Niemiecka prasa: wspólne interesy Bidena i Putina
18 czerwca 2021"Putin próbuje robić durnia ze społeczności międzynarodowej. Obcesowo neguje odpowiedzialność za cyberataki na USA, podobnie jak próby otrucia dysydentów takich jak Aleksiej Nawalny. To wprawdzie retoryka obliczona na krajową publiczność, ale budzi wątpliwości, czy poważnie gotowy jest do strategicznego dialogu z USA. To trzeba będzie wypróbować. Także Reagan i Gorbaczow podpisali układ o rakietach średniego zasięgu dopiero po dwóch latach. Biden chce widzieć rezultaty za sześć do dwunastu miesięcy. Warto spróbować, bo alternatywą jest dalsze pogorszenie relacji obu supermocarstw. Nie leży to w żadnym razie w interesie Europy" - komentuje "Sueddeutsche Zeitung".
Dziennik "Die Welt" analizuje: "Biden w ramach zaliczki zgodził się ostatnio na gazociąg Nord Stream 2. W ubiegłym tygodniu nie nazwał już Putina "zabójcą", ale "równorzędnym przeciwnikiem", prawdopodobnie za radą ekspertów ds. Rosji, z którymi rozmawiał na dłuższym spotkaniu. Nic nie jest tak ważne dla Rosji jak uznanie jej za równorzędne mocarstwo. Zaraz po objęciu urzędu Biden przedłużył okres obowiązywania nowego traktatu START z 2010 o kolejne pięć lat, co doprowadzi do znacznej redukcji arsenałów atomowych po obu stronach. (...).
Zaliczkowe ustępstwa Putina wobec Bidena są bardziej dyskretne, ale także widoczne. Po presji ze strony USA zgodził się na przeniesienie prowadzącego strajk głodowy Aleksieja Nawalnego do szpitala i ogłosił to przez swojego rzecznika. To pierwszy raz, kiedy aparat rządowy Putina wymienia Nawalnego z nazwiska i to w oficjalnym oświadczeniu. Był to sygnał wobec Waszyngtonu, że Putin nie ignoruje tak po prostu stanowiska Bidena. (...)
Nawet jeśli pierwsze spotkanie Putina z Bidenem zakończyło się w takiej samej lodowatej atmosferze, w jakiej się zaczęło - obie strony mają zbyt dużo wspólnych interesów, by ten chłód pozostał na dłużej. Włączenie Chin do układów rozbrojeniowych, zanim Pekin zacznie dyktować reguły gry, to obecnie najważniejszy cel - zarówno w Moskwie jak i w Waszyngtonie".
Komentator dziennika ekonomicznego "Handelsblatt" zauważa:
"Pekin forsuje swoje geopolityczne i ekonomiczne interesy w twardy sposób, sięgając częściowo do chwytów poniżej pasa. To wybijanie się na potęgę, pozornie nie do zatrzymania, jest jednym z wielu niebezpieczeństw dla opartego na wolności Zachodu. Wróg, którego prezydent widzi w Pekinie, siedzi jednak w pobliżu Białego Domu, w Kongresie, w szeregach Republikanów - w osobie kongresmenów, którzy nadal wierzą, że Trump padł ofiarą oszustwa wyborczego. I jeszcze jedna rzecz irytuje - w ostatnim dniu swojej podróży do Europy Biden, profesjonalista w dziedzinie polityki zagranicznej, spotkał swojego rosyjskiego odpowiednika, Władimira Putina. Zdziwiony obserwator przecierał oczy widząc malownicze zdjęcia typu wellness. Z jednej strony ciągle werbalne ataki pod adresem chińskiego kierownictwa. Z drugiej strony zadziwiające dowartościowanie Putina, tego pod względem polityki zagranicznej najbardziej nieobliczalnego i autokratycznego agresora. Niektórzy dyplomaci musieli w tych dniach mieć do czynienia z zaburzeniami orientacji".
Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze z kolei:
"Podróż do Europy Joego Bidena uzmysławia, że dla tego amerykańskiego prezydenta nie da się oddzielić polityki wewnętrznej od zagranicznej. Jak bardzo to wszystko jest ze sobą związane, widać było w czasie szczytu G7 w Kornwalii, gdzie Biden zadbał o to, by jego wyborczy slogan ("Build back better") został przekuty na strategię Zachodu, by przeciwstawić się zakusom Chin w krajach rozwijających się. Konflikt systemowy z autorytarnym mocarstwem, pęknięcia w zachodnim sojuszu, podziały we własnym społeczeństwie, populistyczne wyzwania - na to wszystko Biden ma jeden pomysł: chce udowodnić, jak mówił wiosną w Kongresie, że demokracja jeszcze funkcjonuje, że funkcjonuje państwo dla dobra obywateli".