojego kraju lub na stanie się quasi-monopolistą w dziedzinie dostaw energii. Słusznie zauważają, że Niemcy, mimo wszystkich ostrzeżeń, same wmanewrowały się w tę zależność. A ceny za to nie mogą płacić inni.
Rząd niemiecki będzie więc musiał podjąć działania w sprawie embarga, jeśli nie chce stracić twarzy i jeśli jego formuła 'dziejowego przełomu' nie ma być tylko pustym frazesem. Od początku wojny UE przekazała Rosji 20 mld euro tytułem zapłaty na import energii. Dalsze finansowanie wojny Putina staje się coraz bardziej wątpliwe z każdym dniem trwania konfliktu. I wbrew temu, co sugeruje SPD, Putin może korzystać z tych pieniędzy.
Pytanie nie brzmi już zatem, czy, ale kiedy i w jakiej formie dojdzie do embarga energetycznego. W pierwszym etapie UE mogłaby nałożyć embargo na węgiel, później na ropę naftową, a zakaz importu gazu musi zostać przedyskutowany. Jednak rząd niemiecki powinien podjąć ten krok tylko wtedy, gdy rzeczywiście osłabi on Putina i będzie mógł położyć kres wojnie i masakrom, takim jak ta w Buczy. Jeśli tak się nie stanie, krach niemieckiej gospodarki będzie zbyt wysoką ceną do zapłacenia".