Niemiecka prasa: Putin wykorzystuje słabość Zachodu
27 października 2016Lokalny dziennik „Volksstimme” z Magdeburga uważa: „Przez strategię NATO – wzmocnienia swojej obecności w Europie Wschodniej od Morza Północnego do Polski – powstaje linia podziału, która bardzo przypomina żelazną kurtynę nieszczęsnych czasów zimnej wojny. Nakazem chwili jest zabezpieczenie się przed Rosją. Bundeswehra jest w to mocno zaangażowana: wysyła oddziały na Litwę i przejmuje tam dowodzenie wojskami Sojuszu. Od czasu uchwał NATO Rosja nie zrobiła nic, co mogłoby Pakt Północnoatlantycki skłonić do rezygnacji ze wschodnich planów. Na Ukrainie fronty zastygły, a postępy są tam tylko minimalne. Jeszcze gorzej jest w Syrii: tam rosyjskie wojsko dokonuje nalotów bombowych u boku Asada. Ale konsensus w NATO jest tym mniejszy, im bardziej oddalone są konflikty. Niewiele brakowałoby a rosyjskie okręty wojenne, obrawszy kurs na Syrię, tankowałyby w Hiszpanii. Szkodziłoby to działaniom na wschodzie. Ale patrząc z innej perspektywy – kurtyna między NATO a Rosją jeszcze niezupełnie zapadła”.
Opiniotwórcza „Die Welt” pisze: „Władimir Putin doskonale potrafi wykorzystać słabość i wahania Ameryki i przed własnym narodem kreuje Rosję na odradzające się supermocarstwo. Najgorsze jest przy tym, że przede wszystkim Europejczycy wierzą w popisy rosyjskiego osiłka i ze strachu przed nim są powściągliwi, cisi i nawet z lekka zastraszeni. Ale nie ma przecież ku temu powodu. Bez wątpienia, Rosja zachowuje się agresywniej niż jeszcze przed paru laty. Wykorzystuje każde wahanie Zachodu, by po części przy użyciu przemocy i wyzywających tonów wstrzelić się w luki, które pozostawia Zachód. Ale Rosja jest jednocześnie olbrzymem na glinianych nogach. W zakresie prowadzenia wojny konwencjonalnej jest słabsza niż Zachód i nawet w cyberwojnie Moskwa nie mogłaby pobić Waszyngtonu, jeżeli Stany Zjednoczone zaczęłyby podobnie postępować, jak robi to obecnie Rosja. Innymi słowy: Moskwa wykorzystuje każdą słabość decyzyjną Zachodu, ale będzie unikać wszelkiej otwartej wojennej konfrontacji. To stwierdzenie powinno wzmocnić zaufanie Zachodu w swoje siły. Chowanie się po kątach tylko uskrzydla Putina.
Uchwała NATO ws. rozszerzenia misji AWACS na południowej flance, by obserwować »Państwo Islamskie« i oczywiście także Rosję w Syrii, jest krokiem we właściwym kierunku - podobnie jak rada sekretarza generalnego NATO skierowana do Rosji, by trzymała się z dala od granic NATO. Granice te są prawie codziennie naruszane przez rosyjskie okręty i samoloty. Putin może prężyć muskuły jak chce, ale mimo tego nie jest on żadnym ryzykantem czy narwańcem. Rozumie on język odstraszania, a ten będzie potrzebny, by z pozycji siły wysyłać w jego kierunku sygnały odprężenia. Odprężenie bez odstraszania nie jest możliwe”.
„Neue Osnabruecker Zeitung” pyta: „Czy faktycznie ktoś wierzy w to, że Rosja mogłaby niedługo napaść na Europę Wschodnią? Kto rozwija tak absurdalny scenariusz, musi także odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Władimir Putin coś takiego miałby zrobić. Polska, Węgry, kraje bałtyckie – wszystkie te państwa, które nerwowo ostrzegają przed ‘Iwanem', są członkami NATO, a to powinno przecież wystarczyć jako gwarancja ochrony. Garstka dodatkowych oddziałów wysłanych na wschód, z jednej strony nie zwiększy znacznie bezpieczeństwa, a z drugiej strony nie ułatwi wcale politycznego dialogu. Jeżeli taki rodzaj dozbrojenia komukolwiek służy to tylko Putinowi, który potrafi to rozegrać propagandowo.
Większe niebezpieczeństwo dla pokoju wynika z innego punktu zapalnego, a mianowicie Syrii. Ale tam w przypadku NATO także chodzi o Moskwę. Wcześniej Zachód przez lata całe, wzruszając ramionami, przyglądał się toczącym się tam walkom – tu wysyłając trochę broni, tam szkoląc paru rebeliantów. Wtedy były to jeszcze przedsięwzięcia poszczególnych państw, ale w momencie, kiedy bomby zaczęła zrzucać także Rosja, wojna syryjska stała się tematem dla całego NATO. Teraz wysyła tam na misję samoloty zwiadowcze AWACS, których głównym celem, nie oszukujmy się, jest obserwacja rosyjskiego lotnictwa. To, że Kreml teraz gorączkuje się z powodu paru amerykańskich żołnierzy trenujących w Norwegii, a NATO denerwuje się tym, że rosyjskie okręty mają zatankować paliwo w hiszpańskiej eksklawie Ceuta, ukazuje tylko, w jakiej niekończącej się spirali wzajemnej nieufności wszystko się kręci. Co prawda redukcja międzynarodowych napięć jest zadaniem polityki, ale NATO jako sojusz obronny mógłby na zmianę też raz się do tego przyczynić. Ciągły pingpong pogróżek i odpowiedzi na nie i wieczne wołanie o jeszcze więcej odstraszania nikomu nie pomaga i nie posuwa nic do przodu”.
Opr.: Małgorzata Matzke