Postępowanie Zachodu nie zawsze było wkładem do deeskalacji
21 czerwca 2016„Heilbronner Stimme“ zauważa:
„Z merytorycznego punktu widzenia były kandydat na kanclerza ma rację. Jak rozumieć to wbijanie szpil (jakimi są wojskowe ćwiczenia, red.)? Czy celem było zrobienie wrażenia na Rosji? Przy całym zrozumieniu potrzeby Polski i krajów bałtyckich zwiększenia ich bezpieczeństwa – narobi to więcej szkody niż pożytku. Bo na poziomie politycznym nie poprzedzają tego żadne inicjatywy względnie w ten sposób się je blokuje. (...) Znowu trzeba przypomnieć o naczelnej zasadzie, że polityka ma pierwszeństwo przed działaniami wojskowymi. Przysłużyłoby się to nie tylko gospodarce po obydwu stronach.
Dziennik „Mitteldeutsche Zeitung” pisze:
„Szef niemieckiej dyplomacji jest sfrustrowany, bo ani we własnym rządzie, ani w zachodnim Sojuszu nie może się przebić ze swoim apelem o stopniowe odprężenie w stosunkach w Rosją. Oczywiście natychmiastowe sprecyzowanie jego opinii przez jego partię nie jest błędne – Steinmeier trwa przy wspólnie podjętych decyzjach. Ale jest też prawdą, że nie tworzą one trwałego rozwiązania, bo Rosja jest dla świata zbyt ważna. Zachód musi już coś zaoferować prezydentowi Rosji, jeżeli ma on zrobić krok do przodu. Ale w żadnym wypadku nie powinien go więcej prowokować. Jego poprzednicy na Kremlu, z którymi Willy Brandt rozpoczął nową politykę wschodnią, też nie byli demokratami bez skazy. Czy manewr Steinmeiera zawiera elementy polityki wewnętrznej? Nawet, jeżeli tak. Także nowa polityka zagraniczna Brandta musiała sobie szukać innego rządu”.
„Berliner Morgenpost“ ostrzega:
„Płaszczenie się niemieckiego ministra spraw zagranicznych przed Putinem w rzeczywistości odnosi się raczej do partii Lewica. Teraz, kiedy szef SPD Gabriel opowiada się w magazynie "Der Spiegel" za dialogiem ramię w ramię z rodzimymi sympatykami Putina, Steinmeier daje mu osłonę na polu polityki zagranicznej. To jednak, że nawet on nad wiarygodność przedkłada taktykę partyjną, budzi w kraju i zagranicą dawne obawy przed własną drogą, którą mogą pójść Niemcy. Najpóźniej od dwustronnego porozumienia NATO, SPD powinno przecież zrozumieć, że polityka appeasementu wobec Moskwy się nie opłaca”.
Monachijska gazeta „Abendzeitung“ konstatuje:
„Pochwały dla Steinmeiera w komentarzach pojawiających się w Internecie sterują siły opłacane przez Kreml; tak się mówi. Nazywa się te twory trollami. I istnieją one naprawdę. Tylko czy to wystarczy, by wyjaśnić sprzeczność między politycznym wiatrem w oczy a publiczną aprobatą? Jak uczy doświadczenie wielu gazet, nie wystarczy. Krytyczne tony wobec NATO nie pochodzą od wiernych Moskwie, finansowanych przez Putina jego zwolenników, tylko od czytelników i czytelniczek, którzy w żadnym wypadku nie sprawiają wrażenia zaślepionych ideologicznie. Odzywa się tu pokolenie Brandta i Bahra; pokolenie, które popierało politykę odprężenia socjalno-liberalnej koalicji rządowej i teraz boi się nowej konfrontacji. Oczywiście ludzie ci wiedzą, że prowokuje ją w większości Putin, są świadomi, że rosyjski prezydent jest raczej jastrzębiem niż gołębiem. Ale ludzie ci czują też, że postępowanie Zachodu nie zawsze było wkładem do deeskalacji. Niczego innego nie powiedział Steinmeier. I słusznie”.
Oprac. Elżbieta Stasik