Pionierka pojednania: Setne urodziny Marion Dönhoff
2 grudnia 2009W 1946 roku Marion Dönhoff podjęła pracę w hamburskim tygodniku "Die Zeit". W dziewięć lat później została kierownikiem działu polityki, w 1968 roku redaktorem naczelnym, a w 1972 roku wydawcą pisma. Uchodzi, nie bez racji, za jedną z najwybitniejszych postaci w dziennikarstwie powojennej Republiki Federalnej. Z okazji stulecia jej urodzin rząd Niemiec podjął decyzję wybicia pamiątkowej monety o nominale 10 euro.
Helmut Schmidt o hrabiance Dönhoff
"Była liberalna, ale nietolerancyjna, czyli liberalna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Była dla mnie jedną z najwybitniejszych i wywierających najsilniejsze wrażenie kobiet, które spotkałem w życiu. Była wielką damą, ale dla mnie była po prostu Marion, a ja dla niej Helmutem".
Znajomość i bliska przyjaźń łączyła Helmuta i Marion przez blisko pół wieku. Przez dwadzieścia lat wspólnie wydawali tygodnik "Die Zeit", obowiązkową lekturę każdego inteligenta w RFN.
Wpływowe pióro
"Poprzez swój styl uprawiania dziennikarstwa wywarła wielki wpływ na kształt powojennych Niemiec. Na przykład na tak zwaną politykę wschodnią wobec Polski, Rosji i NRD. To ona odkryła i otworzyła ścieżką porozumienia, na którą w latach 60. ubiegłego wieku wkroczyła niemiecka polityka zagraniczna. Nie było jej łatwo pogodzić się z utratą krainy dzieciństwa, jej małej ojczyzny, ale i z tym sobie poradziła" - wspomina Helmut Schmidt.
Marion Dönhoff przyszła na świat 2 grudnia 1909 r. w rodzinnym pałacu Friedrichstein w Prusach Wschodnich, jako najmłodsze, siódme dziecko w rodzinie hrabiego Augusta Dönhoffa, posła na sejm Prus i Rzeszy. Jej matka - Maria von Lepel - była damą dworu cesarzowej Augusty Wiktorii.
Zatarte ślady
Dziś Friedrichstein to Kamienka w rejonie gurjewskim w obwodzie kaliningradzkim. Po pałacu nie ma śladu, spalili go czerwonoarmiści w styczniu 1945 roku.
W 1932 roku, po maturze uzyskanej w Poczdamie, Marion podjęła studia ekonomiczne na uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem. W tym samym roku w Niemczech doszła do władzy partia Adolfa Hitlera, którego młoda arystokratka uważała za odrażającego parweniusza. Musiała o tym głośno mówić, bo już w rok później okazało się, że znacznie lepszym miejscem na kontynuowanie studiów będzie dla niej Bazylea w Szwajcarii. Tam też uzyskała w 1935 roku tytuł doktora nauk politycznych.
Polityka, jej pasja
Polityka towarzyszyła jej przez całe życie. Najpierw podróżowała po Europie, Afryce i Ameryce Północnej, a w roku 1938 powróciła do Niemiec, przejmując zarządzanie majątkiem ojca. Była właścicielką majątku Kwitajny na Mazurach. Podczas wojny działała w opozycji antyhitlerowskiej, jako kurierka między grupami spiskowców, przygotowującymi nieudany, jak się okazało, zamach na Führera w lipcu 1944 roku. Miała szczęście. Większość jej przyjaciół zamordowano. Ona sama była wprawdzie aresztowana i przesłuchiwana przez Gestapo, ale niczego nie udało się jej udowodnić i wyszła na wolność. W styczniu 1945 roku uciekła na ukochanej klaczy przed czołgami Armii Czerwonej na Zachód, co później opisała w wydanej także w Polsce książce "Nazwy, których nikt już nie wymienia".
