Niemiecka prasa o szczycie G7: Czy idzie on z duchem czasu
26 sierpnia 2019Dziennik "Frankfurter Rundschau" stwierdza:
"Do niedzieli obyło się bez skandalu, ale Trump wciąż jest jeszcze w Biarritz i można się po nim wszystkiego spodziewać. Tym razem zrezygnowano z wspólnego oświadczenia końcowego, gdyż w myśl komunikatu Emmanuela Marcrona byłoby ono dobitnym przyznaniem się do tego, jak ograniczona jest korzyść z przyjemnie brzmiących dla ucha wiadomości. Biarritz ponownie uświadamia, że czas najwyższy pomyśleć o innej formie międzynarodowych spotkań".
W podobnym tonie pisze "Nürnberger Nachrichten":
"Nawet, jeśli nad bezpośredni dialog przedkładane są zjadliwe twitty, a w przypadku konfliktów nie ma alternatywy dla żmudnej dyplomacji, to w obliczu skromnych rezultatów byłych szczytów G7 nasuwa się pytanie czy ta forma spotkań idzie jeszcze z duchem czasu. Czy kolosalny finansowy i organizacyjny wysiłek, jakiego wymaga przygotowanie szczytów przekłada się na płynące z nich korzyści?"
Innego zdania jest "Reutlinger General-Anzeiger":
"Pomimo wszystkich różnic zdań, dobrze jest kontynuować szczyty G7. Po pierwsze przyjdzie taki czas, kiedy nie będzie Trumpa. Po drugie wszystko inne byłoby poddaniem się. Tych sześć pozostałych krajów przemysłowych musi spróbować porozumieć się także bez super mocarstwa, jakim jest Ameryka. Najmocniejszym sygnałem w tym kierunku było zaproszenie irańskiego ministra spraw zagranicznych, co zirytowało Trumpa, gdyż USA traktują Iran jako wroga. Jednak pozostałe kraje G7 mają inne cele. Pragną uratować porozumienie atomowe z Teheranem, prowadzić wymianę handlową i zapobiec wojnie. Prezydent Francji pokazał, że nie pozwoli dyktować sobie porządku spotkań".
Dziennik "Volksstimme" z Magdeburga komentuje rolę Emmanuela Macrona:
"Na szczycie G7 w Biarritz okazało się, kto aktualnie nadaje w Europie ton ws. polityki zagranicznej. Podczas gdy Niemcy kręcąc się w kółko pogrążają się w agonii, prezydent Francji wykorzystuje spotkanie na rodzimym wybrzeżu Atlantyku, by zręcznie zainscenizować Francję jako wiodące mocarstwo. Emmanuelowi Macronowi udało się przy tym wielokrotnie rozłożyć akcenty, np. zapraszając niespodziewanie na spotkanie szefów najpotężniejszych państw irańskiego ministra spraw zagranicznych. Prezydent Francji sporo tym ryzykował. Donald Trump jako nieobliczalny partner mógł potraktować pojawienie się irańskiego polityka jako skandal. A że wyszło inaczej, daje to przynajmniej szanse na podjęcie rozmów. Także fakt, że Macron uzależnił wynik porozumienia o wolnym handlu (Mercosur) z prawicowym prezydentem Brazylii Bolsonaro od ochrony dżunglii amazońskiej, podniósł jego notowania. Postawa Niemiec nalegających na podpisanie umowy Mercosur sprawia wrażenie mało odważnej i pozbawionej zasad".
Dziennik "Tagesspiegel" konstatuje:
"Prezydent Francji w obliczu pożarów w Amazonii podjął próbę udowodnienia, że międzynarodowa wspólnota państw jest zdolna do działania. Z początku mogło się wydać dziwne, że Macron bezpośrednio przed szczytem ostro zaatakował brazylijskiego prezydenta Jaira Bolsonaro z powodu akcji wypalania lasu w Amazonii. Ostatecznie Brazylia nie uczestniczy w obradach szczytu w Biarritz. Jednakże groźby Macrona, że z powodu przyzwolenia Bolsonaro na wypalanie może dojść do zerwania porozumienia Mercosur, przyniosły pierwsze wyniki. Skrajnie prawicowy prezydent Brazylii zarządził wysłanie do Amazonii wojsk. Ale czy akcja ta zmieni długoterminowo jego politykę klimatyczną, to inna sprawa. Jednak w przypadku, gdyby nie dotrzymał on przewidzianych w porozumieniu Mercosur standardów ochrony środowiska, UE nie miałaby powodu ku temu, by rujnować się w imię porozumień z Brazylią i innymi latynoamerykańskimi krajami".
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>