Niemiecka prasa o starciach z ekologami: "Błędy polityków"
11 stycznia 2023Komentator dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa: "Naruszenie przez rząd federalny traktatów klimatycznych nigdy nie może stanowić uzasadnienia dla działań przestępczych. Właściwym środkiem są publiczne protesty i odpowiednie zagłosowanie przy urnie wyborczej. (...) Kto bierze prawo w swoje ręce, pozwala też na to wszystkim innym. Wielu marzy o innym świecie. Miejmy nadzieję, że 'antysłowo roku' nie stanie się gorzką rzeczywistością. Termin 'terroryzm klimatyczny' przypomina, że szlachetne cele często służyły jako usprawiedliwienie dla przemocy. Powstawać należy przeciwko reżimom. Państwo prawa i jego procedury muszą być wspierane przez każdego, kto nie pochwala samowoli. (...) Ci, którzy ustępują sięgającym po przemoc aktywistom, gardzą słabymi i miłującymi pokój. Bo to szczególnie oni potrzebują państwa prawa i jego naprawdę dobrej ochrony".
"Wioska Luetzerath zniknie" - przewiduje komentator "Sueddeutsche Zeitung". "Koparki węgla brunatnego podeszły już zbyt blisko, sytuacja prawna jest zbyt jednoznaczna. Pytanie tylko, na ile spokojnie przebiegnie eksmisja, a potem czy będzie to ostatnie Luetzerath. Decydująca walka toczy się bowiem od dawna gdzieś indziej: w przestawieniu się na system energetyczny bez węgla brunatnego. (...) Nie ma nic złego w pokojowym proteście mającym raz po raz zwracać uwagę na klimatyczne szaleństwo związane z węglem brunatnym. Nie powinno to jednak odwracać uwagi od faktu, że uratowanie lasu czy wsi i nawet najpiękniejsza ustawa o wycofaniu się z wydobycia węgla niestety nie generują ani jednej kilowatogodziny prądu. Gdyby jutro wszystkie koparki w niemieckich kopalniach odkrywkowych przestały pracować, byłoby to dobre dla klimatu. Ale to nie byłoby dobre dla kraju. I niestety daleko jest do pewności, że za osiem lat sytuacja będzie zdecydowanie inna".
Temat komentuje też prasa regionalna. Na przykład dziennik "Nuernberger Nachrichten" pyta, dlaczego niemiecki rząd nie jest w stanie usiąść do stołu obrad z ekologami. "Czy państwo rzeczywiście staje się podatne na szantaż, jeśli intensywnie zajmie się argumentami coraz większej liczby aktywistów klimatycznych? Oczywiście że nie, bo decyzje nadal będą zapadać w niemieckim Bundestagu. Takie pytania nie są obecnie przedmiotem wystarczająco poważnej debaty. Co wynika również z faktu, że symboliczne działania takie, jak te, z jakimi mamy do czynienia w Luetzerath, to uniemożliwiają".
"Luetzerath jest wszędzie" - pisze "Stuttgarter Zeitung". "Tam najwyraźniej objawiają się problemy i sprzeczności niemieckiej polityki energetycznej i klimatycznej. Z jednej strony jest to szaleństwo z łatwym do przewidzenia skutkiem. Miliony ton węgla brunatnego, które mają być tu wydobyte, są zaprzeczeniem konieczności ograniczenia emisji CO2. Z drugiej strony, jest to część kompromisu między landem Nadrenia Północna-Westfalia, rządzonym przez koalicję chrześcijańskich demokratów i Zielonych, oraz koncernem RWE. Starcia w Luetzerath są konsekwencją niemieckiej polityki stawiania w razie konieczności na węgiel, by zapewnić podstawowe dostawy energii i nadać mniejszą wagę lub wykluczyć inne źródła energii. Celem powinno być niezawodne wygenerowanie potrzebnej ilości energii przy możliwie najniższej emisji CO2. Ale tego nie udaje się jednak osiągnąć albo udaje się tylko w ograniczonym zakresie".
Podobnie widzi to komentator wydawanej w przygranicznym Frankfurcie nad Odrą gazety "Maerkische Oderzeitung": "To już prawie nie ma znaczenia, że społeczeństwo kłóci się o małą miejscowość, ponieważ główne partie polityczne popełniły w ostatnich latach i dekadach poważne błędy w polityce energetycznej. Unia chadecka CDU/CSU, pod wodzą kanclerz Angeli Merkel, zaniedbała rozwój odnawialnych źródeł energii. Gdybyśmy poczynili większe postępy w tej dziedzinie, nie mielibyśmy dziś do czynienia z węglem brunatnym. SPD od dziesięcioleci trzymała nad odkrywkowymi kopalniami węgla brunatnego swoisty parasol ochronny, zwłaszcza w swoim centralnym bastionie, czyli Nadrenii Północnej-Westfalii. Z kolei Zieloni popełnili błąd decydując, by najpierw wycofać się z energii jądrowej i potem dopiero z węgla".