Ostatnie Pokolenie. Zbawcy świata albo radykałowie
4 grudnia 2022Być może za kilkadziesiąt lat w podręcznikach historii można będzie przeczytać, że niewielka grupa aktywistów nie była skuteczna ze swoimi akcjami protestacyjnymi. Że tłuczone ziemniaki i zupa pomidorowa na dziełach sztuki, przyklejanie się do płyty lotniska w Berlinie czy blokady dróg były czynami karalnymi, które zagrażały ludzkiemu życiu.
Ale być może zamiast tego w podręcznikach będzie napisane, jak aktywiści klimatyczni bronili się przed sądem w Monachium: „Panie sędzio, nie sądzę, żeby ludzie za 30 lat zrozumieli, dlaczego siedzimy tu w sądzie, a nie w rządzie w Berlinie”.
Lars Werner jest jednym z tych, którzy na początku listopada dwukrotnie przykleili się do asfaltu na ruchliwej obwodnicy w Monachium. I został skazany przez sąd nie tylko na grzywnę w wysokości 525 euro za dwa zarzuty stosowania przymusu, ale także odsiedział 23 dni w największym monachijskim więzieniu. Nie powstrzyma to jednak Larsa, psychologa klinicznego z Getyngi, przed kontynuowaniem protestów. – Powiedziałem sędziemu i prokuraturze, że wyrok niczego nie zmieni i nie wpłynie na to, żebym dalej szedł tą drogą, bo przecież jestem zobowiązany wobec swojego sumienia, choć faktycznie szanuję i chronię praworządność – mówi w rozmowie z Deutsche Welle. – I że musimy powstać wśród ludzi, bo inaczej przegramy w sprawie klimatu. Będziemy tak długo działać, aż ludzie zainteresują się meritum naszej krytyki.
Czego chce Ostatnie Pokolenie?
Dla 31-letniego Larsa oznacza to, że po jego obywatelskim nieposłuszeństwie we Frankfurcie, Hamburgu i Berlinie, mogą nastąpić kolejne akcje. W tym roku prawie co miesiąc przyklejał się gdzieś na ulicach niemieckich miast. On i inni z organizacji Ostatnie Pokolenie domagają się, aby niemiecki rząd trzymał się celów klimatycznych z Paryża, a konkretnie ograniczenia prędkości do 100 kilometrów na godzinę na niemieckich autostradach i wprowadzenia miesięcznego biletu za dziewięć euro w transporcie publicznym. Charakter protestów, które wywołują ostrą krytykę w całych Niemczech, jest zamierzony.
– Akcji nie można zignorować, bo to przecież zakłócenie rzeczywistości. Życie codzienne zostaje przerwane. Oczywiście to nie jest normalne, że ludzie przyklejają się do ulicy, rzucają masą ziemniaczaną w obrazy czy przykuwają się do słupka na boisku piłkarskim – mówi Lars. Ale nie jest też normalne, że żyje się dalej jakby nigdy nic, mimo „egzystencjalnego zagrożenia”.
Gniew i zastraszanie
Lars Werner akceptuje wiele w imię swojej walki o klimat. Na początku roku rzucił bezpieczną pracę w gabinecie terapeuty i od tego czasu utrzymuje się z oszczędności, których nie ma zbyt wiele. Jego przyjaciele i rodzina nie popiera jego akcji. Tak naprawdę nie potrafi już niczego zaplanować na dłuższą metę, tylko żyje z miesiąca na miesiąc. I przede wszystkim spotyka się z odrzuceniem i nieraz z czystą nienawiścią.
– W Monachium opluwano mnie na ulicy. Kiedy się na nas krzyczy, my nie podnosimy głosu. Kiedy jesteśmy bici, nie oddajemy – mówi. Nie wini ludzi za to, że nachodzi ich gniew. – Ale nie prowadzimy też kampanii, by ludzie udzielali nam rozgrzeszenia. Chcemy uniknąć załamania klimatycznego, więc nie musimy być tymi dobrymi czy kochanymi.
Miara się przebrała
Na pewno nie są takimi dla posła do Bundestagu Christopha Plossa. Po blokadzie berlińskiego lotniska pod koniec listopada dla chadeka miara się przebrała. Napisał na Twitterze, że akcja stanowi zagrożenie dla ochrony klimatu i demokratycznego społeczeństwa. Ploss, który opowiada się za większą innowacyjnością w celu osiągnięcia celów klimatycznych, a przy tym za stosowaniem technologii, takich jak e-paliwa, domaga się jasnej odpowiedzi od państwa konstytucyjnego.
– W demokracji nie może być tak, że dla małej mniejszości panują inne reguły gry niż dla wszystkich innych – niezależnie od tego, jak bardzo są przekonani o swojej racji. W demokracji te same zasady muszą obowiązywać wszystkich – mówi w rozmowie z DW.
