Niemiecka prasa: Gigantyczny prezent dla branży samochodowej
19 maja 2016Jak zauważa "Frankfurter Rundschau": "Tam, gdzie chodzi o samochody, rząd wielkiej koalicji robi źle wszystko, co tylko da się zrobić źle. Najpierw kurczowo trzyma się idiotycznego planu wprowadzenia myta dla samochodów osobowych należących do cudzoziemców. Potem, po ujawnieniu wielkiego skandalu z manipulowaniem wynikami testu czystości spalin, próbuje chronić wszelkimi sposobami koncerny samochodowe. Teraz zaś wprowadza w życie nad wyraz wątpliwe dotacje na auta elektryczne. W istocie rzeczy chodzi tu o gigantyczny prezent dla branży motoryzacyjnej, która przez długie lata świetnie zarabiała i mogła sobie pozwolić na wszystko, z manipulacjami i oszustwami włącznie. Wyjątkowo wręcz bezczelnym posunięciem rządu jest podjęcie decyzji w sprawie dopłat na zakup samochodów elektrycznych z pominięciem parlamentu i to, że środki na ten cel wziął sobie po prostu z funduszu na ochronę klimatu".
Podobnie widzi to regionalny dziennik "Ludwigsburger Kreiszeitung": "Gabinet rządowy zafundował idący w miliardy euro prezent dla branży motoryzacyjnej i zakochanych w nowinkach technicznych przedstawicieli warstwy dobrze zarabiających obywateli którzy, kupując dotowane przez państwo auto na prąd, mogą przy okazji kupić i uspokoić swoje sumienie ekologiczne. Ale auto na prąd nie nadaje się nawet do tego. Znający się na technice specjaliści z różnych organizacji ekologicznych wcale nie są nim zachwyceni. Taki samochód potrzebuje bowiem akumulatorów, do produkcji których stosuje się surowce pozyskiwane w sposób nie mający nic wspólnego ani z ekologią, ani z właściwie pojętą sprawiedliwością społeczną. Poza tym, samochody elektryczne zużywają prąd uzyskiwany w większości z elektrowni opalanych węglem kamiennym. Głównym winnym braku przełomu technologicznego w konstrukcji aut o napędzie elektrycznym jest nasz przemysł motoryzacyjny, który właśnie został nagrodzony za to zaniedbanie sutymi subwencjami rządowymi, za które, jak zawsze, zapłacą szeregowi podatnicy".
To samo czytamy w innej gazecie regionalnej "Mindener Tageblatt": "Premie za zakup, dodatki i ulgi podatkowe. Rząd wykorzystuje wszystkie możliwości subwencjonowania przez państwo pewnego produktu i wciśnięcia go przemysłowi motoryzacyjnemu, który od lat broni się przed nim, jak tylko może. Gdyby było inaczej, dawno już mielibyśmy atrakcyjny dla każdego samochód o napędzie elektrycznym. Nie trzeba byłoby wtedy wymyślać specjalnego oprogramowania pozwalającego manipulować wynikami testów czystości spalin, aby spełnić oderwane od rzeczywistości unijne normy dla aut z silnikami wysokoprężnymi. Wystarczyłoby, po prostu, postawić na właściwe cele. Niestety, znów stało się inaczej. Po raz kolejny jesteśmy świadkami przerzucania pieniędzy podatników z jednej państwowej szufladki do drugiej. Ale rząd może twierdzić, że w ten sposób popiera elektromobilność. Brzmi to nawet nieźle, ale jest zwykłym kłamstwem. Także tym razem chodzi o nabicie kabzy przemysłowi i lepiej zarabiającym".
"Badisches Tagblatt" z Baden-Baden konkluduje: "Ten rządowy program pomocy nie rozwiązuje żadnej z licznych słabości samochodów o napędzie elektrycznym, które odstraszają od nich nabywców. Samochody na prąd w dalszym ciągu mają za mały zasięg, szczątkową sieć stacji, w których można je naładować oraz wielką i ciężką jak diabli baterię akumulatorów, a więc wszystko, co utrudnia, jeśli wręcz nie uniemożliwia, ich codzienną eksploatację. Co zaś najważniejsze, mimo dopłaty za ich nabycie, auta na prąd nadal są dużo droższe od samochodów z silnikiem spalinowym. Dlatego można mieć poważne wątpliwości, czy ta nowa akcja zwiększy popyt na samochody elektryczne, nie mówiąc o prawdziwym boomie".
"Mitteldeutsche Zeitung" dodaje: "Nie ma wątpliwości, że sprzedaż przyjaznych środowisku samochodów elektrycznych trzeba jakoś nakręcić. Premie dla kupujących mogą być tu dobrym rozwiązaniem, jednak pod warunkiem, że rozsądnie pomyślanym. Teraz tak się nie stało. Zamiast ustanowić fundusz, na który pieniądze wpłaciłyby państwo i przemysł, producenci będą odliczać swoją część premii od ceny samochodu. Taki system prowokuje wiele nadużyć. Sprzedawcy po prostu zmniejszą rabaty, których w praktyce tak czy owak musieliby udzielić klientowi. Państwo chce wspierać sprzedaż samochodów kosztujących do 60 tysięcy euro. To wredne. Jeśli ktoś może sobie pozwolić na taki pojazd, nie potrzebuje dopłat".
opr. Dagmara Jakubczak