Wszyscy, którzy znają się choć trochę na politycznych zwyczajach wiedzą, że pierwsza wizyta nie służy do załatwiania trudnych spraw. Chodzi bowiem przede wszystkim o to, by się poznać i stworzyć podwaliny pod kolejne kontakty. Pod tym względem wizyta Andrzeja Dudy u prezydenta i kanclerz Niemiec spełniła swoje zadanie – widać było, że gospodarze odczuli ulgę. Joachim Gauck mówił o „pełnym zaufania, rodzinnym spotkaniu”, a Andrzej Duda o tym, że rozmowy były „ważne i dobre” i że rokują dobrze na przyszłość.
Wizytę polskiego prezydenta w Berlinie poprzedziła medialna ofensywa wdzięku. U wszystkich, którzy zajmują się na co dzień stosunkami polsko-niemieckimi wywołała ona uczucie ulgi. I tak w wywiadzie dla renomowanej „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Duda wyznał, że jest „zadeklarowanym przyjacielem Niemiec”, „po prostu lubi Niemcy” i że relacje polsko-niemieckie to dla niego „osobista sprawa”. Przedstawiciele niemieckiej żurnalii, na czele z redaktorem naczelnym najsłynniejszego niemieckiego tabloidu, którzy w tych dniach gościli w Pałacu Prezydenckim nie kryli zdumienia – polityczny wychowanek Lecha i Jarosława Kaczyńskiego nie jest straszydłem, za jakiego go mieli, lecz otwartym na świat europejskim politykiem, który, na dodatek, w elokwentny sposób potrafi uzasadnić swoje stanowisko.
Różnice pozostają
Nawet jeśli nowo wybrany polski prezydent nie stanowi zagrożenia dla tak przecież ważnych relacji polsko-niemieckich, dobra atmosfera i miłe słowa nie powinny przesłaniać faktu, że istnieją też istotne różnice zdań między Dudą a jego niemieckimi gospodarzami.
Duda chce na przykład stałego stacjonowania większych jednostek bojowych NATO na terytorium Polski. Dla niemieckiego rządu, który kurczowo trzyma się danych w latach 90-tych Rosji obietnic, to temat tabu. Berlin obawia się bowiem dalszej eskalacji konfliktu z Rosją.
Inny zapalny temat to forsowana przez Berlin polityka energetyczna, która według Dudy mocno szkodzi polskiej energetyce opartej na węglu. Do tego dochodzi polskie stanowisko w kwestii polityki wobec uchodźców. Duda tłumaczył w niemieckich mediach, że Polska musi być w razie eskalacji konfliktu na Ukrainie przygotowana na napływ tysięcy Ukraińców, co dla Niemców nie brzmi jednak zbyt przekonująco.
Tak czy owak, politycy w Berlinie mogą odetchnąć – wieczorek zapoznawczy się udał. Jednak różnice pozostają. I jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego wygra jesienne wybory parlamentarne mogą się jeszcze powiększyć. Wtedy nowy lokator pałacu prezydenckiego, którego tak się bano w Berlinie, może okazać się wtedy nieoczekiwanie ważnym katalizatorem i gwarantem dobrych relacji.
Bartosz Dudek