Na środku drogi nie ma niczego oprócz żółtych pasów i martwych pancerników. Tytuł książki amerykańskiego pisarza Jima Hightowera („There's Nothing in the Middle of the Road but Yellow Stripes and Dead Armadillos”) brzmi dziś niczym aksjomat na temat resetu w polityce USA.
Wyniki niedzielnych wyborów do Bundestagu pokazują, że to powiedzenie nie ma zastosowania w Niemczech. Co więcej, to, co najprawdopodobniej znajdzie się „na środku drogi” w Niemczech, to kolejna większość rządowa. Podczas dwóch ostatnich dekad, Niemcy, gdy ich poproszono o pójście do urn, raczej typowali niż wybierali. Różnica między „typować” a „wybierać” jest pozornie prosta, a jednak fundamentalnie istotna. Wybieramy, gdy możliwości są wobec siebie silnie konkurencyjne: Donald Trump kontra Joe Biden, Jarosław Kaczyński kontra Donald Tusk. W innym przypadku po prostu typujemy.
W niedzielę niemieccy wyborcy ponownie raczej typowali niż wybierali. Różnice między głównymi partiami politycznymi były ewidentne, ale jeśli chodzi o cztery partie polityczne, które mają szansę znaleźć się w następnym rządzie, mieściły się one w istniejącym liberalnym konsensusie.
Wygląda na to, że podczas gdy Niemcy płynnie przechodzą do ery post-Merkel, Unia Europejska będzie musiała nauczyć się, jak przetrwać w świecie bez Merkel. Czy to możliwe, że nowy rząd w Berlinie przyniesie więcej zmian w polityce europejskiej niż na niemieckiej scenie politycznej? „Post-Merkel” i „bez Merkel” to dwie bardzo różne rzeczy.
Europa w świecie post-Merkel
Przeprowadzone w przeddzień niemieckich wyborów badanie opinii publicznej dla Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych ujawniło, że w obliczu hipotetycznego wyboru między Merkel a prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, który miałby zostać fikcyjnym „prezydentem UE”, zdecydowana większość Europejczyków opowiedziała się za niemiecką kanclerz.
Merkel okazała się „najlepszą nadzieją” dla swoich fanów i „mniejszym złem” dla większości swoich przeciwników. Wszyscy byli zgodni co do tego, że ustępująca kanclerz potrafiła zasypać polityczne podziały i przekonać wszystkich, że kompromis jest zawsze możliwy. Uosabiała nieistniejące już europejskie centrum.
Pod nieobecność Merkel głębokie napięcia polityczne, wrzące pod powierzchnią kruchej spoistości Europy, ponownie wybuchną. Następnemu niemieckiemu kanclerzowi z pewnością zabraknie magicznej zdolności Merkel do pośredniczenia w zawieraniu niemożliwych do osiągnięcia porozumień. Jednym z niebezpieczeństw jest eskalacja wojny kulturowej między Brukselą a nieliberalnymi rządami w Budapeszcie i Warszawie.
W Niemczech Wolni Demokraci i Zieloni różnią się znacznie w kwestii polityki podatkowej, ale obie partie uważają obronę praw człowieka za kluczową dla swojej tożsamości politycznej. Biorąc pod uwagę, że są to również partie, które przyciągnęły nieproporcjonalnie wysoki odsetek młodych wyborców, prawa mniejszości seksualnych i niezależność systemu sądowniczego mają dla nich szczególne znaczenie.
Liberalna demokracja kontra autorytarny populizm
Należy się spodziewać zaostrzenia retoryki Berlina w sprawie łamania praworządności w Polsce i na Węgrzech. Bruksela już dała jasno do zrozumienia, że miasta wolne od LGBT w Polsce nie otrzymają unijnych funduszy. Z kolei Węgry i Polska zaostrzą antybrukselską i antyniemiecką wojnę na słowa. Zwolennicy Viktora Orbana i lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego mogą się nie zgadzać, że diabeł ubiera się u Prady, ale są przekonani, że ona, Diablica, głosuje w Niemczech na Zielonych lub Wolnych Demokratów.
Moim zdaniem, biorąc pod uwagę wyzwanie, jak poradzić sobie z Europą Środkową, nowy niemiecki rząd powinien pamiętać o co najmniej trzech rzeczach.
Jeśli chodzi o wartości liberalne, Europa Środkowa nie jest miejscem jednorodnym. Pod względem preferencji politycznych obywateli i wyników wyborczych Budapesztowi i Warszawie bliżej do Berlina i Hamburga niż do wyludnionych obszarów wiejskich w ich własnych krajach.
Po drugie, jeśli centroprawicowy blok niemieckich Chrześcijańskich Demokratów (CDU) i ich bawarskiej siostrzanej partii CSU przegra w staraniach o utworzenie nowego rządu, w Europie Zachodniej będzie jeszcze mniej państw, które są obecnie kierowane przez centroprawicowego premiera. Podział na Wschód i Zachód w Europie zacznie wyglądać jak podział na prawicę i lewicę, podczas gdy w rzeczywistości jest to liberalna demokracja kontra autorytarny populizm.
Po trzecie, Orban i Kaczyński uwielbiają wojny kulturowe, szczególnie gdy odwracają one uwagę ludzi od kwestionowania ich skorumpowanego stylu rządzenia. Liberalna opozycja w krajach Europy Wschodniej uważa jednak, że skupienie się na korupcji jest najlepszą strategią, by osiągnąć zmianę polityczną.
Przyszła polityka Berlina wobec nieliberalnych tendencji w Europie Środkowej powinna być taką, która pomoże siłom liberalnym w tych krajach wygrać wybory.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
*Iwan Krastew (ur. 1965) – bułgarski politolog, publicysta, szef Centrum Strategii Liberalnych w Sofii i wykładowca w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu.