Historyk: Upamiętnijmy wszystkie ofiary wojny na wschodzie
11 września 2019DW: 1 września upłynął w Polsce i w Niemczech pod znakiem uroczystości upamiętniających 80. rocznicę niemieckiej napaści na Polskę. Prezydent Niemiec i kanclerz uczestniczyli w uroczystościach w Warszawie. Pan wygłosił okolicznościowy wykład w landtagu Szlezwiku-Holsztyna w obecności polskiego ambasadora. Jak ocenia pan bilans tych obchodów?
Martin Aust*: Nawet 80 lat po napaści na Polskę podtrzymywanie w Niemczech pamięci o tych wydarzeniach jest jak najbardziej wskazane. Niemieckie społeczeństwo nie ma wystarczającej wiedzy o niemieckich zbrodniach w Polsce, na co zresztą polska strona zawsze wskazywała. W tym sensie dzięki uroczystościom polskie ofiary i ich cierpienie zyskały zasłużoną uwagę niemieckiej opinii publicznej. Prezydent RFN w Warszawie znalazł właściwe słowa, by wyrazić współczucie. Cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć poprzez wystąpienie w landtagu Szlezwiku-Holsztyna. Zwracałem uwagę na nieoczekiwany obrót spraw, bo w 1989 r., pięćdziesiąt lat po niemieckiej napaści i niemieckich zbrodniach wojennych, Polacy stworzyli istotne przesłanki dla upadku komunizmu w Europie, zjednoczeniu Niemiec i Europy.
Tak pozytywny bilans uroczystości mógłby sugerować, że polsko-niemieckie stosunki i wspólna pamięć o II wojnie światowej mają się dobrze. Czy tak jest?
– Od 1989 roku stosunki polsko-niemieckie rozwijały się rzeczywiście bardzo dobrze. Mimo to obecnie jest szereg spornych punktów w relacjach obu krajów. Są to europejska polityka w sprawie uchodźców, polityka energetyczna, kwestia praworządności w Polsce i niemieckie relacje z Rosją. Szczególną rolę odgrywa pamięć o II wojnie światowej. W umowie koalicyjnej niemiecki rząd odnosi się do tego, wspominając, że chce umacniać pamięć o ofiarach niemieckiej niszczycielskiej wojny w dialogu z partnerami.
Z tym związany jest pomysł, dyskutowany od lat, aby w Berlinie powstał pomnik pomordowanych Polaków. W 80. rocznicę wybuchu wojny projekt ten zyskał nowego mocnego zwolennika: przewodniczącego Bundestagu Wolfganga Schaeublego. W międzyczasie wśród zwolenników pomnika jest 240 posłów Bundestagu. Również pan podpisał list, popierający projekt. Oczekuje pan rychłej jego realizacji?
– Mam wielką nadzieję, że w Bundestagu dojdzie do gruntownej debaty na temat projektu, Zasadniczo, jak najbardziej słuszne byłoby, aby powstał widoczny znak poświęcony ofiarom niemieckiej niszczycielskiej wojny na wschodzie Europy. Wyczerpująco przedstawiłem to już gdzie indziej, że nie powinno się to jednak ograniczać do polskich ofiar. Niemiecka niszczycielska wojna na wschodzie Europy rozpoczęła się w 1939 roku w Polsce i zaostrzyła się od 1941 roku w krajach bałtyckich i Związku Sowieckim, wywierając wpływ na zbrodnie w Polsce. Niemiecka kultura pamięci nie powinna tracić z oczu sowieckich ofiar niemieckiej wojny - na przykład około miliona ofiar blokady Leningradu, czy mieszkańców blisko 7000 wiosek na Białorusi, poddanych eksterminacji przez Wehrmacht i SS w ramach walki z partyzantami, wielu Ukrainek i Ukraińców wywiezionych do pracy przymusowej w Rzeszy, czy też około 3 milionów czerwonoarmistów, celowo wystawionych przez Wehrmacht na śmierć z wyziębienia i głodu.
Porusza pan kluczową kwestię w aktualnej niemieckiej dyskusji, która skupia się na własnej winie. Natomiast w Polsce, Białorusi, Ukrainie, w krajach bałtyckich i Rosji pamięć o II wojnie światowej nie jest jednakowa i między tymi krajami też dochodzi do konfliktów na tym tle. Czy w tych okolicznościach Niemcy mogą prowadzić „dialog ze wschodnioeuropejskimi partnerami”, jak zapisano w umowie koalicyjnej?
– Nie można oczywiście zaprzeczyć temu, że między tymi krajami są konflikty o pamięć. Dążąc do pielęgnowania pamięci w dialogu z partnerami, nie można przeoczyć dwóch rzeczy. Biorąc pod uwagę różnorodne tożsamości ofiar, dzielenie pamięci pod względem ich narodowości doprowadziłoby do powstania trudnego do rozwikłania kłębka indywidualnych narodowych projektów upamiętnienia i wielu pojedynczych pomników dla każdej grupy ofiar, która da się zdefiniować w narodowych kategoriach. Dlatego opowiadam się za inkluzywnym upamiętnieniem wszystkich ofiar niemieckiej wojny niszczycielskiej na wschodzie Europy, a nie tylko Polaków.
Poza tym niemiecka kultura pamięci nie może ograniczać się tylko do współczucia ofiarom, jakkolwiek to ważne. Musi zawierać historyczną wiedzę o sprawcach i ich czynach, abyśmy mogli czerpać z niej ważne nauki dla naszej wolnościowej i demokratycznej świadomości. Nie sprostalibyśmy jako Niemcy naszej odpowiedzialności za podtrzymywanie pamięci, jeśli ograniczylibyśmy się do upamiętniania ofiar i zapomnieli o ideologii, motywach i działaniach sprawców. Tylko poprzez równoczesne spojrzenie na ofiary i na sprawców stworzymy opartą na wiedzy historycznej kulturę pamięci, której nie wyczerpują rytuały pomnikowe i rocznicowe.
Nasuwa się zatem pytanie, czy sam pomnik dla ofiar niemieckiej wojny wystarczy, aby sprostać odpowiedzialności Niemiec wobec ich dzisiejszych wschodnich sąsiadów?
– Nie. Pomnik spełnia funkcję upamiętnienia. Konieczna jest jednak instytucja, która dokumentowałaby historię niemieckiej niszczycielskiej wojny i umożliwiła współpracę międzynarodową. Takie zadania może spełnić tylko centrum dokumentacji, w którym byłoby miejsce na upamiętnienie jak i na dialog z partnerami ze wschodniej Europy. Potrzebujemy miejsca, które spełniałoby funkcję upamiętnienia, informacji i współpracy.
DW: Dziękujemy za rozmowę.
*Prof. dr Martin Aust (ur. 1971), niemiecki historyk. Wykłada historię Europy Wschodniej na uniwersytecie w Bonn.