„Niemieckie podlotki zachwycają się salafitami” [WYWIAD]
6 czerwca 2015Jeden z punktów kontaktowych znajduje się w Bonn - mieście, które uważane jest za ostoję salafitów. Na czym polega działalność poradni „Hayat”?
Pragniemy pomóc członkom rodzin, najczęściej rodzicom, w odciągniąciu ich dzieci od radykalnego otoczenia. W 70-ciu procentach wszystkich przypadków pomocy szukają matki.
Urzędy informują o tym, że wśród radykalizującej młodzieży 50 procent to konwertyci. Jacy rodzice zgłaszają się do was?
Różni - zarówno z niemieckim i imigracyjnym pochodzeniem, muzułmańskim i niemuzułmańskim, świeckie rodziny i religijnie konserwatywne. Nie ma typu rodzin, który nie byłby dotknięty tym problemem. Mam nadzieję, że dzięki naszemu pracownikowi, który jest praktykującym muzułmanem, uda nam się wejść głębiej w to konserwatywne muzułmańskie środowisko. Ci ludzie mają większe zaufanie do imama z meczetu za rogiem, niż do państwowej placówki lub organizacji, która nie jest ani muzułmańska, ani rządowa. Dlatego ważne jest zbudowanie zaufania oraz udzielić im pomocy.
Kiedy młodzież staje się podatna na wpływy islamskich ekstremistów?
Według naszych obserwacji dochodzi do tego między 17a 24 rokiem życia, kiedy nadchodzi proces emancypacji od rodziców. Wielu nie udaje się znaleźć swojego miejsca w społeczeństwie. Temu towarzyszy niejednokrotnie uczucie, że jest się nieprzydatnym i niedocenianym. Dzięki dżyhadystom w Państwie Islamskim oraz toczącym się walkom w Syrii zaczynają odgrywać rolę także inne kwestie: nienawiść, frustracja oraz pragnienie działania. Powoduje to, że zjawisko radykalizacji przesuwa się już w wiek dojrzewania. Jest to postawa „Ja wam pokażę”. Chodzi tu o ekstremalne przykłady męskości. Niebezpieczeństwo, że tacy wyjadą do Syrii, jest duże.
Tam, gdzie chodzi o polityczny salafizm, o wrogą wolności ideologię skierowaną radykalnie przeciwko społeczeństwu, mamy do czynienia raczej z osobami w wieku od 17-18 lat. Także oni są społecznym zagrożeniem.
Jak salafici pozyskują młodzież?
Salaficcy radykalni kaznodzieje mają nad nami przewagę. Wiedzą, co młodzież porusza. Wielu z nich przejmuje rolę starszych braci, ponieważ sami przeszli proces radykalizacji. Zagadują młodzież w jej języku, nie filozofują nadmiernie i znają jej potrzeby. To jest globalna oferta, jaką salafici kierują każdego muzułmanina, odwołując się do jego religijnej tożsamości. „Bez znaczenia jest, kim i jakiego pochodzenia są twoi rodzice, czy są bogaci lub biedni. Liczysz się tylko ty, a nie twoja rodzina". Jak dotąd nie ma nigdzie czegoś podobnego. „Możesz protestować i podważać zasady społeczne”. Oferta tego środowiska czyni je dla młodzieży wyjątkowo atrakcyjnym. Również my musimy coś takiego zaoferować, dać możliwość krytyki wobec społeczeństwa, tyle że przy użyciu demokratycznych środków.
Rośnie też grupa radykalizujących dziewcząt. Co je pociąga ?
W 30 proc. przypadków chodzi o dziewczęta i kobiety. Stanowią one 10 proc. wyjeżdżających do Syrii i liczba ta stale rośnie. Oceniamy, że jest ich od 15 do 20 procent. Chodzi o dziewczęta różnego pochodzenia. Są też kobiety, które chcą się zapisać na kartach historii i szerzą tą ideologię.
Posiadamy też dziewczyny w wieku dojrzewania, dla których dżyhadyści w Syrii są jak nowe gwiazdy muzyki pop. One nie zachwycają się już Justinem Bieberem, lecz salfitami, jak kiedyś zachwycały się raperami: Deso Doggiem, Denisem Cuspertem czy innymi, którzy w sieci występują jako „prawdziwi bojownicy”. Mamy też do czynienia z dziewczętami z konserwatywnego środowiska muzułmańskiego, gdzie ojciec reprezentuje islamski system patriarchalny - tam synom wolno wszystko, a córkom nie. One uważa to za niesprawiedliwe, ale mają znikome szanse na wyemancypowanie się. Od salafitów uczą się, że także brat nie może wszystkiego: „To, co twój ojciec rozumie pod pojęciem islamu jest błędne. Twój brat też nie może chodzić do dyskoteki, pojechać na wycieczkę szkolną czy brać udział w koedukacyjnych zajęciach”. W ten sposób dziewczyna równa się w prawach z bratem. Potem idzie do ojca i mówi: „Wyjaśnię ci na czym polega islam”. Jej ojciec jest zachwycony, bo córka uzasadnia to religijnie. Dla wielu jest to atrakcyjne, bo ich powierzchowna emancypacja nie powoduje, że tracą rodzinę.
Są jeszcze typy kobiet, które wyrosły w duchu emancypacji, ale mają poczucie, że przejmując równolegle rolę matki, gospodyni domowej i kobiety pracującej, nie spełnią się. One marzą o tradycyjnej roli, pragną mieć męża, dla którego będą gotować, garstkę dzieci i chcą być za to szanowane. Mamy do czynienia z bardzo różnymi kobietami, które pragną wyjechać.
Czy rodziny szukające u was porady muszą się zmienić?
Tak, bardzo. Nasze doradztwo zaczyna się się analizy zachowania rodziców. Jeśli obserwują zainteresowanie dziecka religią, powinni się zainteresować, w jakiej grupie dziecko przebywa. Trzeba słuchać, rozmawiać ze sobą i rozróżniać. Nie trzeba wszystkiego negować na zasadzie: „Islam jest zły”, lecz wybrać się raz do meczetu, by przekonać się, jak jest i uczciwie powiedzieć swoje zdanie. Radzimy, by nie chwalić wszystkiego, lecz pozostać autentycznym i powiedzieć w otwartej rozmowie, co wydaje się nam dziwne. To dotyczy także nauczycieli i każdej osoby darzonej zaufaniem. Rodziny muszą młodzież uaktywnić, wciągać w różne zajęcia, oferować więcej możliwości. Dotyczy to w takim samym stopniu społeczeństwa , szkół jak i wiernych skupionych przy meczetach.
*Claudia Dantschke prowadzi organizację Hayat Niemcy. Hayat (po turecku i arabsku oznacza „życie”). Organizacja udziela porad rodzicom, nauczycielom, których dzieci i uczniowie poddane są procesom radykalizacji przez salafitów, by w końcu wyjechać w regiony dotknięte konfliktem wojennym. Poradnia Hayat w Bonn finansowana jest ze środków rządowych.