Otwarcie szkół: „Nie jesteśmy królikami doświadczalnymi!“
22 kwietnia 2020Przez cały miesiąc wszystkie szkoły w Niemczech były zamknięte z powodu koronakryzysu. Teraz kraje związkowe stopniowo przywracają normalny tryb nauczania w oparciu o decyzję rządu w Berlinie, która zaleca stopniowe otwieranie szkół począwszy od 4 maja. Jako pierwsi mają powrócić do szkół uczniowie, których czekają końcowe egzaminy. Ale niektóre landy chcą być szybsze. Jest wśród nich Nadrenia Północna-Westfalia.
„Jesteśmy przyszłymi wyborcami i nie zapominy!"
15-letnia uczennica tamtejszej szkoły realnej, w Lipstadt, Elea Marschollek, mówi w rozmowie z DW, że jest „totalnie zszokowana", bo dowiedziała się, że od czwartku 23 kwietnia powinnna ponownie pojawić się w szkole, co uważa za „nieodpowiedzialne". Elea złoży w tym roku egzamin końcowy. Ta 10-klasistka, podobnie jak jej koleżanki i koledzy, od czwartku musi zacząć się do nich przygotowywać, chociaż akurat w tym landzie liczba osób zarażonych koronawirusem jest wyższa niż wynosi to średnia krajowa. Elea Marschollek poczuła się tym tak zbulwersowana, że wysłała na Instagramie do premiera Nadrenii Północnej-Westfalii wiadomość następującej treści: „Jesteśmy przyszłymi wyborcami i nie zapomnimy, kto ma w nosie nasz dobry stan zdrowia”. To zdanie znalazło się w jej dłuższym tekście skierowanym pod adresem premiera.
„To będzie całkowita katastrofa"
Uczennica czuje respekt przed koronawirusem, ale nie boi się go w jakiś nadzwyczajny sposób. Jej brat przechodzi jednak w tej chwili szkolenie w zawodzie pielęgniarza. „Jeżeli zarażę się teraz w szkole koronawirusem, a on przeniesie go do domu opieki, będzie to całkowita katastrofa”, mówi Elea.
Aby do katastrofy nie doszło, władze niemieckich krajów związkowych pouczyły szkoły, w jaki sposób mają przestrzegać zasad higieny zalecanych przez wiele instytucji naukowych opowiadających się za ich otwarciem. Zaleca się zwiększenie do półtora metra odstępów między miejscami do siedzenia w klasach. Szkoły muszą także zadbać o możliwość umycia się przez uczniów i odpowiednią ilość środków dezynfekcyjnych.
– Wiem, jak wyglądają toalety w szkole, do której chodzi moja córka. Chodzi tam tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne – z wyraźną irytacją w głosie powiedziała DW 53-letnia Susanne Hauser, która najchętniej zabroniłaby córce powrotu do szkoły.
Dla maturzystów w Nadrenii Północnej-Westfalii obecność na zajęciach przygotowujących ich do egzaminu dojrzałości nie jest obowiązkowa, w odróżnieniu od 10-klasistów.
– Ale moja córka znajduje się między młotem a kowadłem. Z jednej strony nie chciałaby niczego zaniedbać, a z drugiej, co jej po maturze, jeśli naraża jedynego rodzica, który jej pozostał? – pyta matka Elei.
Pacjenci z grupy ryzyka są zaniepokojeni
Susanne Hauser choruje na astmę i rozedmę płuc, przez co należy do grupy ryzyka. Zwykłe przeziębienie wystarcza, żeby musiała pozostać na dłużej w łóżku, wyjaśnia ta pracownica jednej z kancelarii adwokackich.
– Przez cały czas stosowaliśmy się do zalecenia „zostań w domu”, a teraz to wszystko ma nagle przestać obowiązywać? To chyba przesada – mówi. Nie rozumie, skąd ten cały pośpiech i dlaczego ma on dotyczyć akurat dzieci.
Podobnie widzi to Ralf Radke. Ten doradca przedsiębiorstw i honorowy przewodniczący komitetów rodzicielskich szkół zintegrowanych w Nadrenii Północnej-Westfalii mówi w rozmowie z DW, że w pierwszym miesiącu koronakryzysu odbierał mało telefonów od zaniepokojonych rodziców. Teraz, po ogłoszeniu decyzji o przeprowadzeniu egzaminów końcowych i ponownym otwarciu szkół, wszystko w mgnieniu oka uległo zmianie.
– Jesteśmy oblegani przez zszokowanych i zaniepokojonych rodziców, którzy nic z tego nie rozumieją – stwierdza rozmówca DW. – Część z nich po prostu nie zamierza posyłać na razie dzieci do szkół.
Ralf Radke uważa za błąd skupienie uwagi władz na egzaminach. – Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, politycy będą mogli później powiedzieć, że nawet w trudnych czasach utrzymali wysoki poziom nauczania – mówi. Z drugiej strony, przeprowadzenie egzaminów podczas epidemii wymaga znacznie więcej wysiłku i nakładów niż zwykle. A gdy do szkół wkrótce powrócą także młodsze roczniki, przed letnimi wakacjami raczej nie uda się, jego zdaniem, zapewnić im nauki w normalnych warunkach.
Koronakryzys opóźnia realizację marzeń
Do ofensywy przygotowują się nie tylko rodzice, ale także uczniowie. O tym, jak bardzo są rozgoryczeni i zbulwersowani świadczą hasztagi #schulboykott i #schulboykottNRW, pod którymi można znaleźć tysiące wpisów od poirytowanych uczniów. Boją się zarazić koronawirusem i chodzi im także o warunki, w jakich mogą się odbyć końcowe egzaminy. A te podczas epidemii koronawirusa będą utrudnione. Wielu uczniów postuluje w związku z tym wprowadzenie średniej z dotychczas uzyskanych ocen. Kto chciałby ją poprawić, ten może powrócić do szkoły.
Elea Marschollek nie przyłączyła się jeszcze do ruchu bojkotującego egzaminy. Obawia się jednak, że z powodu epidemii koronawirusa nie będzie mogła się należycie przygotować do egzaminów i nie uzyska średniej pozwalającej jej na kontynuowanie nauki w liceum. Jej marzenie, w postaci podjęcia po maturze studiów w Wielkiej Brytanii może zatem się odwlec w czasie.
W tej chwili jednak najbardziej zajmuje ją czwartek 23 kwietnia. Na początku tego tygodnia dostała ze szkoły mejl z informacjami, jak ma teraz wyglądać nauka. Będzie w niej uczestniczyć tylko połowa jej klasy, czyli trzynaścioro uczniów. Mimo to, Elea czuje się opuszczona przez polityków, którzy nie traktują wystarczająco poważnie jej obaw. Jak mówi: „Mam wrażenie, że politycy chcą przeprowadzić na nas pewien eksperyment. Ale my jesteśmy przecież uczniami, a nie jakimiś królikami doświadczalnymi”.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>