Kim są radykalni aktywiści, którzy blokują ulice w Berlinie?
17 września 2023Od poniedziałku (18.09.2023) aktywiści z grupy Ostatnie Pokolenie (po niemiecku Letzte Generation) ponownie zaczną akcje blokowania głównych arterii Berlina.
Mieszkańcy stolicy mogą spodziewać się powtórki dramatycznych scen, które obserwowali w maju tego roku. Jedną z nich wspomina w rozmowie z DW Konstantin. Przebieg wydarzeń pamięta bardzo dobrze. Sam był jedną z sześciu osób, które wówczas usiadły na jezdni Puschkinallee. Jego towarzysze przykleili sobie ręce do asfaltu mocnym klejem. On wraz z drugą osobą miał wolne ręce, żeby w razie potrzeby móc utorować drogę, np. dla karetki.
Na ulicy, która prowadzi do centrum Berlina, szybko utworzył się długi korek. Ludzie zaczęli trąbić. Część zaczęła wychodzić z pojazdów. Jeden z kierowców oblał protestujących wodą. Zaczęła się nerwowa szarpanina. Po paru minutach pojawiła się policja, która po spisaniu danych skupiła się głównie na ochronie demonstrantów i na próbie oswobodzenia rąk aktywistów za pomocą specjalnych preparatów.
Konstantin z tego ciągu chaotycznych wydarzeń wspomina jeden szczególny moment. – Z oddali zaczął zbliżać się do nas mężczyzna. Był bardzo zdenerwowany. Krzyczał. W końcu nachylił się w moim kierunku i przybliżył głowę do mojej twarzy. Krzyczał, że od tygodnia codziennie stoi tu w korku i że to jest jedyna droga, którą może zawieźć córkę do szkoły. Spojrzałem mu intensywnie w oczy, zaczęły mi drżeć usta, byłem bliski płaczu i pomyślałem „jak bardzo to przykre, że muszę to robić”.
Wystarczyło jedno nagranie
Konstantin ma 30 lat. Mieszka w Bremie. Pracuje w szpitalu jako pielęgniarz. Pomaga w przygotowywaniu zabiegów operacyjnych. W wolnym czasie ćwiczy wspinaczkę skałkową. Po treningu często siada przed domowym komputerem i na Twitchu ogląda, jak streamerzy grają w gry albo gadają na różne tematy.
To właśnie tam trafił na dyskusję na temat weganizmu. Niektórzy, aby zmienić swoje życie, potrzebują czegoś spektakularnego. Konstantinowi wystarczyło jedno przypadkowo obejrzane nagranie. Wkrótce nie tylko usunął mięso ze swojej diety, ale i zaczął szukać dalszych informacji, już nie tylko na temat hodowli zwierząt, ale i kondycji naszej planety.
– Pomyślałem, co do cholery robiłem przez ostatnie 30 lat? Jak mogłem to wszystko ignorować? – wspomina. Kilka miesięcy później był już członkiem Ostatniego Pokolenia i blokował ulicę w Berlinie.
Akcje skrojone pod media społecznościowe
Aktywiści tej grupy znajdują się w centrum niemieckiej debaty publicznej. Przez zwolenników są wychwalani za bezkompromisowe działania na rzecz przyszłych pokoleń. Przez krytyków, a tych jest dużo więcej, nazywani są terrorystami, szkodnikami i rozkapryszonymi dzieciakami z bogatych domów. Ich metody są zbyt radykalne nawet dla polityków Zielonych, którzy wraz z socjaldemokratami i liberałami tworzą rząd koalicyjny Olafa Scholza.
Nagrania z ich działań podnoszą ciśnienie i zachęcają do natychmiastowej emocjonalnej reakcji. Blokady są organizowane specjalnie na ulicach, którymi codziennie rano tysiące samochodów wjeżdżają do centrów niemieckich miast. Kierowcy wybuchają, szarpią i kopią aktywistów. Wyzywają ich od najgorszych. Nagrania tych scen nadają się idealnie, żeby rozgrzać i tak już przesycone emocjami media społecznościowe.
Niemiecki fetysz na celowniku
Za blokowanie ulic część aktywistów trafia do aresztu. Coraz częściej muszą płacić wysokie kary. – Gdybym miał wybór, nie blokowałbym ulic – przekonuje Konstantin. Wskazuje, że inne metody obecnie się nie sprawdzają. Czy to spektakularne akcje Greenpeace, czy też pokojowe demonstracje młodzieży spod znaku Fridays For Future, już nie wzbudzają w niemieckim społeczeństwie większych emocji.
Szczególnie od momentu rosyjskiej inwazji na Ukrainę debata publiczna za Odrą z globalnych wyzwań skierowała się ku problemom przeciętnego obywatela. Dominujące tematy to drożyzna, ceny energii i ogólne poczucie zagrożenia spowodowane trwającą wojną na wschodzie kontynentu. Żeby przebić się przez ten natłok pesymistycznych doniesień, aktywiści wzięli na celownik ukochany fetysz Niemców: samochód. – Okazało się, że nic nie wywołuje takich emocji, jak blokowanie dróg – mówi Konstantin.
A co jak przyjdą gorsi?
W ramach organizacji Konstantin nie tylko bierze udział w blokadach, ale prowadzi też działalność informacyjno-werbunkową. Zadanie to nie należy ani do łatwych, ani przyjemnych. Deutsche Welle mogło obserwować prowadzone przez niego spotkanie w Bremie.
W salce ewangelickiego kościoła im. Marcina Lutra o godz. 19:00 zgromadziło się ok. 20 osób. Bynajmniej nie są tylko zwolennicy, którzy chcą młodych aktywistów poklepać po plecach albo dołączyć do protestów. Gdy Konstantin spokojnym tonem tłumaczy, jak dotkliwe i nieodwracalne mogą być skutki dalszego wzrostu średnich temperatur powietrza, wśród zgromadzonych narastają emocje.
– Przyszłam tu po to, żeby powiedzieć, że nie podoba mi się to, co robicie – mówi kobieta w średnim wieku. Inny uczestnik, Richard, sam popiera aktywistów, ale podkreśla, że na darmo próbował przekonać swoich znajomych do przyjścia. – Na samą nazwę reagują złością – tłumaczy. Kolejny głos i kolejna krytyka: zdaniem mężczyzny w średnim wieku aktywiści popełniają śmiertelny błąd, bo wśród ich postulatów nie doszukał się ani całkowitego rozbrojenia Niemiec, ani obalenia kapitalizmu. Po krótkim wykładzie z podstaw marksizmu wychodzi z sali, rzucając pod nosem obelgi pod adresem „młodych naiwniaków”.
Również zwolennicy mają spore wątpliwości co do metod aktywistów. – Krytykujecie rząd, ale ja bardziej obawiam się, że do władzy dobiorą się inni, znacznie gorsi ludzie – jedna z uczestniczek nawiązuje do obecnego wzrostu poparcia dla populistycznej Alternatywy dla Niemiec.
Po dwóch godzinach spotkanie dobiega końca. Nikt z przybyłych nie podchodzi po zakończeniu do organizatorów, żeby zostawić swoje dane kontaktowe. Konstantin wygląda na równie wykończonego, co na zdjęciu z protestu w Berlinie.
Żądać niemożliwego
Aktywiści Ostatniego Pokolenia żądali wcześniej od niemieckiego rządu trzech rzeczy: wprowadzenia jednego biletu na wszystkie środki transportu publicznego za 9 euro miesięcznie, wprowadzenia limitu prędkości 100 km/h na autostradach oraz powołania rady społecznej, która miałaby doradzać rządzącym w sprawie zielonej transformacji.
Cele te były powszechnie krytykowane jako zbyt mało ambitne i nieodpowiednie w stosunku do tak radykalnej formy protestu. Aktywiści więc wyciągnęli wnioski i obecnie organizowane blokady w Berlinie odbywają się już pod jednym wspólnym hasłem: Niemcy mają zrezygnować kopalnych źródeł energii do 2030 roku.
Obecnie ok. połowa energii w Niemczech wytwarzana jest z zielonych źródeł. Druga połowa to węgiel i gaz. Oficjalne plany, przyjęte jeszcze za czasów Angeli Merkel, przewidują rezygnację z węgla do 2038 roku. Co do gazu nie ma jeszcze konkretnych planów. Nic nie wskazuje na to, żeby realistyczne było przyspieszenie tych procesów.
Dodatkowo nawet radykalne zmiany w emisji pojedynczego kraju mają minimalne przełożenie na globalny problem rosnących średnich temperatur spowodowany emisją CO2. Konstantin jednak nie lekceważy znaczenia zmian, o które walczy na terenie swojego kraju. – Niemcy to jedna z największych gospodarek świata i wiodąca siła w Unii Europejskiej. Jestem obywatelem tego kraju i to tutaj chcę coś zmienić. I mam nadzieję, że nasze działania znajdą naśladowców. Ktoś zawsze musi być pierwszy, obojętnie czy to Niemcy, Francja, czy Kanada.
Nie przestaną
W sondażu, opublikowanym przez magazyn „Der Spiegel”, aż 79 proc. badanych uznało działania Ostatniego Pokolenia za szkodliwe. Na całej grupie, jak i naszym rozmówcy, te wyniki nie robią wrażenia.
– My mówimy tylko niewygodną prawdę – twierdzi. Uważa, że większość w Niemczech jest za zwiększeniem nakładów na ochronę klimatu. – Nie możemy teraz przestać, dać się zastraszyć lub zmęczyć – podkreśla.
Niezrażony etykietką “wroga publicznego” Konstantin zapewnia, że zamierza ponownie udać się do Berlina, aby wziąć udział w blokadach.