Kontrowersje wokół informowania o pochodzeniu przestępców
2 lipca 2017Kiedy pod koniec 2016 roku policja aresztowała młodego uchodźcę podejrzanego o zgwałcenie i zamordowanie studentki we Fryburgu, świat dziennikarski nie był zgodny co do tego, czy informować, że podejrzany był Afgańczykiem, czy nie. Z obawy o dyskryminację mniejszości kodeks prasowy nakazywał bowiem dziennikarzom powstrzymanie się przed podawaniem pochodzenia sprawcy lub podejrzanego, jego przynależności do grupy religijnej czy społecznej, chyba że ma to związek z popełnionym czynem. Media, które podały wtedy, że domniemany morderca jest afgańskim uchodźcą, argumentowały, że jeśli tego nie zrobią, czytelnicy zarzucą im świadome zatajanie faktów i nazwą „kłamliwą prasą”. Taki zarzut padł już po nocy sylwestrowej w Kolonii w 2015 roku, gdzie grupy migrantów otaczały, okradały i molestowały tysiące kobiet. Początkowo media – z przyczyn etycznych – nie informowały, że sprawcami napadów na kobiety są w większości imigranci z krajów Afryki Północnej.
Uzasadniony interes publiczny
W marcu tego roku Niemiecka Rada Prasowa zmieniła brzmienie wytycznej w kodeksie prasowym. „Z reguły nie powinno wymieniać się pochodzenia, chyba, że istnieje w tym uzasadniony interes publiczny” – głosi przepis. „Podanie tych informacji może wywołać uprzedzenia wobec mniejszości” – zastrzega kodeks prasowy.
Zdezorientowanym dziennikarzom Niemiecka Rada Prasowa próbuje wytłumaczyć, czym jest ów „uzasadniony interes publiczny”. Chodzi m.in. o ciężkie przestępstwa, takie jak zamach terrorystyczny, morderstwo czy zorganizowana przestępczość. Dziennikarze mogą też podać pochodzenie sprawcy lub podejrzanego, gdy jego biografia odegrała rolę w popełnionym czynie albo gdy przestępstwo wynika z przynależności do określonej grupy, np. mafii czy klanu. – To może być wszystko i nic – krytykuje Christine Horz, medioznawczyni z Uniwersytetu w Bochum. – Każdą informację można usprawiedliwić interesem publicznym, w zależności od tego, którą grupę społeczną wybierze się za gwaranta tego interesu – wyjaśnia. Również dla znawcy etyki dziennikarskiej Christiana Schichy z Uniwersytetu w Erlangen, pojęcie to jest bardzo abstrakcyjne. – Jeden interesuje się celebrytami, inny polityką, ktoś inny sportem – mówi. – Trudno powiedzieć, czym jest uzasadniony interes publiczny – dodaje.
Mało przydatne
Nowe brzmienie wytycznej nie zadowala też dziennikarzy. – To krok we właściwym kierunku, ale zasadniczy problem pozostaje – komentuje Helge Matthiesen, redaktor naczelny „General-Anzeiger” z Bonn. Ma na myśli to, że jeśli organy ścigania podają pochodzenie sprawcy, a media nie przekazują tego czytelnikom, posądzane są o zatajanie ważnych faktów i kłamstwa, bo informacje te i tak pojawiają się w sieci i mediach społecznościowych. – Ostatecznie decyzja należy do dziennikarza, który w każdym przypadku z osobna musi zadecydować, czy podać pochodzenie sprawcy – mówi Matthiesen.
Zasady te niewiele przydadzą się „Märkische Oderzeitung”, dziennikowi wychodzącemu we Frankfurcie nad Odrą. – Z reguły podajemy o kogo chodzi, bo to ważne dla naszych czytelników – mówi redaktor Dietrich Schröder. – Na pograniczu przestępczość należy do dnia powszedniego. Nie możemy tego pomijać, a dyskryminujących stereotypów już dawno się wyzbyliśmy – podkreśla Schröder.
„Sächsische Zeitung”: bez wyjątku
Inną drogę wybrał regionalny dziennik z Drezna. Od roku „Sächsische Zeitung” oficjalnie narusza kodeks prasowy, podając obywatelstwo sprawców i podejrzanych, niezależnie od tego, czy chodzi o cudzoziemców, czy Niemców. Twierdzi, że właśnie brak takich informacji sprzyja dyskryminacji. Redakcję przekonały o tym badania wśród prenumeratorów. Większość czytelników szacowała przestępczość wśród obcokrajowców na o wiele wyższą niż jest ona w rzeczywistości. – Niepodawanie narodowości potęguje u czytelników wrażenie, że sprawcami większości czynów karalnych są migranci – mówi Uwe Vetterick, redaktor naczelny „Sächsische Zeitung”. – To o tyle alarmujące, że obcokrajowców w naszym regionie jest mało, a ci którzy tu mieszkają są dobrze zintegrowani – dodaje. Odkąd dziennik podaje pochodzenie sprawcy, wiadomo, że są nimi z reguły Niemcy, a tylko rzadko cudzoziemcy. Vetterick ma nadzieję, że taktyka gazety zmieni postrzeganie rzeczywistości przez czytelników. O rezultatach przekona się na początku 2018 roku, kiedy dziennik zleci miejscowemu uniwersytetowi kolejną analizę.
DPA: częściej o pochodzeniu
Niebawem pochodzenie sprawców będzie podawać więcej niemieckich mediów. Zapowiedziała to m.in. Niemiecka Agencja Prasowa (DPA). Środowisko dziennikarskie jest podzielone. – Odbiorcy są w stanie sami ocenić, że nie chodzi o wszystkich przedstawicieli danego kraju – uważa Christian Schicha. Christine Horz z kolei obawia się, że nowe brzmienie wytycznej kodeksu prasowego może „kusić" dziennikarzy, którzy będą chcieli sprawdzić co chce usłyszeć domniemana większość. – I staną się piłeczką skrajnie prawicowych interesów – mówi Horz.
Kodeks prasowy nie jest jednak ustawą i nie ma mocy wiążącej. Redakcja, która go naruszy, nie musi obawiać się większych sankcji.
Katarzyna Domagała