Drugie życie
"Drugą połowę życia zaczęła tu, w Niemczech zachodnich, jako dziennikarka. Było to inne życie niż te, które prowadziła jako wpływowa arystokratka. Nie była biedna, ale nie opływała już w luksusy i nie mieszkała w pałacu. Przede wszystkim była jednak znakomitą dziennikarką" - opowiada Helmut Schmidt.
Karierę dziennikarską zaczęła w nowopowstałym tygodniku "Die Zeit". Miała wtedy 37 lat, sporo przeżyć i jeszcze więcej do powiedzenia. Jej opinie były uważnie czytane i analizowane. Zasłynęła zwłaszcza artykułami o potrzebie pojednawczej polityki wschodniej, bez tracenia z pola widzenia nadrzędnego celu zjednoczenia Niemiec i z nieprzejednanego stanowiska wobec kanclerza Adenauera, którego stale ostro i wytrwale krytykowała.
"
Każdy jej artykuł skłaniał wiele tysięcy Niemców do zastanowienia się nad tym, co przed chwilą przeczytali. Miała także uważnych czytelników w kołach rządowych, w których ją szanowano, choć nie zawsze lubiano. Ja sam zawsze czytałem jej artykuły, zarówno wtedy, kiedy byłem ministrem obrony, a potem ministrem finansów, jak i wtedy, kiedy zostałem kanclerzem" - wspomina Helmut Schmidt.
Marion Dönhoff zawsze mówiła, że dziennikarką jest właściwie z przypadku, choć nie omieszkała stale podkreślać, że uważa tygodnik Die Zeit za "swoją rodzinę i ojczyznę". Była mu wierna przez 60 lat i wywarła ogromny wpływ na profil pisma.
Die Zeit, jej pismo
"Die Zeit to było JEJ pismo. Była w nim niekwestionowanym autorytetem, powiedziałbym autorytetem ostatecznym i absolutnym, przy czym jej pozycja wcale nie wynikała z tego, że jednocześnie była jego wydawcą i właścicielką. Pisała to, co myślała i cieszyła się niezachwianym szacunkiem do końca, do chwili śmierci" - mówi Helmut Schmidt.
Autorytet i wpływy Marion Dönhoff wykraczały daleko poza granice RFN. Szczególną wysoko ceniono ją w Polsce, którą często odwiedzała, szukając kontaktów z politykami, intelektualistami i dziennikarzami. Jednym z nich był publicysta Polityki Adam Krzemiński, który po raz pierwszy spotkał się z Marion Dönhoff, jako młody, 30. letni dziennikarz w latach siedemdziesiątych.
Wpisana w pamięć
"Zaskoczył mnie uwaga, z jaką mnie wtedy potraktowała jako rozmówcę, choć byłem wtedy tylko nieznanym, początkującym dziennikarzem. Miała jasną linię, mówiła krótko i precyzyjnie i ani przez chwilę nie traciła z pola widzenia celu rozmowy, to jest ustanowienia dobrych stosunków z Polską. Opowiadała się za uznaniem granicy na Odrze i Nysie i popierała strategią "Wandel durch Annährung", czyli "Zmiany przez zbliżenie" - wylicza Krzemiński.
Za zaangażowanie na rzecz pokoju i pojednania z państwami Europy wchodniej Marion von Dönhoff wyróżniono w 1971 roku Pokojową Nagrodą Księgarzy Niemieckich. Rok wcześniej wysunięto jej kandydaturę na prezydenta Niemiec, ale odmówiła. Uważała, że bardziej się przyda w polityce jako dziennikarka i że za redakcyjnym biurkiem może więcej zdziałać, niż będąc prezydentem. Zdaniem byłego kanclerza Schmidta ma szansę pozostać w pamięci zbiorowej:
"Dziennikarzy rzadko się zapamiętuje dłużej, ale ona może być jedną z tych nielicznych, którym i to się uda".
Justyna Brońska / Andrzej Pawlak
red. odp. Jan Kowalski / du