Niemiecki historyk: pomnik nie tylko dla Polaków
27 sierpnia 2018– To prawda, że niemieckie zbrodnie na Polakach w czasie drugiej wojny światowej nie są dostatecznie znane niemieckiej opinii publicznej i zasługują na widoczne upamiętnienie w Berlinie – pisze prof. Martin Aust w gościnnym artykule opublikowanym w poniedziałek w opiniotwórczej gazecie „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ). Historyk z rezerwą pochodzi jednak do propozycji budowy pomnika poświęconego wyłącznie polskim ofiarom wojny. Jego zdaniem lepszym pomysłem byłby wspólny monument dla wszystkich wschodnioeuropejskich ofiar. „Oczywiście, że powinno się upamiętnić polskie ofiary. Ale są dobre powody, aby to upamiętnienie podnieść do takiej formy, która obejmowałaby cały kompleks niemieckiej zagłady na wschodzie Europy" – czytamy.
W artykule zatytułowanym „Wszyscy zmarli zasługują na ten sam szacunek” Aust ostrzega, że pomnik wyłącznie polskich ofiar prowadziłby do „nacjonalizacji pamięci” i wywołał „unarodowione współzawodnictwo ofiar”. „Gdy powstanie polski pomnik, Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy nie bez racji zaczną pytać, kiedy i gdzie staną pomniki ich ofiar" – twierdzi Aust. Historyk odrzuca argument, jakoby ich potrzeby zaspokajały stojące już w Berlinie monumenty upamiętniające poległych żołnierzy Armii Czerwonej. „Służą one monumentalności oficjalnej sowieckiej pamięci o wielkiej wojnie, ale nie żałobie po ofiarach zbrodni wojennych" – pisze. Aust dodaje, że po aneksji Krymu i wojnie w Donbasie pomniki czerwonoarmistów przestały być miejscem, którym Rosjanie mogliby się dzielić z Ukraińcami.
Wykorzystywanie przeszłości
Ostrzegając przed próbą bilateralnego upamiętniania poszczególnych grup ofiar historyk zwraca uwagę na liczne trudności jakie – jego zdaniem – to implikuje. Jak twierdzi, wszędzie mamy do czynienia z nacjonalistycznym wykorzystywaniem przeszłości. Problemem może być także znalezienie odpowiedniej płaszczyzny dla takiego dwustronnego współdziałania. „Czy dialog powinien odbywać się na najwyższym szczeblu politycznym z przywódcami Polski, Ukrainy, Białorusi czy Rosji? Jaki sygnał popłynąłby z wzorowanego na spotkaniu Kohla i Mitteranda zdjęciu Angeli Merkel trzymającej się za rękę z Władimirem Putinem?" – pyta. Aust dodaje, że także na płaszczyźnie dialogu naukowców i samych społeczeństw trudno o kulturę pamięci uwzględniającą implikacje dla krajów trzecich.
Historyk zwraca także uwagę, że konflikty o kulturę pamięci występują wśród samych potomków ofiar niemieckich zbrodni, choćby w Polsce. „W Muzeum Powstania Warszawskiego czy filmie 'Miasto 44' spotykamy się z polskim patriotyzmem stawiającym wykrzyknik przy walce o naród, który to wykrzyknik redukuje albo wycina spojrzenie na konteksty. (…) Muzeum Drugiej Wojny Światowej czy film 'Róża' naświetlają z kolei polską pamięć osadzoną w europejskich kontekstach integrując problematykę wojny i budowy narodu" – pisze. Jak dodaje, naprzeciw tego wielogłosu stoi polskie ustawodawstwo historyczne, które próbuje prawnie uregulować interpretację przeszłości. „Jeszcze dalej sięgają ustawy historyczne na Ukrainie, kryminalizujące sowieckie związki ukraińskiej przeszłości, ale przemilczające kolaborację w Holokauście i ukraińskie masakry na Polakach, chcące aby Ukraińcy byli wspominani tylko jako bohaterowie albo ofiary" – pisze Aust.
Pomnik dla wszystkich
Historyk dodaje, że z punktu widzenia niemieckiej nauki o historii Europy Wschodniej, która bada nie tylko stosunki poszczególnych krajów regionu z Niemcami, ale także między sobą, jest jak najbardziej wskazane wspierać budowę pomnika ofiar niemieckich zbrodni na wschodzie. – Wyczulenie na wielostronne powiązania nakazuje jednak dużą ostrożność wobec nacjonalizacji pamięci, która może wywołać domino konfliktów (...) przemawia to za tym, aby zbudować pomnik wszystkich ofiar niemieckich zbrodni" – przekonuje Martin Aust na łamach FAZ.