Sinti i Romom należy się respekt
25 października 2012Kölner Stadt-Anzeiger pisze: "Nowy berliński pomnik odsłonięto w chwili, gdy Sinti i Roma w Europie wschodniej - czyli w krajach UE albo czekających na akcesję - muszą wegetować w klimacie rosnącej agresji na tle rasistowskim, socjokulturalnej izolacji i w warunkach uwłaczających nawet najprymitywniejszym standardom wyznaczanym przez prawa człowieka. Panująca tam sytuacja wychodzi daleko poza dyskryminację, z jaką Sinti i Romowie spotykają się na co dzień w Niemczech czy we Francji. Z tego względu z Berlina może wyjść następujący sygnał do całej Europy: Ile warta jest pamięć pomordowanych, jeżeli nie ma ona wpływu na życie ich potomków?
Frankfurter Rundschau uważa, że "Kompromitujące dla polityki Niemiec w odniesieniu do historii jest to, że dopiero w roku 1982 niemiecki kanclerz zdobył się na stwierdzenie, że zbrodnie na ponad stu tysiącach "cyganów" w czasach hitlerowskich były ludobójstwem. Dalszych trzydziestu lat potrzeba było, by powstał pomnik w godny sposób upamiętniający ofiary hitlerowskich zbrodni na tle rasowym. Można być pewnym, że działo się tak za sprawą dalej istniejącej dyskryminacji. Były także spory po stronie potomków ofiar o kształt pomnika i widniejące na nim napisy - kwestie ze zrozumiałych względów drażliwe dla Sinti i Romów. To, że pamięć o tych ofiarach zbrodni ma trwać, symbolicznie podkreślała obecność na uroczystości prezydenta Niemiec i kanclerz".
Neues Deutschland przytacza słowa z wystąpienia kanclerz Merkel, która mówiła w kontekście odsłoniętego pomnika o zobowiązaniu, smutku i godności. "Jeżeli porówna się z tym słowa i czyny ministra spraw wewnętrznych z jej gabinetu Hansa-Petera Friedricha (CSU) nasuwa się pytanie: jak to możliwe, że kanclerz Merkel jest tak do głębi poruszona, a Friedrich zarzuca Sinti i Romom nadużywanie prawa azylowego, domaga się wiz dla Serbów i Macedończyków i chciałby wprowadzić przyśpieszone procedury odsyłania ich, co odnosi się przede wszystkim do Romów. W 1992 r. uchwalono budowę pomnika ofiar. Rok później rozjuszony motłoch podpalał schroniska dla azylantów w Rostocku-Lichtenhagen, podjudzony przez polityków ględzących o nadużyciach prawa do azylu. Nienawiść skierowana była także przeciwko Romom, którzy koczowali przed schroniskiem. 20 lat później pomnik stanął. Ale nie widać, by ktokolwiek wyciągnął nauki z czasów hitlerowskiej zagłady - po dziś dzień".
Inne spojrzenie prezentuje Landeszeitung z Lueneburga: "Z pewnością nieznośnie długi był okres oczekiwania na to, by Niemcy przyznały się do ludobójstwa Sinti i Romów. Powstały teraz pomnik pamięci jest dowodem postępu w rozprawie z przeszłością; szczególnie kiedy dokona się porównania z innymi, którzy przegrali wojnę: Japonią i Włochami. W Niemczech potrzeba było procesów oświęcimskich i procesu Eichmanna, rozliczenia pokolenia 68' ze swoimi ojcami i telewizyjnych filmów o Holokauście, aby osiągnąć przynajmniej w większości społeczeństwa pewien zasadniczy konsensus o zbrodniczej przeszłości Niemiec. Tylko taki konsensus umożliwia to, że cienie przeszłości są mniej mroczne i znośne na tyle, by nie sięgały w przyszłość".
"Nie do wszystkich jeszcze dotarło, że Sinti i Romom należy się respekt ze strony Niemiec" – uważa Mitteldeutsche Zeitung. "Głęboko zakorzeniona była i jest niechęć i uprzedzenia, które mogłyby służyć za legitymację prześladowań i zagłady - podobnie jak było z Żydami i homoseksualistami. Ten rozdział niemieckiej historii nie jest jeszcze zamknięty. Nawet nie poprzez odsłonięcie pomnika autorstwa Daniego Karavana. Jeżeli słyszy się, że to naziści dopuścili się zbrodni, trzeba zadać sobie pytanie: a gdzie są miliony, które ich wybierały i im wiwatowały?"
Małgorzata Matzke
red. odp.: Bartosz Dudek