Mało zrozumienia dla protestów
Ploss nie jest odosobniony w swojej krytyce. Prawie wszystkie partie polityczne zdecydowanie potępiły blokadę na lotnisku. Niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser (SPD) mówiła o niedopuszczalnej eskalacji, sekretarz generalny FDP Bijan Djir-Sarai apelował o surowość państwa prawa, a wiceszef klubu poselskiego Zielonych w Bundestagu Konstantin von Notz skrytykował akcję jako „kontrproduktywną, arogancką i potencjalnie niebezpieczną”. Lider populistycznej AFD Tino Chrupalla wezwał nawet niemiecki kontrwywiad do podjęcia działań.
Konferencja ministrów spraw wewnętrznych zgodziła się teraz na sporządzenie raportu sytuacyjnego do początku przyszłego roku. – Błędem byłoby robienie ze sprawców ofiar lub trywializowanie przestępstw tylko dlatego, że można mieć sympatię dla domniemanych motywów tych radykałów. Tzw. Ostatnie Pokolenie dopuszcza się przestępstw. Państwo musi dać jasną odpowiedź. Potrzebujemy w polityce jasnego języka, gdy radykalna mniejszość myśli, że może być ponad prawem – mówi Christoph Ploss.
„Jak Frakcja Czerwonej Armii”
Lider grupy parlamentarnej CSU Andreas Dobrindt idzie nawet o krok dalej i nazywa Ostatnie Pokolenie „klimatycznym RAF” – w nawiązaniu do lewicowo-ekstremistycznej organizacji terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii. W latach 1971-1993 RAF była odpowiedzialna za ponad 30 morderstw w Niemczech.
Czy Dobrindt ma rację ze swoim drastycznym doborem słów? – To, co robią aktywiści, to w zasadzie łagodne przekroczenie prawa. Blokują drogi, rzucają jedzeniem na obrazy, które są dobrze chronione. Ryzykują własną nietykalność fizyczną i wolność. Ale niszczą rzeczy na małą skalę i nie zagrażają ludziom. Pod tym względem nie ma to nic wspólnego z grupami zbrojnymi, takimi jak RAF – mówi prof. Sebastian Haunss z Uniwersytetu w Bremie, który zajmuje się badaniem ruchów protestacyjnych.
Krytycy Ostatniego Pokolenia podkreślają jednak, że protesty zagrażają ludziom i wskazują na śmierć rowerzystki w Berlinie, potrąconej przez betoniarkę. Jej ratunek mogła utrudnić blokada klimatyczna. Śledztwo trwa.
Społeczeństwo przeciwne protestom
Również duża część społeczeństwa odrzuca protesty Ostatniego Pokolenia. Jednym z zarzutów jest to, że działania nie są skierowane przeciwko prawdziwym sprawcom zmian klimatycznych. Tylko, że fakt, iż Lars Werner i jego towarzysze broni odłączyli w tym roku dziesiątki rurociągów transportujących ropę, nie spotkał się z prawie żadnym zainteresowaniem mediów. W najbliższy poniedziałek, 5 grudnia, planowane są kolejne akcje, zwłaszcza w Berlinie i Monachium.
Należy się spodziewać ostrych reakcji. – W końcu demonstranci domagają się wdrożenia międzynarodowego i uchwalonego porozumienia, to żądanie realno-polityczne i powściągliwe. Wymaga to fundamentalnych zmian w dzisiejszym społeczeństwie, zarówno na poziomie indywidualnym, jak i zbiorowym. I jest wielu, którzy nie chcą tych zmian – wyjaśnia prof. Haunss. To, że Ostatnie Pokolenie spotyka się z tak dużą krytyką i złością, ma właśnie związek z tym, że ludzie nie chcą, by im przeszkadzano.
Jak ruch antynuklearny
Badacz protestu porównuje Ostatnie Pokolenie do ruchu antynuklearnego. Wtedy też chodziło o środowisko i długofalowe konsekwencje działań człowieka. Była to ważna kwestia społeczna, która wymagała od protestujących wiele cierpliwości. Dzisiejszy ruch przypomina inicjatywę z lat 70. i 80. ubiegłego stulecia także w swojej bardzo lokalnej strukturze organizacyjnej – mówi Haunss.
Uważa on, że w interakcji z ruchem Fridays for Future (Piątki dla Klimatu) Ostatnie Pokolenie jeszcze bardzo długo będzie działać Niemcom na nerwy. – Właściwie wszystkie wielkie ruchy zawsze składały się zarówno z konfrontacyjnych form działania, jak i pokojowych masowych protestów. Tak było w ruchu kobiet, ruchu antynuklearnym czy w amerykańskim ruchu na rzecz praw obywatelskich – mówi badacz z Bremy.
Nawiasem mówiąc, sędzia okręgowy w Monachium Alexander Fichtl oświadczył w swoim wyroku, że Lars Werner i jego towarzysze mają rację we wszystkim, co mówią o zmianach klimatu i niezdolności polityki do skutecznej walki z nimi. – Mylą się tylko w jednym punkcie – doborze środków – powiedział. Powinni realizować swój cel na drodze politycznej, w przeciwnym razie podważają demokratyczne państwo prawa.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>