Niemiecka prasa: Po nas choćby potop!
25 października 2014Berliński „Der Tagesspiegel“ jest zdania, że:
„W ochronie klimatu Unia Europejska przestała być wzorem. Ze swoim celem ‘co najmniej 40 procent mniej gazów cieplarnianych' do 2050 roku w porównaniu z rokiem 1990, znalazła się na najniższym poziomie tego, co konieczne. By utrzymać globalne ocieplenie na poziomie poniżej dwóch stopni – w porównaniu z poziomem sprzed okresu uprzemysłowienia – europejskim celem musiałoby być co najmniej 50 procent mniej emisji CO2. Dlatego mozolnie wypracowany w nocy z czwartku na piątek kompromis nie wywiera szczególnego wrażenia. Tak też będzie on postrzegany w krajach rozwijających się, które bardziej niż inne odczuwają skutki zmian klimatycznych. Po podjęciu takiej decyzji, uzupełnionej jeszcze kolejnymi dwoma słabymi celami, jakimi jest rozwój energii odnawialnych i wzrost efektywności energetycznej, UE nie może się już prezentować w roli prymusa”.
W podobnym tonie utrzymany jest komentarz „Neue Ruhr/Neue Rhein Zeitung“ (Essen); wyjątkiem jest, w jego opinii, stanowisko Polski:
„Mimo dysonansów w europejskim chórze klimatycznym szczyt został zakończony w miłej harmonii. Fakt, że tak zależny od węgla kraj jak Polska opowiada się za celem, jakim jest 40-procentowa redukcja emisji CO2 do 2040 roku, zdecydowanie można świętować jako sukces. Ale – wobec niebezpieczeństw, jakie niosą z sobą zmiany klimatyczne (do których należy też rosnąca konieczność emigracji w najbardziej dotkniętych skutkami globalnego ocieplenia krajach rozwijających się) i wobec szans, jakie przynosi zwrot energetyczny (większa niezależność od ropy naftowej z krajów arabskich i od gazu z Rosji), Europa zbyt się certoli. Sprowadzenie porozumienia do jak najmniejszego wspólnego mianownika – w taki sposób nikt nie staje się wzorem”.
„Stuttgarter Zeitung” skupia się na dwóch aspektach porozumienia energetyczno-klimatycznego:
„Trudno pogodzić się zwłaszcza z porozumieniem dotyczącym energi odnawialnych i wzrostu efektywności energetycznej. Zdecydowane działanie byłoby uważane - wobec dzisiejszej koniukturalnej flauty - za zbyt drogie; ryzyko wyższych cen energii dla odbiorców przemysłowych, za zbyt duże. Na pierwszy rzut oka wydaje się to zrozumiałe w chwili, kiedy nie wystarcza pieniędzy na ocieplanie budynków, dotowanie kupna przyjaznych dla środowiska samochodów, czy wspieranie rozwoju siłowni słonecznych i wiatrowych. Ale to krótkowzroczność. Brakuje podrzędnych celów dla poszczególnych państw. Innowacyjne branże, stawiające na ochronę środowiska, które były ostatnio siłą napędową w tworzeniu miejsc pracy, zostają tym samym wyhamowane”.
„UE pozostaje poniżej swoich możliwości – uważa „Frankfurter Rundschau” – „Przyjęty do 2020 roku cel – redukcja emisji CO2 o 20 procent – 28 państw unijnych prawie już osiągnęło. Eksperci prognozują, że redukcja gazów cieplarnianych do 2030 o 30 procent jest możliwa także już z dziś obowiązującymi przepisami, w myśl zasady „business as usual”. A to, co koniecznie trzeba jeszcze zrobić, by osiągnąć 40-procentową redukcję CO2, jakoś się UE nie udaje. Dalekosiężny cel jest nieodwołalny: do połowy stulecia państwa uprzemysłowione muszą zredukować swoje emisje niemal do zera. Kto teraz nie wykorzysta istniejących potencjałów, narzuca politykom, wiodącym ekonomistom i zwykłym obywatelom w przyszłych dziesięcioleciach brzemię konieczności działania w przyspieszonym tempie. Co jest niewiarygodnie drogie i ryzykowne, bo może nie funkcjonować. Słowem: po nas już tylko potop”.
Oprac.: Elżbieta Stasik