Po wyborach, ale Merkel jeszcze trochę porządzi
28 września 2021Po wyborach parlamentarnych Angela Merkel nadal sprawuje funkcję kanclerza, choć tylko komisarycznie, do chwili utworzenia nowego rządu. Nie jest określony limit czasowy takiego przejściowego rozwiązania. Merkel teoretycznie mogłaby sprawować funkcję jeszcze w czasie Bożego Narodzenia. Po 17 grudnia 2021 stałaby się najdłużej urzędującym kanclerzem w historii Niemiec, wyprzedzając dotychczasowego rekordzistę Helmuta Kohla. Pełnił on funkcję przez 5869 dni.
Po wyborach nie zmieniają się też uprawnienia Angeli Merkel, także w sprawach personalnych. Mogłaby nadal wnosić o powołanie albo odwołanie ministrów w rządzie, którzy zresztą tak jak ona pozostają na stanowiskach tylko komisarycznie.
To, że wybory już się odbyły, nie oznacza, że Angelę Merkel przestały wiązać wcześniej zaplanowane spotkania. Ponieważ wszystko wskazuje na to, że nowy rząd nie powstanie prędko, Merkel zapewne będzie reprezentować Niemcy na szczycie grupy G20, który odbędzie się pod koniec październik w Rzymie.
Angela Merkel nadal może korzystać ze swojego biura w Urzędzie Kanclerskim. Będzie musiała je opróżnić dopiero po wyborze jej następcy. Nowego kanclerza wybiera Bundestag, który zatwierdza kandydata na wniosek prezydenta federalnego.
Nowy parlament
Nowy Bundestag musi zebrać się po raz pierwszy najpóźniej 30 dni po wyborach. Reguluje to artykuł 39 niemieckiej konstytucji. Gdy Federalna Komisja Wyborcza ogłosi ostateczne wyniki głosowania, i gdy znane będą nazwiska wszystkich nowych deputowanych, do pracy zabiorą się monterzy, który zaczną ustawiać fotele na sali plenarnej Bundestagu. Cztery lata temu, kiedy do parlamentu po raz pierwszy dostała się Alternatywa dla Niemiec (AfD), żaden z klubów parlamentarnych nie chciał siedzieć obok posłów Alternatywy, co doprowadziło do opóźnień.
Negocjacje w sprawie budowy rządu
To pewnie najtrudniejsza część powyborczego okresu. Także w tym przypadku nie ma ustawowego terminu, w którym rząd musi powstać. Wiedzą to dobrze przedstawiciele negocjujących partii, którzy walczą o każdy szczegół, decydujący o rozdziale władzy w kraju. Chodzi tu o cele partii, o personalia, stanowiska w rządzie i, na końcu, o umowę koalicyjną.
Negocjacje koalicyjne otwiera główny kandydat partii, która otrzymała w wyborach największą liczbę głosów. Zazwyczaj jest on także kandydatem na kanclerza i to on wybiera, z jakimi ugrupowaniami chciałby tworzyć nowy rząd.
Inaczej niż w USA czy Wielkiej Brytanii, gdzie jedna partia przeważnie ma jasną większość, w Niemczech zwycięskie ugrupowanie potrzebuje zazwyczaj partnera koalicyjnego, aby mieć większość głosów w parlamencie. Tym razem potrzeba będzie prawdopodobnie nawet dwóch partnerów.
To może potrwać
Negocjacje koalicyjne często się przeciągają, zwłaszcza, że partie zazwyczaj pytają swoich członków o zgodę na koalicję z danym ugrupowaniem.
Po wyborach cztery lata temu wszystko wskazywało początkowo na powstanie tzw. koalicji jamajskiej, czyli złożonej z chadeckiej CDU/CSU, FDP i Zielonych. Po tygodniach narad FDP zerwało jednak negocjacje oskarżając chadeków o to, że zbyt daleko wychodzą naprzeciw postulatom Zielonych.
Potem pojawiło się pytanie, czy socjaldemokratyczna SPD jeszcze raz będzie skłonna wejść w tak zwaną wielką koalicję z CDU/CSU. Socjaldemokraci nie mieli na to ochoty, bo doświadczenie z wcześniejszej wielkiej koalicji pokazywało, że w takim układzie trudno jest im przebić się z własnymi postulatami. Na końcu 600 partyjnych delegatów dało jednak zielone światło dla wstępnych rozmów z chadekami, dopiero potem rozpoczęły się właściwe negocjacje koalicyjne. Nadzwyczajny zjazd partyjny musiał jeszcze zgodzić się na warunki umowy z CDU/CSU. Wszystko to zajęło pół roku.