Niemcy nie schodzą z kursu rozsądnej polityki finansowej
24 września 2020DW: Instytut Badań nad Gospodarką (Ifo) skorygował w górę swoje prognozy dla niemieckiej gospodarki. Czy oznacza to, że szkody spowodowane koronakryzysem nie są tak fatalne, jak się obawiano?
Clemens Fuest*: Szkody są znaczne. Ciągle jeszcze oczekujemy skurczenia się PKB o ponad 5 proc., mniej więcej tego rzędu, jak w kryzysie finansowym 2009 roku. Jest to historyczne załamanie, ale mimo wszystko nie tak duże, jak się obawialiśmy jeszcze trzy miesiące temu.
Co było głównym powodem tak przecież wyraźnego polepszenia prognozy?
- Powody były różne. Po pierwsze drugi kwartał nie był tak zły, jak oczekiwaliśmy. Szybciej też, niż sądziliśmy, doszli do siebie niektórzy partnerzy handlowi, zwłaszcza Chiny. W lipcu eksporty do Chin były mniej więcej na tak samo wysokim poziomie, jak w ubiegłym roku. U innych partnerów sytuacja nie jest tak dobra, ale summa summarum sytuacja jest nienajgorsza. Ponadto polityka przeznaczyła duże sumy na wspieranie gospodarki. Wszystko to doprowadziło do tego, że skorygowaliśmy prognozę w górę.
Z wielu branż nadchodzą hiobowe wieści. Lufthansa traci grunt pod nogami, branża motoryzacyjna zapowiada likwidowanie miejsc pracy. Handel detaliczny i hotelarstwo obawiają się fali upadłości, jeżeli przestaną obowiązywać wyjątki przewidziane w prawie upadłościowym. Jak ma się to wszystko do pańskiego mniej pesymistycznego spojrzenia?
- Problemy tych branż zostały oczywiście uwzględnione w prognozie i nie znikną. Gastronomia, branża turystyczna, targowa borykają się z potężnymi problemami. Mają je także niektóre działy przemysłu: budowa maszyn, przemysł samochodowy nie mają się najlepiej. Ale z kolei inne sektory rozwinęły się dość dobrze, jak branża rowerowa czy przemysł meblowy, co prowadzi do tej ogólnej, nieco lepszej prognozy.
Przedstawianie prognoz jest dzisiaj szczególnie trudne, ponieważ całkowicie niejasny jest dalszy rozwój pandemii. Równie niejasny jest rozwój wypadków w przypadku brexitu i wojny handlowej USA-Chiny. Czy w tych warunkach jest w ogóle możliwe w miarę wiarygodne przewidywanie rozwoju sytuacji?
- Prognozy są wiarygodne wówczas, gdy otwarcie mówi się o założeniach. Prognozy i scenariusze bazują na pewnych założeniach. Nikt nie zna przyszłości. Ale żeby planować, trzeba wypracować scenariusze i zastanowić się: co się może stać? Nasza prognoza opiera się na założeniu, że jesienią nie nadejdzie druga fala masowych zachorowań, że nie będzie twardego brexitu i eskalacji wojny handlowej. Oczywiście wszystko może być inaczej. Chwilowo wszystkiemu rzeczywiście towarzyszy ogromna niepewność. Ale mimo to można przygotować wiarygodną prognozę, ujawniając założenia, na jakich się opieramy.
Niemcy ciągle są konfrontowani z zarzutem osiągania nieprzyzwoicie wysokich nadwyżek eksportowych. Czy kryzys coś tu zmienia?
- Nie bardzo. Będziemy mieli w tym roku niewielką nadwyżkę eksportu, ale rok później znowu się ona zwiększy. Mamy tu do czynienia z podstawowymi wzorcami zachowań, które napędzają całe procesy, przede wszystkim bardzo wysokie oszczędności w Niemczech i raczej stonowaną skłonność do konsumpcji i inwestycji. W Niemczech oszczędza bardzo wiele osób, a wynika to z naszej struktury demograficznej. Takiego braku równowagi nie zmieni się szybko, przynamniej nie zmieni tego taki kryzys.
Już pan wspomniał: niemieckie państwo przeznaczyło ogromne sumy na pomoc gospodarce w kryzysie. Pakiety pomocowe kosztują miliardy. Jeżeli kryzys nie będzie tak poważny, jak się obawiano, co to oznacza dla budżetu państwa?
- Budżet państwa nie będzie aż tak deficytowy. Bo też kiedy tylko gospodarka będzie się miała lepiej, zwiększą się wpływy z podatków i nie trzeba będzie wydawać tak dużo na przykład na zasiłki dla bezrobotnych. Dlatego deficyt nie będzie tak duży. Mimo to musimy wyjść z założenia, że przez kilka lat będziemy mieli w budżecie krajowym znaczny deficyt. Tak będzie w nadchodzącym 2021 roku i także w 2022.
Czyli nie ma co liczyć na szybki powrót do „czarnego zera”, czyli zrównoważonego budżetu?
- To potrwa, zanim wrócimy do „czarnego zera”. Według naszych szacunków co najmniej do 2023 roku, a może i dłużej. Ale nie jest to takie złe. Ważne jest zapewnienie długoterminowej solidności finansów publicznych. „Czarne zero” i hamulec długu znakomicie się do tego nadają. Są to ważne sygnały polityczne, dzięki którym inwestorzy wiedzą: Niemcy nie schodzą z kursu solidnej polityki finansowej. Ale teraz w kryzysie częścią rozsądnej polityki finansowej jest właśnie zaciąganie w razie potrzeby długów. A kiedy sytuacja znowu się polepszy, zmniejszymy deficyty.
*Clemens Fuest jest profesorem ekonomii politycznej na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium oraz szefem Instytutu Badań nad Gospodarką (Ifo).